czwartek, 20 lutego 2014

BARDO

art. przedrukowany art. z http://poszerzanieswiadomosci.blogspot.com/2013/10/bardo-i-tybetanska-ksiega-smierci.html

Secret Tibetan Book of the Dead | History Channel Documentary



BARDO


1.









2.


Tekstów będących scenariuszami inicjacyjnymi znają wszak dość dużo zarówno dzieje religii, jak i dzieła literackie różnych narodów i epok, by wspomnieć bodaj najsławniejsze z nich - Boską Komedię. Bar-do Thos-grol wyraźnie jednak różni się od nich wszystkich. Niżej postaram się jak najkrócej przedstawić główną osobliwość tej księgi, z zastrzeżeniem, że z braku miejsca muszę to uczynić pobieżnie i upraszczając wiele spraw zasługujących na znacznie głębsze i wszechstronniejsze oświetlenie, co może będę miał sposobność zrobić przy innej okazji. Tutaj lukę tę częściowo staram się wypełnić w przypisach. Zakładam przy tym u Czytelnika minimum ogólnej wiedzy o buddyzmie. Tybetańskie słowo bar-do (lub bar-ma-do) znaczy "to, co jest między (dwoma)", "przestrzeń pośrednia" i w literaturze tybetańskiego buddyzmu pełni funkcję odpowiednika terminu sanskryckiego antarabhawa, dosłownie: "między-byt". Termin ten oznacza sytuację kogoś, kto rozstał się z tym życiem, a nie wszedł jeszcze w nową formę istnienia; stoi przed nim otworem sześć sfer samsary, ale także możliwość ostatecznego uwolnienia się od kołowrotu egzystencji - czyli możliwość nirwany. To, gdzie się w końcu znajdzie, zależy w dużej mierze od jego dobrego i złego karmana (uczynków w poprzednich żywotach), ale również od własnego wyboru; ten zaś zdeterminowany jest zdolnością przebrnięcia przez próby, które polegają na rozpoznawaniu właściwej istoty pojawiających się w bar-do gniewnych i spokojnych postaci różnych bóstw tantrycznych oraz światłości. Zdolność tę nazywa się w Bar-do Thos-grol (roz)poznawaniem, rozumieniem, wiedzą; pełni ona funkcję soteriologiczną. 





3.
Wszystkie istoty, zarówno zwierzęta, jak i ludzie, w ciągu życia poruszają się pomiędzy wymienionymi wyżej trzema bardo: jawą, snem i marzeniem sennym. W momencie śmierci pojawiają się ich trzy kolejne rodzaje. Najpierw przechodzimy przez proces samego umierania. Bez względu na to, czy śmierć jest szybka czy wolna, w jej trakcie następuje pewna transformacja. Potem nadchodzi czas, w którym umysł podejmuje swe nawyki z przeszłości. Kiedy rozpoznajemy, że jesteśmy już martwi, zależnie od dominującego przyzwyczajenia, umysł wkracza w jedną z sześciu sfer egzystencji. Wydarza się to od zawsze. Tak, jak nie ma początku przestrzeni, tak też nie ma początku umysłu. Na poziomie zewnętrznym i wewnętrznym zawsze swobodnie i samoistnie się manifestował, doświadczając swego bogactwa i wyrażając je na niezliczone sposoby. Podobnie sześć rodzajów bardo zawsze przejawiało się w ciągłej wymianie jako trzy zwyczajne (znane nam na co dzień stany pośrednie) i trzy szczególne (doświadczane przez niewyzwolone istoty, kierujące się ku następnemu życiu).
Aby zrozumieć, co się dzieje po śmierci, musimy najpierw przyjrzeć się umysłowi. W swej esencji pozostaje on przestrzenią. Nie ma koloru, wagi, zapachu ani rozmiaru. Nie został z niczego zrobiony, nie narodził się i nigdy nie umrze. Znikąd nie przybył, więc też nigdzie nie odejdzie. Przestrzeń, o której mowa, nie oznacza nieistnienia, czarnej dziury, w której można zniknąć. Jej natura jest bogata, pozwala zjawiskom się rozgrywać, a potem znów je w sobie rozpuszcza. Ma wielką moc, a jednocześnie pozostaje nieograniczona. Gdziekolwiek się kierujemy, nie kończy się – zawsze może wydarzyć się jeszcze więcej. Kiedy takie zrozumienie zaczyna nam świtać, nie dorówna mu już żadne uwarunkowane uczucie, a nieustraszoność, spontaniczna radość i aktywne, niesentymentalne, dalekosiężne współczucie przychodzą naturalnie. Gdyby było to naturalnym stanem istot, gdybyśmy zawsze byli świadomi natury samego umysłu, wszystko byłoby łatwe. Umieranie i odradzanie się przypominałoby zmianę ubrania. Przejrzyste światło umysłu, jego promienna świadomość, radość i moc działania nie miałyby końca. Bez rozproszenia, postrzegając zawsze nasze ciała i mowę jako zręczne, przynoszące pożytek narzędzia, sami bez trudu wybieralibyśmy miejsce odrodzenia, w którym stanowilibyśmy największą pomoc dla innych.
Oczywiście taki stan odbiega dość daleko od naszych codziennych doświadczeń. Jeżeli nie medytujemy, rzadko dostrzegamy esencję umysłu. Przydarza się nam to tylko w sposób niezamierzony, w czasie kochania się lub swobodnego spadania przed otwarciem spadochronu. Bez względu jednak na to, czy nasza naturalna świeżość manifestuje się przez cały czas, czy przypadkowo, całkowita pewność i głęboka radość pojawiają się, gdy tylko zapominamy o nadziejach, strachu lub oczekiwaniach. Umysł wyraża się wówczas jako miłość, której nie towarzyszą koncepcje. Tymczasem, zamiast identyfikować się z tym jasnym światłem albo nawet wglądami w jego naturę, nieoświecone istoty utożsamiają się ze strumieniem swoich wrażeń. Trwałej esencji szukają w zmieniającym się doświadczeniu, powiązanym z doznaniami zmysłowymi i aktywnością mentalną. Sytuacje, które przeżywamy i uczucia, których doznajemy, nie mogą jednak trwać wiecznie. Swoją naturą przypominają rzekę – jej tok pozostaje ten sam, ale wciąż napływa do niej nowa woda. Tak więc, większość z nas określa się przez ciągłość strumienia własnej świadomości. Najważniejszy jest dla nas wówczas ciąg przyczynowy pomiędzy siedmioletnim dzieckiem a siedemdziesięcioletnim starcem, ponieważ bez pierwszego nie mogłoby być drugiego. Nie bierzemy jednak pod uwagę tego, że każda cząsteczka, każdy atom w ich ciałach są nowe. W pewnym momencie jednak strumień ten nie może już przepływać w tym samym ciele. Wówczas następuje śmierć. Jeżeli umiera się wolno, jak w przypadku AIDS lub raka, zewnętrznie wygląda to oczywiście inaczej, niż kiedy zostajemy rozerwani na strzępy przez minę lub giniemy w wypadku samochodowym. Jednakże zachodzące w nas wtedy procesy przebiegają tak samo – energia, która zwykle jest rozproszona po całym ciele, porusza się ku jego centralnej osi."- http://www.diamentowadroga.pl/dd40/bardo_smierci_i_odrodzenia

4.
Zgodnie z procesem reinkarnacji według dwunastu ogniw współzależnego powstawania, każda czująca istota zanim narodzi się w świecie cierpień samsary musi najpierw ulec niewiedzy w czasie śmierci poprzedniego życia oraz w czasie stanu pośredniego bardo przed narodzinami. Według dzogczen niewiedza to marigpa - brak wyzwolenia, która uniemożliwia rozpoznanie pierwotnej czystości (Wyl. Ka-dak) w czasie śmierci lub nie rozpoznanie spontanicznego urzeczywistnienia (Wyl. Lhun-Grub) zjawisk stanu bardo dharmaty. Dopiero po owych nierozpoznaniach manifestuje się stopniowo Umysł (Wyl. Sems), który zaczyna się doświadczać subiektywnie zjawisk jako dualistycznie oddzielonych od niego. W wyniku tego następuje przekształcenie się zjawisk bardo dharmaty (Wyl. Chos-nyid Bar-do) w samsaryczne formy pięciu żywiołów (przestrzeni, wiatru, ognia, wody, ziemi) drugiego bardo (Wyl. Sidpai bardo), aż do odrodzenia po stanie bardo, a po odrodzeniu życie w świecie cierpień, kiedy aktywny jest Umysł dualności "subiekt-obiekt" i konceptualności.

