czwartek, 20 grudnia 2012

"TRANSFIRMACJA"



INDYK – ORZEŁ POŁUDNIA – OFIAROWANIE…

“Witaj Indyku, ze szczodrością ofiarowujesz całego siebie, aby inni mogli żyć…"

 "Indyk symbolizuje przekraczanie własnych granic, działanie dla dobra innych, pomaganie w potrzebie. Dzielenie się z innymi tym, co mamy. (…) Indyk udziela wsparcia, ponieważ wie, że wszelkie życie jest święte. (…) Moc Indyka wypływa z jego najgłębszej istoty i oświeconego widzenia rzeczy. (…)” (cyt. z Jamie Sams)

Błogosławieństwa ślę Wam, gdziekolwiek JESTEŚCIE...


p.s. osobiście mam kilka modlitw, którymi chcę się podzielić. Na przykład:

1.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję,  
Dziękuję, dziękuję, dziękuję...
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Dziękuję... –  to jest pieśń  :-)

2.
Dziękuję za wolność moich wszystkich połączeń... dziękuję za wszystkie doświadczenia, lekcje, sytuacje, spotkania… i wszystkie połączenia.  

Dla mnie dziękowanie to wyrażanie wdzięczności za możliwość istnienia, a nawet współistnienia…

Miłość przesyłam do wszystkiego, co istnieje na Ziemi z jej sercem, ciałem, jej wszystkimi Dziećmi włącznie oraz do wszystkiego, co istnieje we wszechświecie. I odczuwam przepływ tej energii, którą nazywam wszechogarniającą miłością wypełniającą cały wszechświat.

3.
Pieśń:
Bursztynowy Orle, oto śnię świadomie
sen o wolności dla całej ludzkości.

Bursztynowy Orle, oto śnię świadomie
sen o miłości dla całej ludzkości.

Bursztynowy Orle, oto śnię świadomie
sen o ufności dla całej ludzkości

Bursztynowy Orle, oto śnię świadomie
sen o obfitości dla całej ludzkości.

Bursztynowy Orle, oto śnię świadomie
sen o mądrości dla całej ludzkości.

Bursztynowy Orle, oto śnię świadomie
sen o pokoju i harmonii na Ziemi.

http://www.bursztynowa.netgaleria.eu/?ptaki,10

Dla mnie bursztynowo-złoty kolor to kolor ŚWIADOMOŚCI. A ŚWIADOMOŚĆ dla mnie tożsama jest z wszechogarniającą i wypełniającą WSZYSTKO MIŁOŚCIĄ.

 4.










5.
I jeszcze śpiewam Pieśni Miłości Bez Słów… więc przesyłam Ci Pieśni Miłości Bez Słów… 



wtorek, 18 grudnia 2012

LEKCJE UTRZYMYWANIA CZYSTEJ, NIEKAZITELNEJ INTENCJI




Wiele z nas zaczyna odczuwać coraz większe napięcie spowodowane zmianami energetycznymi na Ziemi, w Słońcu i KOSMOSIE. Ja też czuję, że teraz jest ważny czas dla ludzkości i Ziemi. Ale wersji możliwych zdarzeń nadal mamy wiele, bardzo wiele… Dlatego chcę się podzielić moim doświadczeniem, które wyraźnie wskazuje na to, że w obecnym czasie coraz bardziej ważne są nasze myśli i  CZYSTE, NIESKAZITELNE INTENCJE.

Pewien paradoks polega na tym, że wszyscy indywidualnie podejmujemy pewne decyzje, ale "płaci za to" cała ludzkość, a czasem nawet cała Ziemia wraz z jej wszystkimi Dziećmi. Nasze decyzje mogą doprowadzić do katastrofy, a nawet do upadku w "niższe", pełne jeszcze trudniejszych doświadczeń światy, niż ten, w którym obecnie przyszło nam żyć. Skąd to wiem?

