......JESTEM na poziomie świadomości
Wszystkim, Co Istnieje,
co kiedykolwiek istniało
i będzie istnieć...
ISTNIEJĘ - to jest jedyne oczywiste doświadczenie.
Być JESTEM - to wszystko,
co można zrobić bez żadnego wysiłku.
Jestem tym lub tamtym - to iluzja (ma-ja), nierzeczywistość, sen... :-)
Więc JESTEM także tym snem... czyli JA.
To jest całość - JA JESTEM.
Sen staje się świadomy,
zmienia się stan i następuje realizacja, urzeczywistnienie nierzeczywistego... - Ti-ka-li Siunjata
W tym kontekście interesujące są możliwości szyszynki i jej aktywacja w ekstremalnych sytuacjach, a także w chwili śmierci. Szyszynka (zwana także "trzecim okiem") ma związek ze stanami poszerzonej świadomości a także z przeżyciami zwanymi mistycznymi. I o tym między innymi jest ten film:
I ten film:
Dzogdzen, joga śnienia i bardo:
http://www.seremet.org/dzogczen02.html
cyt.: "W momencie śmierci docieracie do granicy między samsarą, a nirwaną, czyli do stanu pośredniego - słynnego bardo. Pojedyncza esencja jest waszym paszportem do nirwany. Bez tego paszportu nie można opuścić samsary. Jeśli ktoś nigdy nie doświadczył wizji przejrzystego światła podczas snu, będzie mu bardzo trudno przedostać się z samsary do bardo. Jeżeli ktoś potrafi połączyć się z przejrzystym światłem snu, będzie umiał połączyć się z przejrzystym światłem śmierci. Wszystkie istoty, które osiągnęły oświecenie i stały się Buddami, przekroczyły tę granicę i połączyły się z przejrzystym światłem. My także dzięki ogromnej determinacji i radosnej pracy mamy tę możliwość."
"Naga, Nagowie, (sanskryt: नाग nāga) – w mitologii hinduskiej wężokształtne bóstwa wodne. Prawdopodobnie pochodzenia przedaryjskiego.
Mieszkają w podziemnym mieście Bhogawati, gdzie strzegą skarbów ukrytych w ziemi, czasami dzieląc się z nimi ze śmiertelnikami. Mogą przyjmować formę zupełnie ludzką. Wiele dynastii starożytnych wywodziło swoje pochodzenie od związku jakiegoś herosa i nagini[1]. W starożytnych tekstach Nagami nazywano również mało znane plemiona, którym przypisywano nadnaturalne właściwości."
"Nagi przedstawiano zwykle z górną częścią ludzką, a dolną wężową, bądź z wężami wychodzącymi z ramion lub pasa. Stanowią częsty motyw w sztuce Tajlandii – wizerunki nagów często umieszcza się po obu stronach wejścia do świątyń. Innym klasycznym motywem jest ptak Garuda trzymajacy w szponach dwa węże (nagi).". - Wikipedia
"Kaliya ( IAST : Kaliya , dewanagari : कालिय ) , w mitologii hinduskiej , była to nazwa trujących Nagów żyjących w rzece Jamuny w Vrindavan. Woda z Jamuny w Vrindavan z powodu żyjących w niej Nagów była trująca. Żaden ptak lub zwierzę nie mogło przebywać w jej pobliżu. I tylko jedno samotne drzewo kadamba rosło na brzegu rzeki.
Prawdziwy dom Kaliya był w Ramanaka Dwipa, ale zostały one stamtąd przegnane przez Garudę, wroga wszystkich węży. Garuda zaś został przeklęty przez pewnego jogina mieszkającego w Vrindavan, więc nie mógł on pojawić się w Vrindavan, bo przypłaciłby to swoją śmiercią. Dlatego Kaliya wybrał Vrindavan jako miejsce zamieszkania wiedząc, że to jedyne miejsce, gdzie Garuda nigdy nie przybędzie.