Tybetańska Księga Umarłych opisuje, że niezwykle trudno być obecnym w pierwszym świetlistym bardo dharmaty (Wyl. Chos-nyid Bar-do), gdzie manifestuje się naturalnie całe bogactwo oświecenia (np. mandale buddów), gdyż nawykowo następuje owe nierozpoznanie marigpa, przekształcenie zjawisk i przechodzi się natychmiast do drugiego stanu bardo (Wyl. Sidpai bardo) w celu odrodzenia się po nim w świecie, więcej patrz artykuł o sześciu stanach bardo. Księga dzieli doświadczenia bardo dharmaty na dni... poza ograniczeniami czasu i przestrzeni. W kolejnych dniach pojawiaja się odpowiednio gniewnie bądź spokojnie przejawiający się buddowie sambhogakai. Bez stabilności w praktyce (thogal) dni te mogą być nieprawdopodobnie krótkie. Łagodne i gniewne "bóstwa" znikną tak szybko, że nawet nie zauważymy. Wszystkie zjawiska "pośmiertne" są wyrazem samego zmarłego, nie powinno się więc ich bać czy pożądać, należy rozpoznać je jako pozbawione wrodzonej natury zgodnie z teorią siunjata i jako przejaw stanu rigpa, który w buddyzmie odnosi się do stanu dharmakai i który można rozpoznać np. poprzez praktykę dzogczen" - http://pl.wikipedia.org/wiki/Tybetańska_Księga_Umarłych

5. 



O bardo pisałam także tutaj:
http://tonalinagual.blogspot.com/2012/02/czasowy-punkt-zero-jako-przestrzennie.html


W tym kontekście interesujące są możliwości szyszynki i jej aktywacja w ekstremalnych sytuacjach, a także w chwili śmierci. Szyszynka (zwana także "trzecim okiem") ma związek ze stanami poszerzonej świadomości a także z przeżyciami zwanymi mistycznymi.  I o tym między innymi jest ten film:


I ten film:


Dzogdzen, joga śnienia i bardo:

http://www.seremet.org/dzogczen02.html
cyt.: "W momencie śmierci docieracie do granicy między samsarą, a nirwaną, czyli do stanu pośredniego - słynnego bardo. Pojedyncza esencja jest waszym paszportem do nirwany. Bez tego paszportu nie można opuścić samsary. Jeśli ktoś nigdy nie doświadczył wizji przejrzystego światła podczas snu, będzie mu bardzo trudno przedostać się z samsary do bardo. Jeżeli ktoś potrafi połączyć się z przejrzystym światłem snu, będzie umiał połączyć się z przejrzystym światłem śmierci. Wszystkie istoty, które osiągnęły oświecenie i stały się Buddami, przekroczyły tę granicę i połączyły się z przejrzystym światłem. My także dzięki ogromnej determinacji i radosnej pracy mamy tę możliwość."


"Mantra, Yantra. Tantra -  tantra dosłownie znaczy „sieć”, „tkać” i odnosi się do najsubtelniejszego stanu obecności zwanego Przejrzystym Światłem, którego kontynuacja trwa po śmierci tkając kolejno ze sobą reinkarnacje odrodzeń w samsarze a nieprzerwana zostanie nawet po zrealizowaniu nirwany.

etymologicznie, słowo tantra wywodzi się od słowa wątek tkaniny, nici która biegnie nieprzerwanie tworząc utkaną całość materiału. Po tybetańsku słowo oznacza "kontynuację". Oba te słowa odnoszą się zgodnie z perspektywą (wadżrajany) jakoby obecność była w swojej esencji zawsze pierwotna, nigdy nie stworzona, niezniszczalna, poza wszelkimi odniesieniami istnienia bądź nie istnienia czy dualizmu subiekt - obiekt."

O cyklach czasoprzestrzennych i podróżach świadomości: http://tonalinagual.blogspot.de/2011/11/cykle-czasoprzestrzenne.html


sobota, 15 lutego 2014

KALIYA - WĄŻ - NAG, PTAK - ORZEŁ - GARUDA i WISZNU - KRISZNA - BUDDA ORAZ SAMSARA...

"Naga, Nagowie, (sanskryt: नाग nāga) – w mitologii hinduskiej wężokształtne bóstwa wodne. Prawdopodobnie pochodzenia przedaryjskiego.
Mieszkają w podziemnym mieście Bhogawati, gdzie strzegą skarbów ukrytych w ziemi, czasami dzieląc się z nimi ze śmiertelnikami. Mogą przyjmować formę zupełnie ludzką. Wiele dynastii starożytnych wywodziło swoje pochodzenie od związku jakiegoś herosa i nagini[1]. W starożytnych tekstach Nagami nazywano również mało znane plemiona, którym przypisywano nadnaturalne właściwości."


"Nagi przedstawiano zwykle z górną częścią ludzką, a dolną wężową, bądź z wężami wychodzącymi z ramion lub pasa. Stanowią częsty motyw w sztuce Tajlandii – wizerunki nagów często umieszcza się po obu stronach wejścia do świątyń. Innym klasycznym motywem jest ptak Garuda trzymajacy w szponach dwa węże (nagi).". - Wikipedia



Garuda w żeńskiej formie:

http://aroencyclopaedia.org/shared/image/t/tsogyel_garuda_dr_506_536.jpg


http://manasasancharare.files.wordpress.com/2010/08/garuda_tirumala.jpg%3Fw%3D600
Dla mnie to po prostu Orlica Świadomości… :-)

Garuda z Kambodży:
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimOCQs_3tJ13lDr9x7Ka4_bZxQktxJnDuoXeA4STvY7v-LABhJ1TiLBy5EFNvD9L1zcmuM6f_VQBn9pPEENHQpBoE8EHyYUJuF3uL3aRcs0NhmR5Lm36h7reIbB4HoOH9WUyixKfg3MJw/s1600/200706.jpg
też żeńska forma...

Garuda z Tajlandii:

Babilońscy czy perscy "Garudowie" z Iranu?

Orło-lew:

"Pierwotnie słowo "naga" oznaczało węża, i do dziś w Indiach określa się nim kobrę królewską. Jak postacie zwykłych węży wyewoluowały w rasę hybrydową, trudno powiedzieć. Patrząc jednak na mit Nag od wewnątrz, ich pochodzenie można wywieść od niejakiego Kasyapy [Kassapa budda]. Otóż miał on dwie żony, Kadru i Vinatę. Kadru pragnęła mieć jak najwięcej potomstwa, a Vinata wolała mieć go dużo mniej, ale by było potężniejsze. Życzenia ich obu zostały spełnione - Kadru złożyła tysiąc jaj, z których potem wykluły się Nagi, a Vinata złożyła dwa jaja, z których wykluł [ a może WYKLUŁA?] się m.in. Garuda i jego brat, który ciągnął rydwan boga słońca. Ponieważ Vinata była podległa Kadru, Garuda musiał służyć Nagom i te któregoś razu zażądały od niego by dał im eliksir nieśmiertelności od bogów. Ten niemal wypełnił ich życzenie, ale w porę się zorientował o podstępie i wylał go. Od tej pory Garuda (i jego dzieci) oraz Nagi żyli w wiecznej animozji.


Kriszna stojący na wężu - Nagu o imieniu Kaliya:


Przypowieść o Krisznie i Nagu Kaliya.