Pisałam kiedyś o swoim przypomnianym doświadczeniu z Atlantydy. To jest moje indywidualne doświadczenie. Oto, co pamiętam:

NA ATLANTYDZIE istniała grupa ludzi zwana "starszyzną" albo "Tymi z Prawa Jedni", którzy zajmowali się pracą z energiami i kryształami dla dobra całej społeczności na Atlantydzie, ale którzy nie zgodzili się na używanie energii jako broni przeciwko innym istotom na Ziemi. Pewnego dnia na Walnym Zgromadzeniu część kapłanów reprezentujących "nową władzę" poddała pod głosowanie konieczność użycia tej energii i pewnych części aparatury, która służyła zasilaniu całej infrastruktury, jako broni przeciw innym istotom. Wówczas nie udało im się przegłosować tej propozycji, więc zaraz po głosowaniu, wyłapano przy wyjściu z budynku wszystkich tych ze "starszyzny" - z prawa Jedni czyli tych, którzy pracowali z energią i kryształami, a nie zgodzili się na użycie mocy energii kryształów przeciwko jakimkolwiek istotom żyjącym na Ziemi. Wówczas umieszczono ich ciała w metalowych kleszczach – obejmach, w których zazwyczaj umieszczano kryształy wielkości człowieka. Te obejmy przebiły ich ciała i unieruchomiły. W ten sposób “ukrzyżowano” tych, którzy sprzeciwili się na Walnym Zgromadzeniu użyciu energii kryształów jako broni przeciwko innym istotom. Ich ciała umieszczone zamiast kryształów w urządzeniu wytwarzającym energię, miały posłużyć jako wzmacniacze przy odpaleniu urządzenia o ogromnej energii.

 Pamiętam, że ci z Prawa Jedni porozumieli się wówczas ze sobą telepatycznie i podjęli decyzję, że ich osobista energia nie zostanie użyta do celów wytyczonych przez kapłanów. Jaki popełniono wówczas „błąd”? Według Prawa Kosmicznego każdy sprzeciw wobec działania innych, które oceniamy jako „złe" i odczuwamy negatywne wibracje (strachu lub złości), zawsze zasila to działanie przeciwko któremu protestujemy.   A wówczas “ci z Prawa Jedni porozumieli się ze sobą telepatycznie i podjęli decyzję, że ich osobista energia nie zostanie użyta do celów wytyczonych przez kapłanów, jednak... w niektórych osobach POJAWIŁO SIĘ UCZUCIE STRACHU przed użyciem tej energii jako BRONI przeciwko innym ISTOTOM na Ziemi. Strach ten spowodował sprzeciw i w konsekwencji wyzwolenie negatywnych energii. Co w rezultacie po uruchomieniu całej instalacji doprowadziło do kataklizmu na Atlantydzie.

KAŻDY SPRZECIW WOBEC DZIAŁANIA, KTÓRE OCENIAMY JAKO “ZŁE”, ZAWSZE ZASILA TO DZIAŁANIE, PRZECIWKO KTÓREMU PROTESTUJEMY.

Emocje i uczucie strachu przed kataklizmem kilku osób nie pozwoliły na utrzymanie czystej intencji i spowodowały skupienie oraz przekierowanie energii w takie częstotliwości, które zasiliły wzorce walki. I nawet jeśli była tam jedna lub kilka osób, które próbowały zachować swoją indywidualną czystą intencję, katastrofa i tak stała się nieunikniona. Powodem zaistniałej wówczas KATASTROFY była  -tak to rozpoznałam – "KOLIZJA" INTENCJI. 

Kiedy piszę, że ważne są czyste, nieskazitelne INTENCJE, to mam na myśli takie, które nie są skierowanie PRZECIWKO czemuś lub komuś – to dla mnie najważniejsze i taki wniosek płynie dla mnie z tamtej lekcji na Atlantydzie. 

Inaczej działają INTENCJE, które są nastawione na indywidualne PRAGNIENIE serca. Utrzymanie ich przy zachowaniu czystego UMYSŁU i - jeśli to możliwe - w połączeniu z “pragnieniem” DUSZY, w połączeniu ze ŹRÓDŁEM i CAŁOŚCIĄ jest możliwe. Ale wiem też, że oczywiście każdy ma prawo do własnej INTENCJI.