Któregoś dnia Kryszna z przyjaciółmi grali w piłkę, a podczas gry Krishna wspiął się na drzewo kadamba i zawisł nad rzeką, piłka wpadła do rzeki. Kaliya pojawił się w rzece i owinął się wokół ciała Kryszny. Kryszna stał się jednak tak ogromny, że Kaliya musiał go uwolnić ze swojego uścisku. Więc Kryszna uratował się i skoczył na głowę Kaliya, by złożyć na nim ciężar całego wszechświata. I Kryszna tańczył na głowach Naga. Następnie Kaliya zaczął umierać. Ale żony Naga przyszły i modliły się do Kriszny z połączonymi dłońmi okazując uwielbienie dla Kryszny i modliły się do niego o uwolnienie męża .Kaliya uznając wielkość Kryszny, poddał się obiecując, że nie będzie już nękać nikogo. Więc Kryszna ułaskawił go i pozwolił mu odejść, opuścić rzekę i powrócić do Ramanaka Dwipa."
Ptak, lew, wąż… i tybetańskie Koło Życia - Samsary:
Górny - to świat bogów (dewa);
Górny prawy , to świat półbogów (asura);
Górny lewy, to świat ludzi (nara);
Dolny prawy- to świat głodnych duchów (preta);
Dolny lewy - to świat zwierząt (paśiu);
Dolny - to świat istot piekielnych (naraka).
W samym środku znajduje się troje zwierząt: ptak, wąż i … świnia.
Nowe pragnienia zawsze związane są z nowymi narodzinami, nowym cyklem, nowymi doświadczeniami, nowym cierpieniem… i wyzwoleniem… Nirwana jako wyzwolenie z cierpienia jest zawsze możliwa dla wszystkich i dla każdej istoty z osobna, bez względu na miejsce, w jakim się znajduje w Kole Życia – Samsary.
To są czasoprzestrzenie – światy, do których można wejść i z których można wyjść… Dlaczego tu wchodzimy i jak stąd wychodzimy… to każdy potrzebuje rozpoznać sam dla siebie.
W centrum koła: ptak, wąż i… świnia.
Niektórzy interpretują to jako “Trzy trucizny umysłu”. Bez nich nie istniałaby samsara.
Świnia oznacza ignorancję, niezrozumienie pojęcia jaźni lub ego.
Niewiedza prowadzi do negatywnych pragnień, reprezentowana przez ptaka, niektórzy twierdzą, że to kogut, który zawsze musi dziobać.
Gdy nie możemy dostać tego, co chcemy, doświadczamy frustracji, podrażnienia, złości i nienawiści, te aspekty (wzorce) reprezentowane są przez węża.
Złość wzmacnia poczucie ego i dlatego widzimy, że wąż gryzie ogon świni i tak całe błędne koło jest wzmacniane.
Według mnie świnia, wąż i kogut reprezentują podstawowe wzorce Samsary. Każde z nich gryzie ogon tego z przodu w taki sposób, że razem współtworzą okrąg.
Potwór trzymający koło symbolizuje nietrwałość… Czasem postać ta to szkielet… Czasem postać z koroną z czaszek… "Czaszka symbolizuje śmierć, czyli przemijalność. Budda też w niektórych wizerunkach (podobnie jak Kali) ma na sobie wieniec z czaszek, tzn. przeniknął przemijalność, przekroczył ją poprzez swoje przebudzenie." Refleksje na temat nietrwałości zjawisk mogą wprowadzić na drogę do wyzwolenia.
Lekarstwem na wszystkie cierpienia jest trening umysłu, który pozwala dostrzec i wyeliminować chciwość, gniew i ignorancję, które z kolei są siłą napędową tego koła… Trucizna może stać się lekarstwem…
Mnie ów ptak i wąż kojarzą się z “odwiecznym konfliktem” między Garudą i Nagami.
Co ciekawe postać o głowie świni i ciele człowieka to także jeden z 10. awatarów Wisznu, który przywrócił Ziemię (wydostał z otchłani kosmicznego oceanu) na jej “właściwe” miejsce we wszechświecie… (napisze o nim poniżej). Istnieją jednak też wizerunki orła Garudy i węża – Naga w przyjacielskich relacjach. A więc istnieją także pozytywne aspekty tych zwierząt. Mnie zastanawia ten obraz… pełnej harmonii pomiędzy orłem i wężem oraz Wisznu/Kriszną/Buddą:
DLA MNIE na obrazku są przedstawione:
ORLICA ŚWIADOMOŚCI,
WĄŻ UMYSŁU I
BUDDA URZECZYWISTNIENIA… czasem kojarzony z LWEM, TYGRYSEM lub JAGUAREM czy innym "dzikim kotem"... symbolizującym nieskazitelność.