"Kaliya ( IAST : Kaliya , dewanagari : कालिय ) , w mitologii hinduskiej , była to nazwa trujących Nagów żyjących w rzece Jamuny w Vrindavan. Woda z Jamuny w Vrindavan z powodu żyjących w niej Nagów była trująca. Żaden ptak lub zwierzę nie mogło przebywać w jej pobliżu. I tylko jedno samotne drzewo kadamba rosło na brzegu rzeki.
Prawdziwy dom Kaliya był w Ramanaka Dwipa, ale zostały one stamtąd przegnane przez Garudę, wroga wszystkich węży. Garuda zaś został przeklęty przez pewnego jogina mieszkającego w Vrindavan, więc nie mógł on pojawić się w Vrindavan, bo przypłaciłby to swoją śmiercią. Dlatego Kaliya wybrał Vrindavan jako miejsce zamieszkania wiedząc, że to jedyne miejsce, gdzie Garuda nigdy nie przybędzie.
Któregoś dnia Kryszna z przyjaciółmi grali w piłkę, a podczas gry Krishna wspiął się na drzewo kadamba i zawisł nad rzeką, piłka wpadła do rzeki. Kaliya pojawił się w rzece i owinął się wokół ciała Kryszny. Kryszna stał się jednak tak ogromny, że Kaliya musiał go uwolnić ze swojego uścisku. Więc Kryszna uratował się  i skoczył na głowę Kaliya, by złożyć na nim ciężar całego wszechświata. I Kryszna tańczył na głowach Naga. Następnie Kaliya zaczął umierać. Ale żony Naga przyszły i modliły się do Kriszny z połączonymi dłońmi okazując uwielbienie dla Kryszny i modliły się do niego o uwolnienie męża .Kaliya uznając wielkość Kryszny, poddał się obiecując, że nie będzie już nękać nikogo. Więc Kryszna ułaskawił go i pozwolił mu odejść, opuścić rzekę i powrócić do Ramanaka Dwipa."



Sziwa z Lakszmi…


"W tradycji buddyjskiej Nagi uważane są za szczodre i hojne, ale często niebezpieczne i złośliwe istoty będące wierzchowcami bogów. Nagowie były śmiertelnymi wrogami ptaków Garuda, wierzchowca Wisznu/Buddy. Od tego czasu stały się strażnikami dharmy. Istoty te również znane są z tego, że przechowują termy, czyli ukryte nauki Buddy."

Nagowie to istoty powiązane z wodą…

"Nagowie władali wodami i żyznością ziemi, kontrolowali deszcze i ruchy wód gruntowych. Odgrywali ważną role w kultach agrarnych, pozyskanie ich życzliwości poprzez ceremonie ofiarne było bardzo ważne dla trwania społeczności. Ich natura była postrzegana jako zasadniczo neutralna, łatwa było zdobyć ich błogosławieństwa ale jeszcze łatwiej doprowadzić ich do gniewu, którego skutkiem mogły być katastrofy naturalne dotyczące żywiołu wody oraz choroby, opisywane w Gyu.Shi, Czterech Tantrach Medycznych tradycji tybetańskiej, jako choroby zsyłane przez nagów: trąd, choroby skórne i zaburzenia psychiczne. Głównych powodem konfliktu z nagami jest zanieczyszczanie wody w jakikolwiek sposób oraz zabijanie istot zamieszkujących ten wymiar.
(…)
Lao Tse powiada "Najwyższe Dobro jest jak woda, wszystkim jednakowo sprzyja. Bez oporu podąża w miejsca niskie, przez człowieka wzgardzone; Przynosi ona pożytek milionom istot i nie żąda zapłaty. Dlatego w swej cnocie najbliższa jest Tao.
(…)
Co więcej, w tradycji wielu szkół jogi buddyjskiej (przy wyraźnym i czytelnym jej rozróżnieniu od jogi hinduistycznej czyli niebuddyjskiej, gdzie mówi się o wężowej energii kundalini, które to pojęcie buddyjskiej tantrze jest raczej obce), znajdują się opisy subtelnych przepływów energii w ciele ludzkim (prana), kanałów tej energii (nadi) i punktów esencji kreatywnych (bindu). Owe struktury są w ścisłym związku z aktywnością nagów. Wiarygodne i zdumiewające ilustracje i opisy tych korelacji, nie do końca czytelnych dla zachodnich badaczy, znaleźć można jako freski na ścianach świątyni Lukhang (Pałac Bóstw Wodnych), znajdującej się wciąż dziś na małej wyspie w obrębie letniego pałacu dalajlamów- Norbulingka w Lhasie, stolicy Tybetu. Dawniej było to miejsce tajemne czyli ukryte sanktuarium gdzie przechowywano opisy kontrowersyjnych, zdaniem ortodoksji buddyzmu tybetańskiego, praktyk Dzogczen."

Budda i wąż:

wizerunek Buddy siedzącego w pozycji medytacyjnej, nad którym wznosi się siedmiogłowy wąż...
W buddyzmie wąż jest symbolem oświecenia…

"Nie jest to jednak zwykły wąż. Zgodnie z buddyjskim mitem wśród wielu rodzajów istot zamieszkujących różne sfery świata istnieją także istoty zwane nagami. Są to istoty potrafiące przybierać dwie formy – ludzką i wężową. Co ważniejsze jednak, odznaczają się one dużą mądrością. Zgodnie z legendarną biografią, Budda po uzyskaniu przebudzenia miał przez pewien czas pozostawać w stanie medytacyjnym, siedząc pod drzewem i kontemplując swoje osiągnięcie. W tym czasie zerwała się ogromna burza. Wówczas król owych nagów imieniem Muczalinda poruszony faktem uzyskania przez Buddę przebudzenia, postanowił chronić go przed ulewą. Wzniósł się więc nad siedzącym Buddą i rozpostarł swoje kaptury. W późniejszej tradycji buddyjskiej będzie to bardzo popularny motyw ikonograficzny zwłaszcza w Azji Południowo-Wschodniej. Formalnie więc ten siedmiogłowy wąż to nie smok, tylko naga – mityczna istota znana w kulturze buddyjskiej i indyjskiej."

Oto fragment pewnej modlitwy tybetańskiej do Buddy:





Czaszka symbolizuje śmierć, czyli przemijalność. Budda założył na siebie wieniec z czaszek, tzn. przeniknął przemijalność, przekroczył ją poprzez swoje przebudzenie. Osiągnął wyzwolenie i więcej nie będzie się odradzał. Osiągnięcie wyzwolenia oznacza uzyskanie nadzwyczajnego statusu, czyli zerwanie więzów z sansarą. Ponieważ ktoś taki nie podlega więzom sansary, czyli nie podlega siłom, które wiążą człowieka ze sferą istnienia naznaczonego doświadczaniem cierpienia, więc nie sposób go opisać przy pomocy języka, który swoją wartość posiada w obrębie owej sfery. W twarz kogoś takiego, nie sposób spojrzeć, gdyż on tej twarzy już nie ma, czyli jest poza cierpieniem, poza sansarą." cyt. z http://gosc.pl/doc/1106770.Buddysci-nie-czcza-demonow/2

Ptak, lew, wąż… i tybetańskie Koło Życia - Samsary:


Górny - to świat bogów (dewa);
Górny prawy , to świat półbogów (asura);
Górny lewy, to świat ludzi (nara);
Dolny prawy-  to świat głodnych duchów (preta);
Dolny lewy - to świat zwierząt (paśiu);
Dolny -  to świat istot piekielnych (naraka).

W samym środku znajduje się troje zwierząt: ptak, wąż i … świnia.

Nowe pragnienia zawsze związane są z nowymi narodzinami, nowym cyklem, nowymi doświadczeniami, nowym cierpieniem… i wyzwoleniem… Nirwana jako wyzwolenie z cierpienia jest zawsze możliwa dla wszystkich i dla każdej istoty z osobna, bez względu na miejsce, w jakim się znajduje w Kole Życia – Samsary.

To są czasoprzestrzenie – światy, do których można wejść i z których można wyjść… Dlaczego tu wchodzimy i jak stąd wychodzimy… to każdy potrzebuje rozpoznać sam dla siebie.

W centrum koła: ptak, wąż i… świnia.
Niektórzy interpretują to jako “Trzy trucizny umysłu”. Bez nich nie istniałaby samsara.

Świnia oznacza ignorancję, niezrozumienie pojęcia jaźni lub ego. 

Niewiedza prowadzi do negatywnych pragnień, reprezentowana przez ptaka, niektórzy twierdzą, że to kogut, który zawsze musi dziobać.

Gdy nie możemy dostać tego, co chcemy, doświadczamy frustracji, podrażnienia, złości i nienawiści, te aspekty (wzorce) reprezentowane są przez węża

Złość wzmacnia poczucie ego i dlatego widzimy, że wąż gryzie ogon świni i tak całe błędne koło jest wzmacniane.

