wtorek, 8 kwietnia 2014

SCALANIE CZĄSTEK "SWOJEJ TOŻSAMOŚCI"…


Dzielę się w tej notce moimi notatkami… rozpoznaniami, przypomnieniem o SOBIE... kim JESTEM, fragmentami moich komentarzy i wypowiedzi na innych blogach. Dziękuję za inspirację Margo0307, Mezamirowi i Przenikaniu oraz wszystkim, z którym dane mi było/jest prowadzić dialog.

Wiedza płynąca z naszego osobistego, indywidualnego doświadczenia staje się poszerzoną samo-świadomością SIEBIE… 


Kiedyś miałam taki wgląd i zrozumiałam, dlaczego telepatyczne porozumiewanie się pomiędzy ludźmi jest “zablokowane”. Gdyby nie było zablokowane, to przyniosłoby ludziom jeszcze więcej cierpienia i więcej bardziej intensywnych konfliktów, a nawet wojen, na dodatkowych poziomach psycho-mentalno-myślowych. W każdym razie zostało mi pokazane (a było to z 5 lat temu), że gdyby wtedy każdy człowiek otrzymał możliwość telepatycznego porozumiewania się z innymi, to doszłoby do totalnej wojny, która zaczęłaby się na tych psycho-mentalno-myślowych poziomach, a kontynuowana byłaby także na wszystkich innych…, co doprowadziłoby do totalnej destrukcji i chaosu w całym tzw. wszechświecie.

Nawet, kiedy już wiele wiemy, to możemy wpaść w pułapkę wiedzy, która polega na tym, że owa wiedza podsyca nasze ja-ego,  ale my nadal postępujemy według starych wzorców, zazwyczaj nieświadomi tego… Nadal kierują nami nieuświadomione wzorce uaktywniające nasze emocje i ograniczające dostęp do coraz większego "zakresu"czy "przestrzeni" naszej samo-świadomości.





Ja, utożsamiona z osobą znaną pod jakimś imieniem i nazwiskiem czy pseudonimem… postępowałam kiedyś tak, jak postępowałam. Ale teraz już postępuję inaczej, co nie znaczy, że ktoś mojego obecnego postępowania nie może uznać oceniając je z własnej perspektywy także za "takie", "śmakie" czy nawet "złe"... dla siebie - według "swoich" ocen, przekonań, "swoich" wzorców myślowych i wzorców działania.

“Kiedyś” miałam "swoje": przekonania, wzorce, strachy, emocje i nie potrafiłam podjąć innych decyzji niż podejmowałam wówczas… Teraz mam inne przekonania itp. i podejmuję inne decyzje. Ale dlatego, że mam pewne doświadczenia za sobą i pamiętam je (powyciągałam wiele "starych" wzorców ze "swojej strefy cienia”), więc teraz rozumiem, że inni nadal mogą podejmować takie decyzje, jak ja kiedyś, ponieważ mają ku temu swoje powody (jak i ja je kiedyś miałam).

Kiedy wypieramy się naszych "złych" uczynków i pakujemy je do swoich "osobistych puszek Pandory" udając, że nie mają one z nami nic wspólnego i "wybielając" siebie, pozbawiamy się pamięci o tym, że jesteśmy kolorowi… dobrzy i źli… A to, co uznajemy za dobre lub złe, zależy wyłącznie od interpretacji indywidualnego umysłu ograniczonego wzorcami myślowymi (naszych przekonań) oraz tego, jak jesteśmy - mniej lub bardziej -sami siebie świadomi oraz tego, co rzeczywiście robimy, jak działamy i z jakich powodów.

Ograniczenia umysłu pewnymi wzorcami myślowymi można próbować zmieniać,  ale i tak mamy ciała, a w nich różne zapisy. Bywa, że ciała pamiętają więcej niż umysł (skoncentrowany na ja-ego) chce lub może pamiętać… Z ciał możemy sobie wyrzucać "różne rzeczy" w nieskończoność, ale bez świadomego procesu "oczyszczenia" czy "transformacji" (integracji) tego, co wyrzucamy i wiedzy, dlaczego to robimy, i tak - to, co wyrzucamy z siebie nieświadomie - prędzej czy później do nas wraca. Potrzebujemy przyjąć te części siebie z uczuciami i emocjami włącznie.