– jak się go powiększy, można zobaczyć białą nitkę, która prowadzi od postaci umieszczonej najwyżej w drugim kręgu… do... Ta biała nitka prowadzi poza koło samsary i tam zamienia się w pięciokolorową “drogę” prowadzącą do Buddy stanu oświecenia, wyzwolenia. Budda reprezentuje wszystkie istoty, które osiągają stan nirwany.
Budda (podobno) powiedział, że bogowie (dewy) istnieją, ale odnoszą się do koła samasary i istnieją w samsarze oraz nie zawsze są mądrzejsi od nas. I w rzeczywistości, Budda jest często przedstawiany jako nauczyciel bogów oraz ich “przełożony”.
Dzik jako awatar Wisznu.
Varaha… Waraha – postać (awatar) boga Wisznu.
"Varaha jest wymieniony jako trzeci w Dashavatara, dziesięciu głównych awatarów Wisznu. Gdy demon Hiranjaksza ukradł ziemię (uosobione jako bogini Bhudevi) i ukrył ją w wodach pierwotnych, Wisznu pojawił się jako Varaha ją ratować. Varaha zabił demona i przywrócony Ziemię od oceanu, podnosząc go na swoich kłów, i przywrócił Bhudevi do swojego miejsca we wszechświecie.
Varaha można przedstawić zupełnie jak dzika lub w antropomorficzne postaci, z głową dzika i ludzkiego ciała. Jego małżonka, Bhudevi, ziemia, jest często przedstawiana jako młoda kobieta, podniesiona przez Varahy. Ziemi może być przedstawiana także jako masa gruntu."
Awatary Wisznu:
"Varaha, dzik z Satya Yuga. Pojawił się, by pokonać Hiranjaksza, demona, który zajął ziemię, czy Prithiwi i uprowadził w głębiny kosmisu (w dół), co jest opisane jako kosmiczny ocean w historii. Walka między Varahy i Hiranjaksza trwała przez tysiąc lat i w końcu wygrał Varaha. Sprowadził Ziemię z oceanu na swoich kłach i przywrócił ją na jej miejsce we wszechświecie.
Narasimha, pół człowiek-pół lew pojawił się w Satya Yuga. Rakszasami (zły człowiek ) Hiranyakashipu, starszy brat Hiranjaksza, otrzymał potężne błogosławieństwo od Brahmy, które nie pozwalało mu zostać zabitym przez człowieka lub zwierzę, wewnątrz lub na zewnątrz, w dzień i w nocy, na ziemi i w gwiazdach. Wisznu zstąpił jako antropomorficzny wcielenie z ciała mężczyzny z głową i pazurami lwa."
Wamana, karzeł, pojawił się w Treta Yuga. Czwarty potomek Hiranyakashyap, Bali, z pobożności i pokuty był w stanie pokonać Indrę, boga firmamentu . Ten upokorzył inne bóstwa i otrzymał władzę nad trzema światami. Bogowie zaapelowali do Wisznu o ochronę i zszedł on jako krasnolud Vamana .
Nie czułam potrzeby w tamtym momencie rozpraszania się na konieczności zrozumienia, co się ze mną działo. Wiedziałam, że zrozumienie - rozpoznanie przyjdzie, kiedy będę na to gotowa. Dużo bardziej istotne było wówczas przyjmowanie z ufnością tego, co się we mnie i przeze mnie przejawiło w tatej chwili… Ten "ryk lwa" pomógł mi w przedzieraniu się przez umysł (ograniczenia jakimikolwiek przekonaniami i koncepcjami) i przez ciało… do... "bycia poza nadzieją i strachem, utrzymywaniem i porzucaniem, którego rezultatem jest stan Samantabhadry, „pierwotnego buddy”. Wciąż uczę się bycia obecną w tu i teraz, przyjmowania tego, co się przejawia, łączenia obserwatora z działającą i myślami… oraz utrzymywania stanu bycia bez rozpraszania się…
Pisałam wtedy: Dla mnie to ciekawe, że różne zwierzęta, w różnym czasie mnie wspierały i dawały różne “nauki”…przypominały o czymś, co w danym momencie było ważne i nadal widać tak się dzieje. Zwierzęta, tak jak i ludzie mogą być sprzymierzeńcami… Może być też tak, że gdy się otwieramy na “przepływ”, pojawiają się kolejni sprzymierzeńcy… Pamiętam, jak na początku mojej “nowej drogi” towarzyszyła mi czarna pantera i biały łabędź… A kotowate zaprowadziły mnie do słonia, a słoń zaprowadził mnie do starego Hindusa… itd. itp… Jestem w podróży… flow… (…) przyglądałam się tym energiom. Nie nazwałam ich złością, ale nazwałam te energie “agresywnymi”.
http://i246.photobucket.com/albums/gg90/SecretSunBlog/oannes.jpg
"Bóg" z brodą i kobiecymi piersiami oraz rybim ogonem… Poniżej, bardziej męski wizerunek.