Według mnie świnia, wąż i kogut reprezentują podstawowe wzorce Samsary. Każde z nich gryzie ogon tego z przodu w taki sposób, że razem współtworzą okrąg.

Potwór trzymający koło symbolizuje nietrwałość… Czasem postać ta to szkielet… Czasem postać z koroną z czaszek… "Czaszka symbolizuje śmierć, czyli przemijalność. Budda też w niektórych wizerunkach (podobnie jak Kali) ma na sobie wieniec z czaszek, tzn. przeniknął przemijalność, przekroczył ją poprzez swoje przebudzenie." Refleksje na temat nietrwałości zjawisk mogą wprowadzić na drogę do wyzwolenia.

Lekarstwem na wszystkie cierpienia jest trening umysłu, który pozwala dostrzec i wyeliminować chciwość, gniew i ignorancję, które z kolei są siłą napędową tego koła… Trucizna może stać się lekarstwem…
ciekawy art. w tym temacie: http://www.rigpawiki.org/index.php?title=Wheel_of_Life

Przeczytałam także coś, co mnie mocno zastanowiło. Otóż w jednej ze szkół buddyzmu "Gniew czy nienawiść jako splamienie zawiera w sobie potencjał urzeczywistnienia jednej z pięciu mądrości przebudzonego Umysłu, gdyż w swej czystej formie jest przejawieniem się archetypu oświecenia symbolizowanego przez postać buddy zwanego Akszobja (Nieporuszony), będącego w mandali Pięciu Tathagatów panem rodziny Wadżry (Diamentu), Mądrością Podobną Zwierciadłu. Odpowiada mu kierunek wschodni tej mandali zaś jego partnerka czyli żeński archetyp - budda Mamaki ma być personifikacją elementu lub żywiołu wody na poziomie oświeconym czyli oczyszczonym. Kolorem buddy Akszobji jest niebieski a sylabą nasienną jest HUM (Hung). Budda ten jest patronem czy panem wielu manifestacji gniewnych bóstw panteonu Wadżrajany, takich jako strażnicy Dharmy (np. Mahakala) lub bóstwa należące do wspomnianych wcześniej ośmiu grup (w tym bóstwa wężowe)."

Mnie ów ptak i wąż kojarzą się z “odwiecznym konfliktem” między Garudą i Nagami.
Co ciekawe postać o głowie świni i ciele człowieka to także jeden z 10. awatarów Wisznu, który przywrócił Ziemię (wydostał z otchłani kosmicznego oceanu) na jej “właściwe” miejsce we wszechświecie… (napisze o nim poniżej). Istnieją jednak też wizerunki orła Garudy i węża – Naga w przyjacielskich relacjach. A więc istnieją także pozytywne aspekty tych zwierząt. Mnie zastanawia ten obraz… pełnej harmonii pomiędzy orłem i wężem oraz Wisznu/Kriszną/Buddą:


DLA MNIE na obrazku są przedstawione: 
ORLICA ŚWIADOMOŚCI, 
WĄŻ UMYSŁU I 
BUDDA URZECZYWISTNIENIA… czasem kojarzony z LWEM, TYGRYSEM lub JAGUAREM czy innym "dzikim kotem"... symbolizującym nieskazitelność. 


A na tym rysunku Koła Życia

– jak się go powiększy, można zobaczyć białą nitkę, która prowadzi od postaci umieszczonej najwyżej w drugim kręgu… do... Ta biała nitka prowadzi poza koło samsary i tam zamienia się w pięciokolorową “drogę” prowadzącą do Buddy stanu oświecenia, wyzwolenia. Budda reprezentuje wszystkie istoty, które osiągają stan nirwany.

Budda (podobno) powiedział, że bogowie (dewy) istnieją, ale odnoszą się do koła samasary i istnieją w samsarze oraz nie zawsze są mądrzejsi od nas. I w rzeczywistości, Budda jest często przedstawiany jako nauczyciel bogów oraz ich “przełożony”.

Dzik jako awatar Wisznu.
Varaha… Waraha  – postać (awatar) boga Wisznu.


"Varaha jest wymieniony jako trzeci w Dashavatara, dziesięciu głównych awatarów Wisznu. Gdy demon Hiranjaksza ukradł ziemię (uosobione jako bogini Bhudevi) i ukrył ją w wodach pierwotnych, Wisznu pojawił się jako Varaha ją ratować. Varaha zabił demona i przywrócony Ziemię od oceanu, podnosząc go na swoich kłów, i przywrócił Bhudevi do swojego miejsca we wszechświecie.
Varaha można przedstawić zupełnie jak dzika lub w antropomorficzne postaci, z głową dzika i ludzkiego ciała. Jego małżonka, Bhudevi, ziemia, jest często przedstawiana jako młoda kobieta, podniesiona przez Varahy. Ziemi może być przedstawiana także jako masa gruntu."

Awatary Wisznu:


"Varaha, dzik z Satya Yuga. Pojawił się, by pokonać Hiranjaksza, demona, który zajął ziemię, czy Prithiwi i uprowadził w głębiny kosmisu (w dół), co jest opisane jako kosmiczny ocean w historii. Walka między Varahy i Hiranjaksza trwała przez tysiąc lat i w końcu wygrał Varaha.  Sprowadził Ziemię z oceanu na swoich kłach i przywrócił ją na jej miejsce we wszechświecie.

Narasimha, pół człowiek-pół lew pojawił się w Satya Yuga. Rakszasami (zły człowiek ) Hiranyakashipu, starszy brat Hiranjaksza, otrzymał potężne błogosławieństwo od Brahmy, które nie pozwalało mu zostać zabitym przez człowieka lub zwierzę, wewnątrz lub na zewnątrz, w dzień i w nocy, na ziemi i w gwiazdach. Wisznu zstąpił jako antropomorficzny wcielenie z ciała mężczyzny z głową i pazurami lwa."


Wamana, karzeł, pojawił się w Treta Yuga. Czwarty potomek Hiranyakashyap, Bali, z pobożności i pokuty był w stanie pokonać Indrę, boga firmamentu . Ten upokorzył inne bóstwa i otrzymał władzę nad trzema światami. Bogowie zaapelowali do Wisznu o ochronę i zszedł on jako krasnolud Vamana .

http://api.ning.com/files/U*Ww6bC8Ihira0Bhe9Ie74ENzAi5TkG-ql1vkkLYCaGrrqY9lRsMiPR*Aarv0JSddmksFUqjjbuqca1aEgYhZ3jeR7j1*M6B/avatar_forms_of_vishnu_jk.jpg


Awatary Wisznu:

W okresie satjajuga
1. Matsja – pod postacią ryby
2. Kurma – pod postacią żółwia
3. Waraha – pod postacią dzika
4. Narasinha – pod postacią pół-człowieka pół-lwa
W okresie tretajuga
5. Wamana – pod postacią karła
6. Paraśurama – pod postacią człowieka
7. Rama – pod postacią księcia Ajodhji
W okresie dwaparajuga
8. Kryszna – pod postacią człowieka, urodzonego w rodzinie pasterzy krów, który w przyszłości zostaje władcą
W okresie kalijuga
9. Budda – pod postacią człowieka, jednak część hinduistów uważa, że dziewiątym awatarem był Balarama (który zstąpił na Ziemię razem z Kryszną)
10. Kalkin – pod postacią jeźdźca (na białym koniu), którego przyjście ma zwiastować koniec obecnej kali jugi.