Uzdrawianie naszych emocji i uczucia strachu może wesprzeć utrzymanie się w czystej intencji, w punkcie naszego świętego centrum, w którym zbiega się nieskończenie wiele energetycznych nici - linii, z różnych płaszczyzn i wymiarów.


I jakoś dziwnie kojarzy mi się tamto “ukrzyżowanie” tych którzy mieli “kryształowe serca” – “starszyznę” z prawa Jedni z próżniejszym ukrzyżowaniem Jezusa Chrystusa...

Nnka u siebie, w dialogu ze mną napisała:

Odpisałam:

całkiem prawdopodobnie obecnie zbliżamy się do takiego momentu, kiedy:

I w tym momencie Nnka się ze mną zgodziła :-)


Nnka:

Nie pamiętam. Pamiętam, że część się uratowała, ale wybuch spowodował straszne kataklizmy i przede wszystkim uaktywnienie pewnych wzorców, które ogólnie mogę nazwać wzorcami WALKI. I wszystko zaczęło się od początku. Ale… najprawdopodobniej spadło z większej wymiarowości do mniejszej… Myśmy mogli wówczas porozumiewać się telepatycznie, chociaż nie wszystkie Istoty Ludzkie miały taką możliwość.

O walce pisałam w kilku notkach. Między innymi tutaj:
Ten świat opiera się na walce. Tkwimy rozdarci w dualizmie, w którym dwie siły, chociaż są podstawowymi siłami kreacji, ruchu, wszelkich twórczych działań i całego istnienia, traktujemy jako siły przeciwne, przeciwstawne. Walczymy o: życie, o utrzymanie, o zdrowie, o miłość, o sukces, o pieniądze, o szacunek, o wolność, o braterstwo, o równouprawnienie, o niezawisłość, o idee, o religie, o wiarę, o przekonania, o racje… w zasadzie jako ludzkość walczymy o wszystko. Albo walczymy za: ojczyznę, rodzinę, ojca, matkę, córkę, brata,… też jako ludzkość walczymy za wszystko. Walczymy też z: i tu każdy może sobie dopowiedzieć, z czym sam walczy. A ci, którzy chcą zniszczyć siły zła, wpadają w pułapki zła utrzymując stan walki – dobra i zła. Z pewnego punktu widzenia to jest dobre, tak samo, jak dobre jest zło, które musi istnieć dla dobrego człowieka, aby miał on jakiegoś przeciwnika – złego, by mógł uważać się za dobrego. I by móc udowadniać innym i sobie, że jest dobrym. Musi udowadniać? Dlaczego? Bo to mu pozwala na kontynuację walki na – jeśli nie fizycznym, to psychicznym i mentalnym planie. Więc kontynuuje tę walkę dobra ze złem. Że nieświadomie? Ale to działa! Dobry człowiek prowadzi walkę ze złym i staje się… kim? Również złym … wpada w pułapkę i staje się złym nieświadomie. Cierpią zarówno dobrzy i źli, choć próbują konsekwentnie zaprzeczać, że nie cierpią, wypierają to cierpienie do podświadomości. Zaczynają używać coraz bardziej inteligentnych form manipulacji i za pomocą swojej umownie wolnej woli próbują swoje własne przekonania narzucać innym – swoim wrogom. Dlaczego? Po co? Ano aby oni także mogli stać się takimi samymi „dobrymi” ludźmi, jak inni "dobrzy".

Dopiero zrozumienie tego mechanizmu pozwala nam zakończyć walkę, zakończyć Grę, w której zawsze musi być zwycięzca i pokonany, kat i ofiara, ten dobry i ten zły…(…)

I dziękuję NNCE za zainspirowanie mnie w pewnym sensie do napisania tej notki. W zasadzie zaczęło się od pytania Nnki, które zadała mi na swoim blogu.

I jeszcze dodam, że przez ostatnie kilka lat miałam wiele snów i wizji, które przypomniały mi, co działo się ze mną potem... Wracałam tutaj na Ziemię być może kilka razy... Żyłam i umierałam  i uczyłam się... utrzymywania czystej, nieskazitelnej INTENCJI...