Istnieje stare hinduskie przysłowie, według którego:
"Człowiek jest jak dom o czterech pokojach – jest pokój ciała, pokój umysłu, pokój emocji i pokój ducha."
W myśl tej zasady jesteśmy:
Ciałem,
Umysłem,
Duszą i
Emocjami.
Pokój ma przecież w języku polskim dwa znaczenia: pomieszczenie oraz stan harmonii (bez wojny, walki czy jakiejkolwiek przemocy). Człowiek może być jak DOM pokoju - stanu harmonii z czterema pokojami - pomieszczeniami...
Dodałabym do tego DOMU jeszcze jeden "element" - piąty "pokój": Miłość.
Jesteśmy też Miłością.
Gdy te pięć elementów:
Ciało
Umysł
Dusza
Emocje
Miłość
łączy się harmonijnie w Jedno, powracamy do DOMU.
I stajemy się wówczas "w skrócie"…
CUDEM.
Przypomniałam sobie, że dla mnie każdy człowiek jest CUDEM (nawet jeśli o tym zapomniał z jakichś powodów).
Tak jak i wszystko, co nas otacza.
Jedno z moich doświadczeń - wizji POWRÓT DO PRA-DOMU
Ktoś może chcieć walczyć ze mną także i może nawet być w stanie “wojny” ze mną, ale co się dzieje, jeśli ja nie jestem w stanie “wojny” z tym kimś?
Miałam kiedyś sen, w którym zostałam zaatakowana przez mężczyznę z nożem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by z nim walczyć. Poddałam się i umierałam… w spokoju. Teraz rozumiem, dlaczego: zawsze możemy dokonać wyboru: kontynuacji walki i nienawiści lub rezygnacji z niej. Nawet, gdyby miała zakończyć tę walkę moja śmierć.
To oczywiście jest “ryzykowne” – stawianie swojego życia na szali, ale właśnie w obliczu takich sytuacji możemy także podjąć świadomą decyzję… co wybieramy. W tym śnie umierałam i… opisałam to:
Jednia, całość "stwarzając" istotę ludzką dała jej możliwość wyboru sposobu istnienia: w "Raju" i w szczęśliwości (świadomość połączenia) oraz w"Piekle" i w cierpieniu z powodu odłączenia od całości, Jedni (świadomość ego).
Przedstawiam film, który z wielu powodów wydaje mi się interesujący. Nie traktuję przedstawionych w nim informacji jako "prawdę ostateczną i jedyną", lecz jako inspirację do głębszego przyjrzenia się pewnym zjawiskom zachodzącym w historii oraz tzw. psychice ludzkości.
"Poznanie naszej własnej mrocznej strony to
najlepszy sposób radzenia sobie z mroczną stroną innych." C.C.Jung
"To nie przypadek, że ekspresja artystyczna i
rytuały stały u podstaw starożytnych cywilizacji. Sztuka stanowiła
osobistą metodę wyrażania ciemnej strony psychiki człowieka i
uświadamiania jej sobie. Spełniała funkcję psychoterapii. Rytuały
odbywały się według zjawisk astrologicznych. Jak wiadomo, badanie
położenia gwiazd i planet odzwierciedla naszą własną
astropsychologię. Szamani wykonywali rytuały według zjawisk
astrologicznych skorelowanych z rytmem dobowym czy cyklem
psychologicznym. Rytuały dawały uczestnikom świadomość ich
wnętrza i zapobiegały tłumieniu treści psychologicznych. Dopóki
ludzie w ten sposób "stawiali czoła" czy też pozwalali w
ten sposób przejawiać się własnym, wewnętrznym "demonom" i
akceptowali je w sobie jako swoje, nie projektowali ich na świat
fizyczny ani na innych. Mieli ich świadomość."