Brakuje postaci orła… i węża… Tu zaś inne awatary Wisznu:

Są wśród nich pół człowiek-pół słoń i pół człowiek-pół małpa…

Wisznu i jego "pojazd" - vahana czyli orzeł Garuda:
"pojazd"czyżby rodzaj specyficznej… merkaby? :-)

W niektórych przekazach pisano o białym koniu Kalkina bez jeźdźca… może coś znajdę na ten temat?
_______________________________________

dodane 21.02.2014

*) "Buddę, a w szczególności fakt zapoczątkowania przez niego nauczania w tradycji buddyjskiej często przyrównuje się do lwaczy też do ryku lwaNauczanie Buddy jest tak doniosłe jak ryk lwa."
tu mam skojarzenie z moim doświadczeniem, kiedy to pewnej nocy poczułam dziwną energię…

Noc z 12. na 13. grudnia:
Tak “agresywnej” energii, jak tej nocy nie pamiętam od lat… Leżałam sobie w łóżku. Byłam w dosyć głębokiej medytacji. Najpierw jakieś myśli intensywne “próbowały mnie rozpraszać”, a potem nagle poczułam bardzo silną falę. Aż moje ciało skręcało. Może kiedyś czułam coś podobnego, ale zapomniałam? I może wówczas nie byłam tego tak świadoma jak teraz?
W pewnym momencie, jak mnie tak “skręcało” (musiałam wykonywać ruchy spiralne, by w ogole móc przyjąć świadomie ten rodzaj energii w siebie, podeszła do mnie Karuna (piesa) i położyła się obok. A ja zaczęłam… warczeć. Nie jak kot czy pies, ale jeszcze inaczej, bardziej jak lew albo wielki kot. A Karuna patrzyła mi cały czas w oczy... jakby gotowa do zabawy? Wydawałam z siebie dźwięki ewidentnie zwierzęce. Nie psie, nie kocie, ale bardziej były to pomruki i warki… i teraz skojarzyło mi się – że były podobne do ryku lwa/lwicy albo tygrysa/tygrysicy… teraz dostrzegłam kolejną synchronię. 

I coś więcej mi się przypomniało i dzięki temu coś więcej zrozumiałam… w każdym razie zrozumiałam także, że przyzwalam sama sobie na odczuwanie na przykład bólu, smutku, tych dziwnych energii 'agresji' … i spokoju… z pewnego powodu…

Chodzi przede wszystkim o scalanie, integrowanie i w pewnym sensie harmonizowanie w sobie

I teraz przyszło rozpoznanie… nauczanie Buddy… powiązane ze ścieką Dzogdzen… ścieżką samowyzwolenia… "Zgodnie z terminologią dzogczen tam, gdzie jest umysł nie ma oświecenia, a gdy pierwotna obecność wyzwoli się z umysłu, używana jest do praktyki. Termin rigpa związany jest z dogłębnym “przedarciem się” przez Umysł w celu odsłonięcia poglądu "pierwotnej czystości", który wykracza poza konceptualność."

Nie czułam potrzeby w tamtym momencie rozpraszania się na konieczności zrozumienia, co się ze mną działo. Wiedziałam, że zrozumienie - rozpoznanie przyjdzie, kiedy będę na to gotowa. Dużo bardziej istotne było wówczas przyjmowanie z ufnością tego, co się we mnie i przeze mnie przejawiło w tatej chwili… Ten "ryk lwa" pomógł mi w przedzieraniu się przez umysł (ograniczenia jakimikolwiek przekonaniami i koncepcjami) i przez ciało…  do... "bycia poza nadzieją i strachem, utrzymywaniem i porzucaniem, którego rezultatem jest stan Samantabhadry, „pierwotnego buddy”. Wciąż uczę się bycia obecną w tu i teraz, przyjmowania tego, co się przejawia, łączenia obserwatora z działającą i myślami… oraz utrzymywania stanu bycia bez rozpraszania się…

Pisałam wtedy: Dla mnie to ciekawe, że różne zwierzęta, w różnym czasie mnie wspierały i dawały różne “nauki”…przypominały o czymś, co w danym momencie było ważne i nadal widać tak się dzieje. Zwierzęta, tak jak i ludzie mogą być sprzymierzeńcami… Może być też tak, że gdy się otwieramy na “przepływ”, pojawiają się kolejni sprzymierzeńcy… Pamiętam, jak na początku mojej “nowej drogi” towarzyszyła mi czarna pantera i biały łabędź… A kotowate zaprowadziły mnie do słonia, a słoń zaprowadził mnie do starego Hindusa… itd. itp… Jestem w podróży… flow… (…) przyglądałam się tym energiom. Nie nazwałam ich złością, ale nazwałam te energie “agresywnymi”.


"Jeśli więc nie wiemy, jak utrzymywać obecność bez rozproszenia, a zamiast tego pozwalamy sobie zatracić się w rozproszeniu i iluzji, nigdy nie uwolnimy się z niekończącej się transmigracji. Jeśli zaś nasz umysł nie rozprasza się i nie zapomina, lecz uzyskuje samokontrolę i utrzymuje obecność swojego prawdziwego Stanu, nie warunkując się iluzją, wtedy staje się esencją wszystkich nauk i korzeniem wszystkich ścieżek. W rzeczywistości wszystkie zjawiska dualistycznej wizji: nirwana i samsara, szczęście i cierpienie, dobro i zło – wszystkie one powstają jedynie z umysłu i nie mają innego źródła. Dlatego mówi się, że umysł wolny od rozproszenia jest podstawą wszystkich ścieżek i najgłębszym punktem praktyki.

Buddowie przeszłości osiągnęli Oświecenie podążając ścieżką ciągłej obecności bez rozproszenia i w ten sam sposób osiągną Oświecenie Buddowie przyszłości. Ci, którzy osiągają je teraz, robią to dzięki ugruntowaniu się w obecności, ponieważ nie istnieje inny sposób osiągnięcia Oświecenia. Rozpoznanie naszego prawdziwego Stanu i kontynuacja jego obecności są faktycznie esencją wszystkich ścieżek, podstawą wszelkiej medytacji, spełnieniem wszystkich praktyk, istotą wszystkich tajemnych metod i kluczem do wszystkich najgłębszych nauk. Dlatego właśnie musimy próbować utrzymywać ciągłą obecność bez rozproszenia."











notatki: 
---
Oannes

http://i246.photobucket.com/albums/gg90/SecretSunBlog/oannes.jpg
"Bóg" z brodą i kobiecymi piersiami oraz rybim ogonem… Poniżej, bardziej męski wizerunek.


Nemrud-dagi z Iranu (Nemrut):
http://www.iranicaonline.org/articles/nemrud-dagi
http://www.flickr.com/photos/31077105@N05/8518510092/
http://paralleluniverse38n.blogspot.com/2010/05/today-we-stood-ankle-deep-in-euphrates.html

Bogini ze skrzydłami: Anahita:
http://www.teenwitch.com/divine/persia/anahita.html


http://files.abovetopsecret.com/files/img/vf510288ce.jpg

Matrikas - "Goddesses of War, Children and Emancipation":


Yoginie
7, a czasem 8 bogiń Matek:


ciekawe są te zwierzęta pod boginiami

Siedem, w porywach osiem… Bogiń - Matek… 

wtorek, 4 lutego 2014

POWRÓT DO DOMU O PIĘCIU POKOJACH




Istnieje stare hinduskie przysłowie, według którego: 

"Człowiek jest jak dom o czterech pokojach – jest pokój ciała, pokój umysłu, pokój emocji i pokój ducha." 

W myśl tej zasady jesteśmy: 
Ciałem,  
Umysłem, 
Duszą i 
Emocjami. 

Pokój ma przecież w języku polskim dwa znaczenia: pomieszczenie oraz stan harmonii (bez wojny, walki czy jakiejkolwiek przemocy). Człowiek może być jak DOM pokoju - stanu harmonii z czterema pokojami - pomieszczeniami...

Dodałabym do tego DOMU jeszcze jeden "element" - piąty "pokój": Miłość. 
Jesteśmy też Miłością. 

Gdy te pięć elementów: 

Ciało
Umysł
Dusza
Emocje
Miłość

łączy się harmonijnie w Jedno, powracamy do DOMU. 
I stajemy się wówczas "w skrócie"… 
CUDEM.   


Przypomniałam sobie, że dla mnie każdy człowiek jest CUDEM (nawet jeśli o tym zapomniał z jakichś powodów). 


Tak jak i wszystko, co nas otacza.


Jedno z moich doświadczeń - wizji POWRÓT DO PRA-DOMU



Ktoś może chcieć walczyć ze mną także i może nawet być w stanie “wojny” ze mną, ale co się dzieje, jeśli ja nie jestem w stanie “wojny” z tym kimś? 