Kiedyś dzieliłam się na blogu moim doświadczeniem "przeprogramowania" siebie z “głupiej i brzydkiej” na “piękną i mądrą”. A jak doświadczyłam także tego drugiego “biegunowego” aspektu siebie, to po pewnym czasie zrozumiałam, że i jedno i drugie (myślenie o sobie i postrzeganie siebie zarówno głupią i brzydką jak piękną i mądrą) było iluzją ja-ego... iluzją utożsamienia się najpierw z jednym, potem z drugim... sposobem postrzegania siebie. I wtedy nagle przestało mieć dla mnie znaczenie, czy postrzegam siebie jako “brzydką lub piękną” albo “głupią lub mądrą”. Przestało mieć jednocześnie znaczenie dla mnie, w jaki sposób postrzegają mnie inni w tych “kategoriach” ocen czy "wartościowania" mojej osoby pod względem takiej czy innej "atrakcyjności" lub jej braku.

Wtedy chyba pierwszy raz odczułam świadomie wolność… od ocen, oczekiwań, wartościowania, co lepsze, a co gorsze… kto milszy, a kto nie… 

Gdy nasze ja-ego utożsamia się z coraz większą częścią “naszych osobistych części”, zmienia swój “stan świadomości” i rozpuszcza się w czymś, co niektórzy zwą “wyższą jaźnią” lub “wyższym ja” - JA. W naszej wewnętrznej Przestrzeni...

Wtedy też zmienia się nasza rzeczywistość...

Ale żeby “przenieść się” do "innej rzeczywistości" czy "innego świata" (jeśli on istnieje) albo “przetransformować” w sobie ten świat, w którym cierpimy, aby “pójść gdzie indziej”, możliwe, że potrzebujemy właśnie uświadomić sobie i zaakceptować to, że jesteśmy jednocześnie “złymi” i “dobrymi” częściami siebie samych?

Oto przykład:
Jadłam kiedyś mięso, łowiłam na wędkę ryby… teraz tego nie robię. Dokonałam wyboru. Ale żebym mogła dokonać takiego wyboru, musiałam z jakiegoś powodu doświadczyć jedzenia mięsa i “polowania” na ryby… Miałam wtedy bardziej ograniczoną albo może inną samo-świadomość niż mam dzisiaj… (tak to dla siebie określam). Ale nie zamierzam się tego wypierać. Robiłam też kiedyś i "gorsze" rzeczy…  Inni nadal je robią. Więc, jeśli jestem połączona z innymi jako Jednia, to inni są mną, więc w tych innych swoich przejawach nadal robię owe "gorsze" rzeczy...

Poczucie winy na przykład to mocny program “uzależnienia” od pewnych wzorców myślenia i działania. Poczucie winy ogranicza naszą samo-świadomość, a przede wszystkim utrzymuje nas w stanie aktywnej gotowości emocjonalnej (podsyca i podkręca emocjonalność). Teraz już szanuję wszystkie swoje poprzednie doświadczenia. Zarówno te "dobre" jak i te "złe".

Dlatego rozumiem, że jeśli ktoś je mięso, to taki jest jego lub jej wybór. Ja już nie cierpię z tego powodu, choć wiem, że zwierzęta cierpią, gdy są zabijane w okrutny sposób i współodczuwam razem z nimi. I pamiętam o tym cierpieniu (jestem świadoma, bo odczuwam czasem to cierpienie; zwierzęta to także żywe i czujące cząstki mojej tożsamości). I dlatego nie jem mięsa, aby nie przyczyniać się do tego cierpienia. Taki jest mój osobisty wybór na TU i TERAZ.

Wiem też, że inni ludzie cierpią (jak i ja kiedyś cierpiałam), ale wiem także, że wielu ludzi nadal (nawet z nieznanych sobie powodów) nie chce przestać cierpieć.

Ten stan, w którym kocham te wszystkie swoje “brzydkie” cząstki siebie (swojej tożsamości) tak samo jak i te “piękne”, nazywam dla siebie odczuwaniem wszechogarniającej miłości… do tych, co jedzą mięso, do tych, co nie jedzą mięsa, do tych, co są zabijani, do tych, co się rodzą, do tych, co cierpią i do tych, co zadają cierpienie… Niemożliwe? Nienormalne? A jednak… Tak to rozumiem, czuję, wiem i jestem tego świadoma… Umożliwia mi to… zrozumienie i odczuwanie szacunku do każdej "cząstki SIEBIE". To nie znaczy, że nie odczuwam współczucia dla zabijanych i zabijających. Że nie potrafię się wzruszyć, cieszyć, zasmucić, że nie  pomogę nikomu. Pomagam innym, ale wtedy, gdy prowadzi mnie moja dusza.  Oczywiście, dla siebie wybrałam zakończenie walki oraz zakończenie przyczyniania się do zabijania, uśmiercania... 