Projekcja odbywa się
tylko wtedy, gdy owe własne "demony" są wyparte do nieświadomości,
odrzucone w "strefę Cienia".
" Jeśli wydobędziesz na wierzch, co jest w
tobie, to co wydobędziesz, ocali cię.
Jeśli nie wydobędziesz tego, co jest w tobie, wtedy to, czego nie wydobędziesz, zniszczy cię." - Chrystus ze Zwojów z Morza
Martwego.
"Pojawienie się systemów, które zmusiły człowieka do wyparcia się jednego z biegunów ludzkiej
dualistycznej natury, powoduje życie w ciągłym napięciu, lękach,
strachu i wewnętrznej walce.
Obniża się w ten sposób odporność ludzi i
całych społeczeństw. Dlaczego wciąż są niszczone plemiona
szamańskie żyjące w harmonii z całą naturą, w tym także w
harmonii z dualnością ludzkiej natury? Zatraciliśmy swoje
korzenie.
Ego stale czuje się niepewne i ma potrzebę
kontrolowania. Ego jest w nas czymś podrzędnym, ale zachowuje się,
jakby było najważniejsze. Stąd ten rozłam pomiędzy ego a
nieświadomością czy jażnią. Działa tu też rodzaj komleksu
Mesjasza, gdy projektujemy ideały (rolę) zbawiciela na kogoś
oczekując, że nas ocali, bo sami nie chcemy się z tym zmierzyć i
zrozumieć, dlaczego czujemy się niepewnie i dlaczego czujemy, że
nie mamy wystarczającej siły, by kierować swoim życiem. Ruch New Age jest kolejną pułapką, w którą
ludzie mogą wpaść... poszukują czegoś tak usilnie, że przyjmują
wszystko [lub to, co im odpowiada], co zostanie im podane. Ale te wybory nie
opierają się to na prawdziwym zrozumieniu. Przyswajamy wtedy jedynie nowe poglądy religijne [w "udoskonalonej" formie]. Ludzie
poszukują czegoś nowego, nowego typu duchowości, chcąc poprawić
siebie, coś zmienić, ale cały ten proces został przejęty… [przez stare systemy]. Tak naprawdę może to doprowadzić ludzi do kolejnego typu
grupowej mentalności czy religii New Age, czy czymkolwiek to jest, a
ludzie i tak wciąż nie będą w stanie uwolnić się od tego i podążać swoją
drogą, swoją ścieżką, co przecież jest bardzo istotne" [dla naszego rozwoju]. - Henrik Palgren
"Nikt nie jest zniewolony bardziej niż ci, którzy
błędnie wierzą w swoją wolność"
J.W.Goethe
"Ludzie czują smutek, samotność i pustkę i chcą
ją zapełnić materializmem [albo pseudo rozwojem duchowym] sądząc, że poczują się dzięki temu
lepiej. Dlatego ludzie potrzebują stłumić poczucie pustki na przykład posiadając przedmioty [albo wywyższając się w jakikolwiek sposób nad innymi].
Wszyscy mamy swoje wewnętrzne "demony",
ale (…) naszymi demonami są codziennie spotykani ludzie.
Ludzie, z którymi się sprzeczamy, ludzie którym zazdrościmy, lub
których nienawidzimy [także ci, których posądzamy o różne
straszne rzeczy...] Ci, których krzywdzimy fizycznie i emocjonalnie.
I nie tylko dlatego, że im zazdrościmy albo nienawidzimy czegoś w
tych ludziach, ale dlatego, że nienawidzimy tego, iż nam
przypominają o nas samych. Odzwierciedlają te nasze cechy, których
chcielibyśmy mieć więcej albo te, których nie chcielibyśmy mieć
wcale. Więc co robimy?
Łagodzimy ból nie przez zmianę czy rozpoznanie
własnych demonów, ale przez walkę z osobami, które nam o nich
przypominają... poprzez krzywdzenie ludzi przypominających nam
cechy, ktorych u siebie nie lubimy. A gdy - nie wiedząc czemu -
stajemy się sfrustrowani tak, że nie panujemy nad emocjami,
obwiniamy za to innych, winimy za to dosłownie wszystko, co może
być katalizatorem naszej nienawiści.
To samo robimy zwierzętom [i dzieciom].
Zwierzęta [i dzieci] są wprost idealne do tego, bo nie potrafią się bronić. (...)