Miałam kiedyś sen, w którym zostałam zaatakowana przez mężczyznę z nożem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by z nim walczyć. Poddałam się i umierałam… w spokoju. Teraz rozumiem, dlaczego: zawsze możemy dokonać wyboru: kontynuacji walki i nienawiści lub rezygnacji z niej. Nawet, gdyby miała zakończyć tę walkę moja śmierć. 






linki do zdjęć:

http://tribes.tribe.net/eb5f7908-cda1-40f9-9648-e8b00b84292f/photos/aa4b8b90-c16a-4dab-9d0c-af64ead0793f

Film, o którym dziś Margo0307 przypomniała:

cyt. z filmu:
“Nasz wewnętrzny konflikt pochłania naszą energię. Aby uwolnić się z biegunowości matrixu, musimy zakończyć ten wewnętrzny konflikt i osiągnąć bezbiegunowość [jedność]“.

Wiele osób boi się tego powrotu nazywając przejawy tego sposobu istnienia “ambiwalencją” lub ...
Ambiwalencja znaczy 'współistnienie sprzecznych uczuć, postaw lub opinii', dwojakość, dwuznaczność...

cyt.:” Jeżeli potrafimy zakończyć ten konflikt, potrafimy stać się jednym, to możemy jako jednostka odnaleźć prawdziwy pokój.” w SOBIE. I zakończyć wewnętrzny konflikt, i odzyskać swoją energię…

I jeszcze jeden w tym temacie:





pisałam czym dla mnie jest Miłość:

W dualistycznym świecie faktycznie biegunowym pojęciem wobec NIENAWIŚCI jest UWIELBIENIE, gdyż zarówno nienawiść jak i uwielbienie zawierają w sobie ten sam „potencjał energetyczny o przeciwnej polaryzacji". Natomiast MIŁOŚĆ ogarnia i harmonizuje te oba pozorne przeciwieństwa, które są dwiema wzajemnie uzupełniającymi się, dopełniającymi siłami: nienawiścią i uwielbieniem. MIŁOŚĆ jest tym uczuciem, które związane jest z „wyższą” świadomością wykraczającą poza dualne postrzeganie i ze ZROZUMIENIEM tejże części RZECZYWISTOŚCI, którą nazywamy naszym ziemskim światem.

I moje notatki z dnia
23.11.2013

Jednia, całość "stwarzając" istotę ludzką dała jej możliwość wyboru sposobu istnienia: w "Raju" i w szczęśliwości (świadomość połączenia) oraz w"Piekle" i w cierpieniu z powodu odłączenia od całości, Jedni (świadomość ego).

W "Raju", w świadomości połączenia, wszystko jest święte, każda góra i dolina, każdy zbiornik wody, każde drzewo, roślina, każde źdźbło trawy, kwiat, ziarno, każde zwierze, każdy kamień i każda istota ludzka. Także cała Ziemia, księżyce, planety, gwiazdy galaktyki i cała przestrzeń pomiędzy nimi… Wszystko, z istotą ludzką włącznie to są "cząstki" całości, Jedni, Wszystkiego Co Jest.  

W "Piekle" wyznaczone jest to, co jest święte, a co nie jest święte. To umożliwia tak zwane "poznanie" poprzez doświadczanie (symbol zerwania owocu z "Drzewa Poznania Dobra i Zła"). Dlatego wtedy, gdy jakakolwiek "cząstka" całości, Jedni oddziela się od Wszystkiego Co Jest, do akcji wkracza ego ze swoją wolną wolą i potrzebą nazywania, określania, oceniania i wartościowania wszystkiego, co się tylko da. Na tym polega owo "poznanie". W ten sposób następuje dalsze oddzielanie poszczególnych części od całości, Jedni i technicyzacja oraz "specjalizacja". No i oczywiście następuje wtedy jeszcze intensywniejsze ustalanie tego, co dla nas dobre i złe, co ma wartość, a co nie. 

Aby inni mogli uwierzyć w to, co dla nich dobre, a co złe i aby mogli podporządkować się odpowiedniemu "programowi dobra i zła", ktoś sięga do pola pojęć, wzorów i idei Uniwersalnego Umysłu i "wymyśla" czyli wyjmuje z tego pola odpowiednie słowa, myśli oraz symbole  i "stwarza" czyli konstruuje na przykład  "Jedynego Boga"… A jeśli inny ktoś uważa, że co innego jest dla nas dobre i złe niż podaje "kapłan" owego "Jedynego Boga", wtedy ten inny ktoś wymyśla (czyli wyjmuje z pola Uniwersalnego Umysłu) odpowiednie myśli i słowa, które konstruują innego boga. I staje się wówczas jego kapłanem.

Każdy bóg daje możliwość rozróżniania dowolnie różnego "dobra i zła", a właściwie ustalenia tego, co dobre dla nas, a co złe. I tak tworzą się różne lub zróżnicowane między sobą systemy wiary. Poprzez wielość bogów przejawia się całe bogactwo różnych przekonań i wiary w to, co dobre, a co złe.  A owa możliwość ustalania dobr-ego i zł-ego jest przejawem tak zwanej wolnej woli.

Jeśli ktoś ustala za nas. co jest dla nas dobre, a co złe, wówczas nasza wolna staje się "umownie" wolną wolą. Zasilamy dany system wiary (boga) czyli daną cząstkę pochodzącą z pola Uniwersalnego Umysłu i podtrzymujemy jego istnienie w takiej, a nie innej formie.

Jeśli sami zaczynamy ustalać, co jest dla nas dobre, a co złe, wbrew panującym powszechnie (w danym środowisku czy kulturze) przekonaniom, wówczas sami stajemy się "bogami". Ale nadal istniejemy w oddzieleniu i świadomość nasza jest określona przez nasze ego.

Gdy przypominamy sobie o połączeniu, a potem docieramy w sobie do świadomości połączenia z całością, Jednią, wówczas nasza wolna wola stapia się z wolą Jedni, Całości… Wówczas w w pokorze i zrozumieniu realizujemy plan Jedni, Wszystkiego, Co Jest...

czwartek, 23 stycznia 2014

KIMATYKA


Przedstawiam film, który z wielu powodów wydaje mi się interesujący. Nie traktuję przedstawionych w nim informacji jako "prawdę ostateczną i jedyną", lecz jako inspirację do głębszego przyjrzenia się pewnym zjawiskom zachodzącym w historii oraz tzw. psychice ludzkości.

"Poznanie naszej własnej mrocznej strony to najlepszy sposób radzenia sobie z mroczną stroną innych." C.C.Jung

"To nie przypadek, że ekspresja artystyczna i rytuały stały u podstaw starożytnych cywilizacji. Sztuka stanowiła osobistą metodę wyrażania ciemnej strony psychiki człowieka i uświadamiania jej sobie. Spełniała funkcję psychoterapii. Rytuały odbywały się według zjawisk astrologicznych. Jak wiadomo, badanie położenia gwiazd i planet odzwierciedla naszą własną astropsychologię. Szamani wykonywali rytuały według zjawisk astrologicznych skorelowanych z rytmem dobowym czy cyklem psychologicznym. Rytuały dawały uczestnikom świadomość ich wnętrza i zapobiegały tłumieniu treści psychologicznych. Dopóki ludzie w ten sposób "stawiali czoła" czy też pozwalali w ten sposób przejawiać się własnym, wewnętrznym "demonom" i akceptowali je w sobie jako swoje, nie projektowali ich na świat fizyczny ani na innych. Mieli ich świadomość."

Projekcja odbywa się tylko wtedy, gdy owe własne "demony" są wyparte do nieświadomości, odrzucone w "strefę Cienia".

" Jeśli wydobędziesz na wierzch, co jest w tobie, to co wydobędziesz, ocali cię.
Jeśli nie wydobędziesz tego, co jest w tobie, wtedy to, czego nie wydobędziesz, zniszczy cię." - Chrystus ze Zwojów z Morza Martwego.

"Pojawienie się systemów, które zmusiły człowieka do wyparcia się jednego z biegunów ludzkiej dualistycznej natury, powoduje życie w ciągłym napięciu, lękach, strachu i wewnętrznej walce.
Obniża się w ten sposób odporność ludzi i całych społeczeństw. Dlaczego wciąż są niszczone plemiona szamańskie żyjące w harmonii z całą naturą, w tym także w harmonii z dualnością ludzkiej natury? Zatraciliśmy swoje korzenie.