Pamiętam też, że kiedy (na warsztacie z Brucem Moenem) uczyłam się “odzyskiwać dusze” czy inaczej mówiąc "odzyskiwać różne cząstki swojej tożsamości", które “utknęły” gdzieś... w czasoprzestrzeniach, w różnych światach niefizycznych (lub "pomiędzy"), zrozumiałam (przypomniałam sobie), że każda z nich jest cząstką “mojej” tożsamości, które scalam w sobie. Każda z nich, bez wyjątku (pisałam o tym m.in. tutaj: http://tonalinagual.blogspot.com/2013/05/odzyskiwanie-zagubionych-czesci-siebie.html). 

Z późniejszych moim doświadczeń zrozumiałam też (przypomniałam sobie), że nie wszystkie “cząstki swojej tożsamości", które spotkałam w “światach równoległych” albo gdzieś w “przeszłości”, które tam “utknęły”, mogę “odzyskać”.  Mogę je scalić, połączyć ze sobą w sobie. Ale zrozumiałam, że nie mogę ich "odzyskać" - w sensie zmienić ich sposobu istnienia, ponieważ nadal mają one swoją “umownie” wolną wolę. I niektóre z nich nie chcą (albo nie są gotowe) połączyć się na powrót ze “Źródłem” albo z większą częścią siebie ("Duszą" czy "Nad-duszą"), ponieważ utrzymują swoje wzorce myślowe i działania oraz nie czują potrzeby albo z jakichś powodów nie mogą ich zmienić. Dzieli je nie tyle forma istnienia, lecz wzorce i przekonania, które uważają za "swoje", za jedyną prawdę.  A ja nie mogę nic z tym zrobić, póki one nie wyrażą takiej woli połączenia. Inaczej musiałabym nimi manipulować, kontrolować je lub używać mocy czy raczej prze-mocy. I nie chodzi tu wyłącznie o przemoc fizyczną. Natomiast nie przeszkadza mi to czuć w sobie owe połączenie z nimi i nie przeszkadza mi to być świadomą tego połączenia... w sobie. Dlatego napisałam kiedyś słowa, które umieściłam na pasku bocznym:

To, że staję się coraz bardziej świadoma i sobie wiele PRZYPOMINAM nie znaczy, że mam ZAPOMINAĆ o tym, kim w różnych częściach SIEBIE, nieświadomie także NADAL... JESTEM.

I kiedyś zapomniałam, a potem… przypomniałam sobie, że każdy z nas jest Jedną i Tą Samą Istotą - Istotą przejawioną (przejawiającą się) w niezliczonych, nieskończonych i zróżnicowanych między sobą wersjach "samej SIEBIE".


Jedni z powodu odczuwanego cierpienia i poczucia krzywdy czekają na zbawienie albo zbawiciela, a inni chcą zbawiać całą ludzkość i cały świat… Jeśli są tacy, co uważać by się mogli za zbawionych przez kogoś, to i są tacy, co mogą oczekiwać, że zostaną zbawieni przez kogoś innego… Oraz są tacy, co mogą uważać się za zbawicieli. I to, i to oraz to trzecie jest iluzją zbawienia kogoś przez kogoś… Piękną iluzją, która działa w "naszej rzeczywistości"… jako gra pozorów.

Także ani ja, ani Ty nie możemy nikogo zbawić. Chociaż są tacy, którzy mogą nawet w Tobie pokładać takie “nadzieje”. To tylko iluzja. Również ja nikogo zbawić nie mogę. Nawet jeśli ktoś by tak myślał… czy tego chciał. To tylko i aż iluzja.

Oczywiście czym innym (iluzją) jest “zbawianie” ludzi, a czym innym są (realne) narzędzia pomocne do zbawienia siebie (czyli uwolnienia np. od cierpienia) oraz dzielenie się wiedzą o tych narzędziach i skutecznych sposobach uwalniania się od cierpienia. Można wspierać innych, uczyć, dzielić się wiedzą i doświadczeniem, być przykładem dla innych w swoich działaniach lub nawet prowokować innych czy inspirować. Jednak oczekiwanie na zbawiciela lub granie roli zbawiciela to piękna pułapka naszych ja-ego podtrzymująca mit zbawiciela i zbawianych. Istnieją wyłącznie potencjalni… Każdy może zbawić czyli uwolnić się od cierpienia i wewnętrznej walki tylko... sam siebie.