Jednak coś innego jest bardziej niebezpieczne niż to, że ludzie są
okrutni wobec zwierząt, bo wszysy już o tym powszechnie wiedzą [o
procederze uprawiania okrucieństwa wobec zwierząt]. Mnie niepokoją
ludzie, którzy sprzeciwiając się bestialstwu, znęcaniu się nad
zwierzętami i sądzą, że są tacy prawi, że czują się
usprawiedliwieni, by krzywdzić innych w odwecie. Bo ci inni są
nieświadomie okrutni, a ci niby bardziej uduchowieni, stają się
okrutni [niby w inny sposób] i czują się
z tym zupełnie w porządku. Czują, że ich obowiązkiem jest
wymierzyć tamtym sprawiedliwość jakby byli przedstawicielami
jakiejś władzy. [Są nieświadomi swojego własnego okrucieństwa i tego, że ranią innych.] Takim ludziom będzie o wiele trudniej załapać,
dlaczego przyciągają tyle wewnętrznej nienawiści i złości.
Wydaje się, że zupełnie nie rozumieją [ani nie dostrzegają] tej
samej nienawiści w sobie.
Co więc robimy, by tylko nie spotkać się z
wewnętrznymi "demonami"? Gdy nagle uświadomimy sobie: "chwila,
może to nie w porządku, żeby krzywdzić inne stworzenia", ego podsuwa nam jakąś bardziej ezoteryczną [wysublimowaną]
formę okrucieństwa, byśmy przejawiali tę samą nienawiść, tę
samą postawę wzburzenia, złości, ale na inny sposób; skierowaną na inną
grupę ludzi [czy zjawisk].
Ale zawsze i tak ludzie kiedyś w końcu poczują pustkę i
zniecierpliwienie bez względu na to, ile razy przenosili winę na
kolejne osoby czy grupy [czy zjawiska]. Potrzebujemy w życiu chaosu,
pragniemy destrukcji, błagamy o katastrofy. Ponieważ bez tych wszystkich "złych zdarzeń" działających jako rodzaj egzorcyzmu albo katalizatora [dla naszych nieuświadomionych wewnętrznych demonów],
zaczynamy dostrzegać to w sobie, a tego nie chcemy [nasze ego tego
nie chce].
Możemy się uporać z wojnami, z terroryzmem, z
upadkiem giełdy czy kryzysem ekonomicznym [a może nawet z apokalipsą]. Ale naprawdę boimy się, żeby nie zacząć zauważać
swojego wewnętrznego chaosu. Przyjmiemy milion takich wydarzeń jak
11.września, byle ani na chwilę nie ujrzeć naszej samo-nienawiści.
A najciekawsze jest to, że codziennie spotykamy się z rzeczami,
które albo akceptujemy albo odrzucamy. Istotnie jest nie tyle to, co
akceptujemy, a co odrzucamy, ile co jest w nas takiego, że ciągnie
nas do jednych rzeczy, a od innych odrzuca. Istnieje podstawowy
dualistyczny konflikt siły i słabości, przyciągania i odpychania.
Kiedy uświadomisz sobie, że świadomość, ta niepojęta esencja ożywia materię, by ona stała się otaczającym
nas życiem, wtedy odnajdujesz źródła tego konfliktu. Wyjaśniono to jako
wdech i wydech Brahmy, regres i rozwój Arymana i Lucyfera w ujęciu
antropozoficznym… jony dodatnie i ujemne elektryczności,
siła męska i żeńska, yang i yin, istnienie i pustka... To
wszystko są sposoby na opisanie tego samego procesu behawioralnego,
który ma swój początek w świadomości. A jeśli [choćby na moment] pozbędziesz się
z umysłu wszystkich obrazów, koncepcji i postarasz się poczuć
różnicę między tymi dwoma biegunami, zauważysz, że wszystkie
scenariusze i możliwości pojawiające się na świecie, miały
początek we wspólnym źródle.