Tu przykłady tych snów:
3. ZABURZENIE GRAWITACYJNE ZIEMI - SEN DRUGI
(...) Księżyc wybuchł i się rozpadł. Aż w końcu Ziemia straciła równowagę w swoim polu grawitacyjnym zaburzonym przez zniknięcie Księżyca i zaczęła tańczyć lecąc w kosmos. Ludzie byli przerażeni, że to koniec świata. Uczucie jak w szybko przesuwającej się windzie albo jak przy ostrym starcie samolotu czy turbulencji. Tłumaczę ludziom, że to wcale nie koniec, że Ziemia musi teraz znaleźć nowe miejsce w polu grawitacyjnym. Wybuchają katastrofy, trzęsienia ziemi… Wreszcie planeta hamuje, zachybotała się trochę na boki i osiadła na nowej orbicie. Przerażenie ludzi było tak ogromne, że ja też prawie zwątpiłam i przeleciała mi przez głowę myśl, że to prawdopodobne, że Ziemia przeleci, przebije z impetem przez pewien punkt – obszar graniczny swojego pola i poleci hen w kosmos i już nigdy się nie zatrzyma… Nie poddałam się tej myśli. Usiadłam, wyciągnęłam ręce do stojących obok ludzi trzęsących się z przerażenia. Zaufali i usiedli obok podając sobie ręce. I wyciągali dłonie do stojących dalej, a ci uspokajali się i siadali na ziemi… Aż Ziemia się uspokoiła.

4. Świat kradzieży energii życia i wyjście z niego.
Żyłam na innej planecie, byłam dziwną istotą w świecie, gdzie panowało takie prawo, że jedni polowali na drugich. Możliwość była więc taka, że polowało się na innych, żeby ich zabić i „zjeść”, a raczej pochłonąć po to, by zdobyć energię na dalsze „życie” (w ten sposób można było przedłużać swój byt w nieskończoność) albo było się przez innych pochłanianym. Wtedy w jakimś sensie przechodziło się w niebyt.

Trzykrotnie podejmowałam decyzję o rezygnacji z życia w systemie "kradzieży energii" dla przetrwania. Trzeba było kraść energię innych (zabijać nawet) i pochłaniać ich, żeby móc istnieć. Więc wszyscy polowali na siebie wzajemnie. Żeby istnieć trzeba było uczestniczyć w tym polowaniu: albo uciekałam, by nie zostać ofiarą albo goniłam ofiary. Gdy uświadomiłam sobie nagle, w jakiej "grze" uczestniczę, postanowiłam wyjść z tego świata. Wiedziałam, że wówczas zapadnę się w niebyt. Tego właśnie bały się wszystkie istoty w tym świecie, dlatego uczestniczyły w tych "grach". A ja nagle zrozumiałam, że wolę rozpuścić się w niebycie niż zabijać innych po to, bym mogła istnieć i to jeszcze w tak bezsensownej gonitwie.

Miałam świadomość, że jeśli przestanę polować, to zaniknę w niebycie, bo tak już dosyć miałam tych polowań, że owe zaniknięcie przestało być dla mnie przerażające.

Podjęłam decyzję, że nie będę polować na innych i będę się ukrywać, by nikt nie mógł zapolować na mnie. Czułam, jak się rozpuszczam powoli, zanikam. Ale nie zmieniłam swojej decyzji do ostatniej chwili. Rozpuszczałam się... zanikałam... Znikłam... Przestałam istnieć. Ale co dziwne, nie straciłam świadomości. Mimo, że przestałam istnieć w poprzedniej formie, wiedziałam, że w owym "niebycie" istnieję, tylko bez jakiejkolwiek formy. Jakby "moja" świadomość była umieszczona w punkcie jednocześnie rozciągniętym w nieskończonej przestrzeni... I nagle otrzymałam nowe życie w tym samym świecie.

Tym razem od razu podjęłam tę samą decyzję i znów czułam, jak zanikam i rozpuszczam się w niebycie. Nagle poczułam, że istnieję, chociaż nie mam żadnej formy, którą w jakikolwiek sposób, poprzez jakąkolwiek percepcje mogłabym uchwycić. I przeleciałam przez jakiś tunel i znów znalazłam się - po raz trzeci - w tym samym świecie.