Ego stale czuje się niepewne i ma potrzebę kontrolowania. Ego jest w nas czymś podrzędnym, ale zachowuje się, jakby było najważniejsze. Stąd ten rozłam pomiędzy ego a nieświadomością czy jażnią. Działa tu też rodzaj komleksu Mesjasza, gdy projektujemy ideały (rolę) zbawiciela na kogoś oczekując, że nas ocali, bo sami nie chcemy się z tym zmierzyć i zrozumieć, dlaczego czujemy się niepewnie i dlaczego czujemy, że nie mamy wystarczającej siły, by kierować swoim życiem. Ruch New Age jest kolejną pułapką, w którą ludzie mogą wpaść... poszukują czegoś tak usilnie, że przyjmują wszystko [lub to, co im odpowiada], co zostanie im podane. Ale te wybory nie opierają się to na prawdziwym zrozumieniu. Przyswajamy wtedy jedynie nowe poglądy religijne [w "udoskonalonej" formie]. Ludzie poszukują czegoś nowego, nowego typu duchowości, chcąc poprawić siebie, coś zmienić, ale cały ten proces został przejęty… [przez stare systemy]. Tak naprawdę może to doprowadzić ludzi do kolejnego typu grupowej mentalności czy religii New Age, czy czymkolwiek to jest, a ludzie i tak wciąż nie będą w stanie uwolnić się od tego i podążać swoją drogą, swoją ścieżką, co przecież jest bardzo istotne" [dla naszego rozwoju]. - Henrik Palgren

"Nikt nie jest zniewolony bardziej niż ci, którzy błędnie wierzą w swoją wolność" 
J.W.Goethe

"Ludzie czują smutek, samotność i pustkę i chcą ją zapełnić materializmem [albo pseudo rozwojem duchowym] sądząc, że poczują się dzięki temu lepiej. Dlatego ludzie potrzebują stłumić poczucie pustki na przykład posiadając przedmioty [albo wywyższając się w jakikolwiek sposób nad innymi]. 

Wszyscy mamy swoje wewnętrzne "demony", ale (…) naszymi demonami są codziennie spotykani ludzie. Ludzie, z którymi się sprzeczamy, ludzie którym zazdrościmy, lub których nienawidzimy [także ci, których posądzamy o różne straszne rzeczy...] Ci, których krzywdzimy fizycznie i emocjonalnie. I nie tylko dlatego, że im zazdrościmy albo nienawidzimy czegoś w tych ludziach, ale dlatego, że nienawidzimy tego, iż nam przypominają o nas samych. Odzwierciedlają te nasze cechy, których chcielibyśmy mieć więcej albo te, których nie chcielibyśmy mieć wcale. Więc co robimy?

Łagodzimy ból nie przez zmianę czy rozpoznanie własnych demonów, ale przez walkę z osobami, które nam o nich przypominają... poprzez krzywdzenie ludzi przypominających nam cechy, ktorych u siebie nie lubimy. A gdy - nie wiedząc czemu - stajemy się sfrustrowani tak, że nie panujemy nad emocjami, obwiniamy za to innych, winimy za to dosłownie wszystko, co może być katalizatorem naszej nienawiści. 

To samo robimy zwierzętom [i dzieciom]. Zwierzęta [i dzieci] są wprost idealne do tego, bo nie potrafią się bronić. (...) Jednak coś innego jest bardziej niebezpieczne niż to, że ludzie są okrutni wobec zwierząt, bo wszysy już o tym powszechnie wiedzą [o procederze uprawiania okrucieństwa wobec zwierząt]. Mnie niepokoją ludzie, którzy sprzeciwiając się bestialstwu, znęcaniu się nad zwierzętami i sądzą, że są tacy prawi, że czują się usprawiedliwieni, by krzywdzić innych w odwecie. Bo ci inni są nieświadomie okrutni, a ci niby bardziej uduchowieni, stają się okrutni [niby w inny sposób] i czują się z tym zupełnie w porządku. Czują, że ich obowiązkiem jest wymierzyć tamtym sprawiedliwość jakby byli przedstawicielami jakiejś władzy. [Są nieświadomi swojego własnego okrucieństwa i tego, że ranią innych.] Takim ludziom będzie o wiele trudniej załapać, dlaczego przyciągają tyle wewnętrznej nienawiści i złości. Wydaje się, że zupełnie nie rozumieją [ani nie dostrzegają] tej samej nienawiści w sobie.

Co więc robimy, by tylko nie spotkać się z wewnętrznymi "demonami"? Gdy nagle uświadomimy sobie: "chwila, może to nie w porządku, żeby krzywdzić inne stworzenia", ego podsuwa nam jakąś bardziej ezoteryczną [wysublimowaną] formę okrucieństwa, byśmy przejawiali tę samą nienawiść, tę samą postawę wzburzenia, złości, ale na inny sposób; skierowaną na inną grupę ludzi [czy zjawisk].

Ale zawsze i tak ludzie kiedyś w końcu poczują pustkę i zniecierpliwienie bez względu na to, ile razy przenosili winę na kolejne osoby czy grupy [czy zjawiska]. Potrzebujemy w życiu chaosu, pragniemy destrukcji, błagamy o katastrofy. Ponieważ bez tych wszystkich "złych zdarzeń" działających jako rodzaj egzorcyzmu albo katalizatora [dla naszych nieuświadomionych wewnętrznych demonów], zaczynamy dostrzegać to w sobie, a tego nie chcemy [nasze ego tego nie chce].

Możemy się uporać z wojnami, z terroryzmem, z upadkiem giełdy czy kryzysem ekonomicznym [a może nawet z apokalipsą]. Ale naprawdę boimy się, żeby nie zacząć zauważać swojego wewnętrznego chaosu. Przyjmiemy milion takich wydarzeń jak 11.września, byle ani na chwilę nie ujrzeć naszej samo-nienawiści.

A najciekawsze jest to, że codziennie spotykamy się z rzeczami, które albo akceptujemy albo odrzucamy. Istotnie jest nie tyle to, co akceptujemy, a co odrzucamy, ile co jest w nas takiego, że ciągnie nas do jednych rzeczy, a od innych odrzuca. Istnieje podstawowy dualistyczny konflikt siły i słabości, przyciągania i odpychania. Kiedy uświadomisz sobie, że świadomość, ta niepojęta esencja ożywia materię, by ona stała się otaczającym nas życiem, wtedy odnajdujesz źródła tego konfliktu. Wyjaśniono to jako wdech i wydech Brahmy, regres i rozwój Arymana i Lucyfera w ujęciu antropozoficznym… jony dodatnie i ujemne elektryczności, siła męska i żeńska, yang i yin, istnienie i pustka... To wszystko są sposoby na opisanie tego samego procesu behawioralnego, który ma swój początek w świadomości. A jeśli [choćby na moment] pozbędziesz się z umysłu wszystkich obrazów, koncepcji i postarasz się poczuć różnicę między tymi dwoma biegunami, zauważysz, że wszystkie scenariusze i możliwości pojawiające się na świecie, miały początek we wspólnym źródle.

Milion osób powie ci, dlaczego Biblia jest słowem bożym i powinieneś trzymać się treści jej słowa, a inny milion osób powie ci, że to tylko forma kontroli umysłów i nie warto w to wierzyć. Wszyscy powiedzą ci, na co uważać i co powinieneś wiedzieć, które informacje są dobre, a które złe. A ja się zastanawiam, co czyni ludzi autorytetami mogącymi mówić innym, co jest prawdą, a co fałszem? I dlaczego przeczysz czemuś albo akceptujesz coś na podstawie sugestii innych? Czemu sam o tym nie zadecydujesz? Informacja jest tylko informacją. Nie ma czegoś takiego jak dobra lub zła informacja. Jest tylko to, co z nią zrobisz. Wszystko może być Biblią. Możesz podejść do każdej informacji, osoby czy zdarzenia z otwartym umysłem [i sercem]. Bo to Twoja odpowiedzialność, by zareagować w wybrany sposób. Nie oglądaj się na stado, ani na konwenanse - to Twoja odpowiedzialność. To jest punkt, w którym bez względu na to, ile osób powie Ci, że robisz coś dobrze albo żle, nie bedziesz uzależniony od ich akceptacji. (…) Według mnie to właśnie oznacza bycie prawdziwie żywym.