Pewne osoby i tak “nie mają czasu”, by zajmować się zmianą siebie samych, ponieważ... po pierwsze: wydają się sobie tak "doskonali", że nie widzą swoich własnych iluzji ("kłamstw") na swój własny temat (i na temat innych oczywiście),  a po drugie: tak im śpieszno do zdobycia “mocy” (i zbawiania innych), że wolą się skupiać na jej zdobywaniu, choćby i poprzez nieświadome lub świadome manipulacje innymi czy nieświadomą lub świadomą kradzież energii innym. I stąd ich rozchwiane emocje… i "napady" emocji, w tym złości, frustracji, irytacji, a nawet nienawiści… I co ciekawe, tacy ludzie potrafią twierdzić, że u nich z emocjami wszystko w porządku… a mimo to wciąż się wściekają na innych i mają innym wiele rzeczy "za złe". To dlaczego takie osoby nadal przypisują innym na przykład “sączenie jadem”, skoro same to robią i wcale tego nie widzą? Bo nie są tego świadome.

Znam to z własnego doświadczenia i też byłam tego przez jakiś czas nieświadoma. Nie ma znaczenia czy w tym, czy w którymś z poprzednich czy przyszłych "moich" wcieleń. Oczywiście patrząc z innej płaszczyzny postrzegania - pełnej harmonii współistnienia - wszyscy jesteśmy doskonali tacy jesteśmy… Jednakże albo wszyscy jesteśmy doskonali, bez wyjątków, albo nikt z nas nie jest doskonały.

"Prawda nas wyzwoli". 

Prawda, a nie kłamstwa - iluzja naszych ego-ja na swój własny temat. Kłamstwa (świadome i nieświadome) utrzymują nas w niewoli, cierpieniu i wewnętrznej walce, w nieustającym wewnętrznym konflikcie... dobra i zła, światła i ciemności.

Ktoś może zarzucić mi, że jestem "pozbawiona uczuć". Nie przejmuję się już się tym, że ktoś może próbować mi coś zarzucać, narzucać itd. I Ty też nie musisz się przejmować tym, w jaką “rolę” ktokolwiek Ciebie wkłada do swoich “wglądów”, poglądów czy “scenariuszy”, snów czy wizji. Nie tylko wiem, ale także jestem świadoma tego, że uczucia są uczuciami, a emocje są "przeładowanymi" uczuciami, które służą podtrzymywaniu starych wzorców zniewolenia, uzależnienia i cierpienia. Są one nam potrzebne, dlatego ich doświadczamy, ale gdy jesteśmy gotowi, następują zmiany…

Zatem - dla mnie - wszystko jest doskonałe, ponieważ, gdy jesteśmy gotowi na to, by sobie przypomnieć, przejawia się nasza wola, intencja albo nazywając to inaczej: “puka do nas” Duch czy też nasza Dusza “macha do nas”, daje znaki, podstawia pod nos odpowiednie sytuacje i ludzi… i zaczyna się domagać, byśmy coś poczuli, coś zauważyli i zrozumieli… I dokonali zmian.


Pamiętam taki sen, w którym pewien nauczyciel napisał testament. On uważał się za mojego nauczyciela, a ja się temu przyglądałam, chcąc zrozumieć, dlaczego on uważa się za mojego nauczyciela. W testamencie był zapis dotyczący mojej osoby i zakazujący mi zajmowania się pewną (konkretną) sprawą. Co ciekawe, ten nauczyciel wcale nie umarł, a napisał testament, hm... A potem przyszli do mnie jacyś ludzie, którzy byli moimi przodkami i poprosili mnie, bym zajęła się ich sprawą, bo wymaga ona wyjaśnienia. To była ta sprawa, którą według owego testamentu miałam się nie zajmować.

Zadałam sobie wówczas pytanie, co mam zrobić? Posłuchałam wtedy serca i postanowiłam, że nikt za mnie nie będzie decydował, czym mam się zajmować, a czym nie. A w rezultacie okazało się, że sprawa, którą się zajęłam, była bardzo pogmatwana, wiele tam było oszustw, zaniechań i zatajeń w celach… poszerzania czyjejś władzy nad innymi i oczywiście… manipulowania ludźmi w tym celu. Do tej grupy "manipulantów" należał zatem także ów "nauczyciel"...