Milion osób powie ci, dlaczego Biblia jest słowem
bożym i powinieneś trzymać się treści jej słowa, a inny milion
osób powie ci, że to tylko forma kontroli umysłów i nie warto w
to wierzyć. Wszyscy powiedzą ci, na co uważać i co powinieneś
wiedzieć, które informacje są dobre, a które złe. A ja
się zastanawiam, co czyni ludzi autorytetami mogącymi mówić innym,
co jest prawdą, a co fałszem? I dlaczego przeczysz czemuś albo
akceptujesz coś na podstawie sugestii innych? Czemu sam o tym nie
zadecydujesz? Informacja jest tylko informacją. Nie ma czegoś
takiego jak dobra lub zła informacja. Jest tylko to, co z nią
zrobisz. Wszystko może być Biblią. Możesz podejść do każdej informacji,
osoby czy zdarzenia z otwartym umysłem [i sercem]. Bo to Twoja
odpowiedzialność, by zareagować w wybrany sposób. Nie oglądaj
się na stado, ani na konwenanse - to Twoja odpowiedzialność. To
jest punkt, w którym bez względu na to, ile osób powie Ci, że
robisz coś dobrze albo żle, nie bedziesz uzależniony od ich
akceptacji. (…) Według mnie to właśnie
oznacza bycie prawdziwie żywym.
Cała rywalizacja, którą dziś widzimy, niszczenie się, wojny, ściganie się o sprawy materialne, rabowanie planety i rozrywanie jej na strzępy, by móc poczuć, że wygrałeś, wszystko to jest destrukcyjne, nie tylko dla samej planety, ale całej dla ludzkiej cywilizacji. Bo nasza cywilizacja rozkwita dzięki współpracy, a umiera przez współzawodnictwo."
"Skutecznie niszczymy samych siebie nienawiścią
udającą miłość.
Życie pełne jest bólu i prawdopodobnie jedynym
bólem,
którego możemy uniknąć jest ból biorący się z prób
uniknięcia bólu.
łatwo jest krytykować innych, prawda? ;-) Trudniej widzieć te cechy u siebie. O “lustrze” przypomnę: kiedy mnie denerwuje coś u innych (i w myślach złoszczę się na nich) znaczy to, że
n i e ś w i a d o m i e
czynię to sama…
Może nie identycznie, może podobnie, może w mniejszej albo większej "skali" niż ten ktoś, kto jest moim lustrem, ale robię, a na pewno "kiedyś" robiłam to (lub będę robić albo robię w wiecznym TU i TERAZ…) *)
Znalazłam znany cytat:
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka [tkwi] w twoim? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.”
Nie zauważamy swoich wad, ale bywa i tak, że ulubimy dostrzegać je i wytykać te wady u innych… zrzucając innym, że na przykład… materialnie są nienasyceni.
Czy wiesz, co znaczy wolność od przedmiotów? To znaczy na przykład, że masz różne przedmioty, ale gdy na przykład stracisz je, nie będziesz ani chwili ich żałować. No może tylko przez ułamek sekundy. Ale ten ułamek w pewnym momencie może mieć znaczenie.
Wolność od przywiązania do przedmiotów… można sprawdzić w praktyce. Można zrobić prosty test… Wybierz na przykład jakiś bardzo cenny dla Ciebie przedmiot. Naprawdę cenny i ulubiony przez Ciebie. A potem oddaj go komuś, kogo może nie znasz; albo komuś, kto nie musiałby czuć się wdzięcznym albo zobowiązanym do rewanżu… Puść to, jak pięknie przystrojoną łódeczkę z kory na wodę… i nie żałuj ani przez moment. A wtedy sprawdzisz swoją wolność od przedmiotów…
Wystarczy zrobić tak raz. Jeśli zrobisz to i poczujesz radość, że kogoś obdarowałaś/łeś i nie będziesz oczekiwać za to czyjejś wdzięczności, jeśli nie będziesz ani chwili żałować, że to zrobiłaś/łeś, wtedy… Nie potrzeba już rozdawać wszystkiego. Wystarczy ten jeden raz, by sprawdzić, czy jesteś wolna lub wolny od przywiązania do przedmiotów. Wtedy możesz mieć wiele, możesz być nawet bogaty, jeśli potrzebne Tobie (albo raczej Twojej duszy) takie doświadczenie.
Za jakiś czas można jeszcze raz to powtórzyć w innej wersji ;-)
A potem jeszcze raz… najlepiej… do trzech razy sztuka ;-D
W ten sposób też “uzdrawiamy” swoją nadmierną emocjonalność – tę “negatywną”, kiedy uwalniamy się od przywiązania do rzeczy. Podobnie jest z przywiązywaniem się do ludzi, ich opinii i naszymi oczekiwaniami wobec innych…
Kiedyś się złościłam, gdy ktoś coś mi zniszczył. Wszystko jedno, małą czy dużą rzecz. Im większą wartość tej rzeczy przypisywałam, tym większą złość czułam. Nawet, gdy rzecz została zniszczona przez tak zwany przypadek… czyli "niechcący".