Cała rywalizacja, którą dziś widzimy, niszczenie się, wojny, ściganie się o sprawy materialne, rabowanie planety i rozrywanie jej na strzępy, by móc poczuć, że wygrałeś, wszystko to jest destrukcyjne, nie tylko dla samej planety, ale całej dla ludzkiej cywilizacji. Bo nasza cywilizacja rozkwita dzięki współpracy, a umiera przez współzawodnictwo."

"Skutecznie niszczymy samych siebie nienawiścią udającą miłość.

Życie pełne jest bólu i prawdopodobnie jedynym bólem, 
którego możemy uniknąć jest ból biorący się z prób uniknięcia bólu. 

R.D. Laing

Wszystkie cytaty pochodzą z filmu pt. "KYMATICA:


https://www.youtube.com/watch?v=Gkz8PES6hkw

niedziela, 19 stycznia 2014

WOLNOŚĆ OD PRZYWIĄZANIA DO PRZEDMIOTÓW...

 zapiski z dnia 20.listopada 2013

łatwo jest krytykować innych, prawda? ;-) Trudniej widzieć te cechy u siebie. O “lustrze” przypomnę: kiedy mnie denerwuje coś u innych (i w myślach złoszczę się na nich) znaczy to, że
n i e ś w i a d o m i e
czynię to sama…
Może nie identycznie, może podobnie, może w mniejszej albo większej "skali" niż ten ktoś, kto jest moim lustrem, ale robię, a na pewno "kiedyś" robiłam to (lub będę robić albo robię w wiecznym TU i TERAZ…) *)

Znalazłam znany cytat:
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka [tkwi] w twoim? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.”

Nie zauważamy swoich wad, ale bywa i tak, że ulubimy dostrzegać je i wytykać te wady u innych… zrzucając innym, że na przykład… materialnie są nienasyceni.

Czy wiesz, co znaczy wolność od przedmiotów? To znaczy na przykład, że masz różne przedmioty, ale gdy na przykład stracisz je, nie będziesz ani chwili ich żałować. No może tylko przez ułamek sekundy. Ale ten ułamek w pewnym momencie może mieć znaczenie.

Wolność od przywiązania do przedmiotów… można sprawdzić w praktyce. Można zrobić prosty test… Wybierz na przykład jakiś bardzo cenny dla Ciebie przedmiot. Naprawdę cenny i ulubiony przez Ciebie. A potem oddaj go komuś, kogo może nie znasz; albo komuś, kto nie musiałby czuć się wdzięcznym albo zobowiązanym do rewanżu… Puść to, jak pięknie przystrojoną łódeczkę z kory na wodę… i nie żałuj ani przez moment. A wtedy sprawdzisz swoją wolność od przedmiotów…

Wystarczy zrobić tak raz. Jeśli zrobisz to i poczujesz radość, że kogoś obdarowałaś/łeś i nie będziesz oczekiwać za to czyjejś wdzięczności, jeśli nie będziesz ani chwili żałować, że to zrobiłaś/łeś, wtedy… Nie potrzeba już rozdawać wszystkiego. Wystarczy ten jeden raz, by sprawdzić, czy jesteś wolna lub wolny od przywiązania do przedmiotów. Wtedy możesz mieć wiele, możesz być nawet bogaty, jeśli potrzebne Tobie (albo raczej Twojej duszy) takie doświadczenie.

Za jakiś czas można jeszcze raz to powtórzyć w innej wersji ;-)
A potem jeszcze raz… najlepiej… do trzech razy sztuka ;-D

W ten sposób też “uzdrawiamy” swoją nadmierną emocjonalność – tę “negatywną”, kiedy uwalniamy się od przywiązania do rzeczy. Podobnie jest z przywiązywaniem się do ludzi, ich opinii i naszymi oczekiwaniami wobec innych…

Kiedyś się złościłam, gdy ktoś coś mi zniszczył. Wszystko jedno, małą czy dużą rzecz. Im większą wartość tej rzeczy przypisywałam, tym większą złość czułam. Nawet, gdy rzecz została zniszczona  przez tak zwany przypadek… czyli "niechcący".

Dlatego teraz rozumiem, gdy ktoś się złości, bo też tak kiedyś robiłam, Teraz wybrałam inaczej reagować w podobnych sytuacjach. Uśmiecham się w środku, żegnam się z tą rzeczą i ‘żyję spokojnie dalej’ ;-) Jednak dzięki temu już na przykład nie biorę czyjejś złości ‘do siebie’. I mogę kochać taką osobę... taką, jaką jest, nawet pełną złości i “negatywnych” emocji… nawet wobec mojej osoby.

Każdy z nas jest taki, jaki jest. Jakiś Ktoś i jakiś Nikt też. Kiedy na przykład zaczynamy dostrzegać czyjeś kłamstwa i potraktujemy go/ją jak lusterko – to dobry znak, bo możemy także zacząć dostrzegać swoje własne, skrzętnie przed sobą ukrywane kłamstwa. Do tego potrzebna jednak spora odwaga… Powiedzieć sobie KONIEC OKŁAMYWANIA SIEBIE. I wtedy zaczyna się proces “odkłamywania”. Może być długi i momentami bolesny. Dla niektórych może być to za trudne… Podobnie jest z różnymi “cechami charakteru” i sposobami działania… Tak samo z czyjąś złością.

Też kiedyś złościłam się, kłamałam i oszukiwałam – samą siebie i innych… nieświadomie. I nawet teraz nadal muszę być bardzo uważna, by wyłapywać w porę moment, w którym umysł staje w gotowości, by rozkręcić jakąś “karuzelę” natrętnych myśli i ewentualnych kłamstw związanych z jakimiś przekonaniami, wzorkami i lękami, które łatwo zamieniają się w fobie powiązane z “namiętnymi” emocjami. Z mojego doświadczenia jednak wynika, że praktyka UWAŻNOŚCI czyni "cuda"… Czysty Umysł i Czyste Serce… połączone ze sobą w harmonii...

Umiem już wyłapywać ten moment, kiedy pojawia się “ni stąd ni zowąd” jakaś “dziwna” myśl, ale nie skleja się z emocjami i dzięki temu jestem “trzeźwa” w sensie świadoma procesów, których kiedyś w zasadzie w ogóle nie byłam świadoma…
Obecnie utrzymując uważność nie dopuszczam do “kręciołków” w głowie roz-bujających wahadła emocjonalne.

Ostatnio widzę coraz wyraziściej, jak umysł ograniczony przekonaniami współdziała z emocjami i jak się zakręca… Obserwuję to teraz u innych, bo wiem już i rozpoznałam, jak to działało “u mnie”, we mnie. Poznawałam, jak działamy… jak toczymy wojny, gry… Wiesz, Margo, że podjęłam kiedyś decyzję: koniec walki.

Rozumiem coraz więcej i dzięki temu staję się bardziej świadoma… Ale rozumiem, nie dlatego, że bardzo coś chciałam/chcę rozumieć, lecz to zrozumienie samo się po-przejawia... I nie przywiązuję się do tej nowej wiedzy. Gdybym zaczęła się do tego przywiązywać, by “mieć rację”, mój umysł pozostawałby ograniczony wieloma różnymi przekonaniami ja-ego. I w większości sytuacji działałabym nieświadomie… wciąż oszukując samą siebie i innych… nie wiedząc o tym.

A teraz naprawdę coraz częściej czuję coś, co jest jak wszechogarniająca miłość do wszystkich ludzi i zrozumienie także dla naszych ludzkich słabości i wszelkiego rodzaju “szaleństw”.

Ale nadal odczuwam różne emocje, a może bardziej uczucia: radości, zachwytu czy smutku lub niepokoju. Nie odczuwam jednak strachu, złości, nienawiści, zazdrości itp..
Odczuwam czasem fale bardzo trudnych energii i radzę sobie z nimi “po swojemu”. Ostatnio prawie przez miesiąc bolały mnie ręce. Czasem więcej, czasem mniej, Teraz mniej. Wiem, że temu też za chwilę będę chciała się “głębiej” przyjrzeć. Ale nigdzie mi się nie śpieszy.


p.s. Notka jest składanką różnych moich rozmów i fragmentów komentarzy m.in.: http://nnka.wordpress.com/2013/11/14/sprawa-andreassonow-podroz-do-wnetrza-ziemi-atlantyda/#comment-23357 z Margo0307.

Dziękuję Margo0307 za dialog.