Bez względu na to, czego chce naszego ego-ja, i tak ci, którzy z jakichś powodów nadal chcą manipulować innymi i mieć nad nimi kontrolę, wciąż istnieją.  A jeśli sama jestem uwolniona z potrzeby manipulowania innymi, staję się dojrzała emocjonalnie (i nie oszukuję siebie samej w tej “materii”), to nie będę walczyć z przekonaniami tych, co manipulują. Mogę dyskutować, mogę dzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą, ale w wolności od tego, co kto z niej zrozumie.

Jeśli rozumiemy, że inni są tacy, jacy są, dlaczego są tacy i że zawsze mogą się zmienić, jeśli będzie im to dane albo nie zmienią się jeszcze przez jakiś czas… wtedy uwalniamy siebie w nich i ich w sobie. I nie tylko wiemy, lecz jesteśmy świadomi tego - bo wiedza w praktyce to świadomość, że oni nie muszą przyjąć takiego uwolnienia od cierpienia.  Ponieważ nie uważam siebie ani za lepszą ani gorszą od innych, jestem wolna od tego, w jaki sposób postrzegają mnie inni. Jestem jednocześnie: "matką, ojcem, siostrą, bratem, córką i synem, a nawet przodkami i potomkami"… na poziomie… samo-świadomości.

Oczywiście zdarza mi się odczuwać czasem silniejsze emocje. Zdarzają mi się nadal sytuacje, które są dla mnie nowymi "lekcjami" albo stanowią  coś w rodzaju "wyzwania", zdarzają się w moim życiu różne niespodzianki… I w głębi serca przyjmuję je z radością i wdzięcznością. Jestem w Podróży...


Piękna ta przypowiastka. Przypomina mi bajkę o rozbitym lustrze… Każdy z nas może trzymać w garści takie liście. Nie dość, że jest ich mniej niż na drzewach, to jeszcze są to liście z różnych drzew. No chyba że… świadomość się poszerza i powoduje, że nagle… trzymasz w swoich dłoniach wiele drzew i liście na nich oraz obejmujesz sterty liści leżące wszędzie na całej ziemi… lub płynące z nurtem strumieni i rzek… itd., itp... Ale nie zapychasz, nie zaśmiecasz nimi swojego umysłu, ponieważ wiesz i nie zapominasz, że możesz zawsze sięgnąć do odpowiedniego liścia, tego, który w danej chwili jest potrzebny – na tu i teraz. Stąd ta wspaniała zmienność, płynność i otwartość… "pustego umysłu"…

Kiedyś przypomniałam sobie, że wszyscy jesteśmy dla siebie wzajemnie potencjalnymi nauczycielami i uczniami, a każdy z nas uczy się tego jedynie, co jest w stanie przyjąć - zrozumieć. Żeby móc przyjąć coś nowego, trzeba uwolnić się od czegoś starego… Są nadal tacy, którzy nie rozumieją głębi nauk Buddy czy Chrystusa, a tylko pewne fragmenty tych nauk – wiedzy-mądrości. Różni ludzie interpretują je i rozumieją "po swojemu". Podobnie robili i robią tak nadal wszelcy kapłani różnych bogów czy Boga Jedynego. 

Oczywiście dla mnie, Jaźń nie jest Bogiem. “Bogiem” jest Umysł. Świadomość jest “Boginią”… Unia, Jednia… Umysłu i Świadomości… jest wszystkim, co istnieje. 

...jestem tym, kim jestem. To przypomnienie pojawiło się pierwszy raz w tym moim życiu kiedyś, gdy byłam dzieckiem i opisałam je takimi słowami: Byłam TAM najmniejszą z możliwych drobinek. Otaczał mnie olbrzymi wszechświat, nieskończony… A jednak ten cały, nieskończony wszechświat zawierał się jednocześnie we mnie, najmniejszej z możliwych drobinek. Czułam to, wiedziałam to. http://tonalinagual-sny.blogspot.com/2009/12/powrot-do-pradomu.html


Paradoks przestaje być paradoksem. Staje się integralną częścią zrozumienia dzięki poszerzonej (samo-)świadomości…

I ciekawy wywiad z Sebastianem Minorem o tanatoterapii i 


Opublikowano 31 paź 2013
Program zrealizowany przez NTV Warszawa.
Sebastian Minor w rozmowie z Martą Złotnikiewicz omawia m.in. kwestie śmierci oraz przechodzenia dusz w Zaświaty.