Dlatego teraz rozumiem, gdy ktoś się złości, bo też tak kiedyś robiłam, Teraz wybrałam inaczej reagować w podobnych sytuacjach. Uśmiecham się w środku, żegnam się z tą rzeczą i ‘żyję spokojnie dalej’ ;-) Jednak dzięki temu już na przykład nie biorę czyjejś złości ‘do siebie’. I mogę kochać taką osobę... taką, jaką jest, nawet pełną złości i “negatywnych” emocji… nawet wobec mojej osoby.
Każdy z nas jest taki, jaki jest. Jakiś Ktoś i jakiś Nikt też. Kiedy na przykład zaczynamy dostrzegać czyjeś kłamstwa i potraktujemy go/ją jak lusterko – to dobry znak, bo możemy także zacząć dostrzegać swoje własne, skrzętnie przed sobą ukrywane kłamstwa. Do tego potrzebna jednak spora odwaga… Powiedzieć sobie KONIEC OKŁAMYWANIA SIEBIE. I wtedy zaczyna się proces “odkłamywania”. Może być długi i momentami bolesny. Dla niektórych może być to za trudne… Podobnie jest z różnymi “cechami charakteru” i sposobami działania… Tak samo z czyjąś złością.
Też kiedyś złościłam się, kłamałam i oszukiwałam – samą siebie i innych… nieświadomie. I nawet teraz nadal muszę być bardzo uważna, by wyłapywać w porę moment, w którym umysł staje w gotowości, by rozkręcić jakąś “karuzelę” natrętnych myśli i ewentualnych kłamstw związanych z jakimiś przekonaniami, wzorkami i lękami, które łatwo zamieniają się w fobie powiązane z “namiętnymi” emocjami. Z mojego doświadczenia jednak wynika, że praktyka UWAŻNOŚCI czyni "cuda"… Czysty Umysł i Czyste Serce… połączone ze sobą w harmonii...
Umiem już wyłapywać ten moment, kiedy pojawia się “ni stąd ni zowąd” jakaś “dziwna” myśl, ale nie skleja się z emocjami i dzięki temu jestem “trzeźwa” w sensie świadoma procesów, których kiedyś w zasadzie w ogóle nie byłam świadoma…
Obecnie utrzymując uważność nie dopuszczam do “kręciołków” w głowie roz-bujających wahadła emocjonalne.
Ostatnio widzę coraz wyraziściej, jak umysł ograniczony przekonaniami współdziała z emocjami i jak się zakręca… Obserwuję to teraz u innych, bo wiem już i rozpoznałam, jak to działało “u mnie”, we mnie. Poznawałam, jak działamy… jak toczymy wojny, gry… Wiesz, Margo, że podjęłam kiedyś decyzję: koniec walki.
Rozumiem coraz więcej i dzięki temu staję się bardziej świadoma… Ale rozumiem, nie dlatego, że bardzo coś chciałam/chcę rozumieć, lecz to zrozumienie samo się po-przejawia... I nie przywiązuję się do tej nowej wiedzy. Gdybym zaczęła się do tego przywiązywać, by “mieć rację”, mój umysł pozostawałby ograniczony wieloma różnymi przekonaniami ja-ego. I w większości sytuacji działałabym nieświadomie… wciąż oszukując samą siebie i innych… nie wiedząc o tym.
A teraz naprawdę coraz częściej czuję coś, co jest jak wszechogarniająca miłość do wszystkich ludzi i zrozumienie także dla naszych ludzkich słabości i wszelkiego rodzaju “szaleństw”.
Ale nadal odczuwam różne emocje, a może bardziej uczucia: radości, zachwytu czy smutku lub niepokoju. Nie odczuwam jednak strachu, złości, nienawiści, zazdrości itp..
Odczuwam czasem fale bardzo trudnych energii i radzę sobie z nimi “po swojemu”. Ostatnio prawie przez miesiąc bolały mnie ręce. Czasem więcej, czasem mniej, Teraz mniej. Wiem, że temu też za chwilę będę chciała się “głębiej” przyjrzeć. Ale nigdzie mi się nie śpieszy.