niedziela, 15 maja 2016

CZUŁOŚĆ I UFNOŚĆ...


❤ 

Prawda jest bardzo „delikatna i nieśmiała” :-} .
Ukrywa się przed tymi, którzy są agresywni,
napastliwi, roszczeniowi i oczekujący
dowodów…

Ona objawia się tylko tym, którzy podchodzą do niej
w bardzo subtelny i czuły sposób
pełen całkowitego zaufania i odwagi na spotkanie
z nieznanym… 

I nikogo nie trzeba do niczego przekonywać,
ponieważ nigdy nikogo nie można przekonać do czegoś,
co jest wbrew jego/jej własnemu doświadczeniu
i wbrew wnioskom (lub ich braku) płynących z tych doświadczeń…

Nikogo nie trzeba do niczego przekonywać,
ponieważ nigdy nikogo nie można przekonać do czegoś,
co jest wbrew jej/jego myślom, przekonaniom, ideom, 
które indywidualne ja -ego uznaje za prawdziwe.

O tak, indywidualne ja -ego jest świadome,
ale owa świadomość siebie ja- ego jest ograniczona
strukturą – „pakietem” pewnych wzorców, 
z którymi staliśmy się utożsamieni.

Poluzowanie tej struktury ja- ego i uwalnianie siebie 
od uzależnienia od tego, z czym staliśmy się utożsamieni, 
do czego się przywiązaliśmy, sprawia, 
że stajemy się coraz bardziej samoświadomi SIEBIE. 





czwartek, 5 maja 2016

"LOT" CAŁKOWITEJ UFNOŚCI I OTWARTOŚCI NA NIEZNANE :-)

W nocy z 29 na 30 maja jechałam z Karuną na majówkę do przyjaciół w Góry Słonne i miałam wypadek samochodowy na godzinę przed dotarciem do celu podróży. Padał deszcz, jakiś samochód przede mną zaczął hamować, więc i ja dla bezpieczeństwa nacisnęłam lekko na hamulec... Wtedy wpadłam w poślizg. Samochód zaczął "tańczyć", zarzuciło, zakręciło nim aż uderzył w barierkę po drugiej stronie drogi... Widziałam za barierką strome zbocze opadające w dół na około 5- 7 metrów, a w głębi las. Kiedy samochód uderzył w barierkę, wiedziałam, że spadnę w ten dół. Zamknęłam oczy i z całkowitą ufnością, pełna otwartości poddałam się temu, co ma się zdarzyć, gotowa nawet na śmierć czy zakończenie tego życia. Poczułam wtedy rozluźnienie w ciele, jakbym znalazła się w centrum trąby powietrznej i spokój, niesamowity spokój... Zaufanie, otwartość na wszystko, co może się zdarzyć... 

Samochód spadał, koziołkował, przewracał się, dachował, rozpadał, ale gdy to wszystko zadziewało się, byłam jakby w innej przestrzeni... w centrum tego całego dynamicznego wiru zdarzenia...

W pewnym momencie poczułam, że już się wszystko uspokoiło i otworzyłam oczy... Wciąż spokojna, ufna i otwarta...

Samochód zatrzymał się na granicy lasu...

Później spotkałam się z wielką życzliwością ludzi... tych,którzy się zatrzymali i wezwali pogotowie, a nawet znaleźli mój telefon gdzieś w krzakach poza samochodem, strażaków, ludzi z pogotowia ratunkowego, policjantów...

Nie pojechałam do szpitala. Przyjechała po mnie przyjaciółka. Byłam pochlapana błotem, trochę zakrwawiona, ale okazało się, że miałam tylko kilka zadrapań na rękach i ranę powierzchowną, choć bardzo skomplikowaną "graficznie" na skroni... (porysowały ją łamane krzaki zaglądające do środka przez rozbitą w trakcie "lotu" szybę.) Karunce też nic się nie stało.

Nadal więc JESTEM - JESTEŚ-MY :-)
Miłością JESTEM. <3