I znów, po raz trzeci podjęłam tę samą decyzję. Tym jednak razem, po zaniknięciu w niebyt bez kształtu , bez istnienia, okazało się, że w jakiejś formie istnieję, ponieważ dotarła do mnie informacja, że jako skutek mojego postanowienia otrzymałam obecne życie na Ziemi. Czy chodzi o to tu i teraz życie? Nie mam pewności.

Ten sen jest dla mnie jednym z ważniejszych moich snów. Niesie dla mnie bardzo istotną informację.





***

piątek, 14 grudnia 2012

ZESTAW KILKUNASTU SNÓW I WIZJI



15 czerwca 2012
To nie był sen. To była wizja na jawie w środku nocy. Siedzieliśmy przy ogniu z przyjaciółmi. Siedzieliśmy w ciszy. To było jak medytacja. Ta wizja trwała bardzo długo i miała swoje różne etapy.

Wszyscy przygotowujemy się do wielkiej kosmicznej ceremonii. Do tej ceremonii przygotowują się wszystkie planety i księżyce naszego układ słonecznego, wszystkie słońca, cała galaktyka, a może i wszystkie galaktyki... To będzie ceremonia połączenia ŚWIADOMOŚCI. Wszystko ze wszystkim się połączy, a każda istota w kosmosie, w tym również każda istota ludzka będzie mogła doświadczyć tego połączenia ŚWIADOMOŚCI. Wszystkie nasze dusze, w każdym ciele, w każdej formie połączą się ze sobą i będą miały możliwość wymienić się "swoimi doświadczeniami" z CAŁOŚCIĄ. To będzie coś, jak jeden ogromny akt kosmicznego połączenia i zanurzenia Całości wraz ze wszystkimi jej najdrobniejszymi częściami w KOSMICZNYM OCEANIE WSZECHOGARNIAJĄCEJ MIŁOŚCI...


I wiem, że będzie to czas, kiedy wszystkie istoty będą mogły przypomnieć sobie wszystko, co zakryte jest przed nimi zasłoną NIE-ŚWIADOMOŚCI. Nie wiem, czy wszyscy tego doznają, wiem, że nie wszyscy to zapamiętają.

... i jeszcze coś kojarzyło mi się, że to nastąpi po Powrocie Bogini...

W trakcie tej wizji zaczęły wydobywać się ze mnie dziwne dźwięki. Czułam, że płyną z mojego serca i wypełniają całe moje ciało i wypływają we wszystkich kierunkach gdzieś w kosmos. Mój przyjaciel zaczął grać na mandolinie. Wiedziałam, że dźwięki ze sobą cudownie zaczynają współbrzmieć, te tutaj i te w kosmosie. Poczułam ogromny przepływ energii. Byłam skupiona i skoncentrowana maksymalnie na tych dźwiękach, ich wibracji. Czułam je całą sobą. Słyszałam dźwięki bębnów płynące i odbijające się echem z głębi kosmosu...

Nad ranem dowiedziałam się, że mój przyjaciel w pewnym momencie, kiedy zaczął grać na mandolinie, zaczął stroić struny w mandolinie próbując dostroić jej brzmienie do dźwięków, które wydawałam z siebie albo które raczej przeze mnie przepływały.



19 czerwca 2012
Znalazłam się w kompletnej ciemności. Początkowo była jak gęsta, czarna i nieprzenikniona, ciężka mgła. Kojarzyła mi się z lawą. Zaczęłam spokojnie oddychać, coraz spokojniej... I powoli coś się zaczęło zmieniać... Najpierw bardziej to czułam niż cokolwiek widziałam.... w ciemności gdzieniegdzie zaczęłam dostrzegać kształty, kształty, które oświetlało, a właściwie je muskało i przenikało delikatne, jakby tęczowe światło. To światło - wiedziałam - było światłem krystalicznym albo kryształowym.


Nie widziałam wtedy tak, jakbym weszła do ciemnej jaskini z latarką na głowie, która oświetla tylko pewne części-fragmenty tej jaskini, ale widziałam tak, jakby delikatne… hmmm… ledwo widzialne smugi mieniącego się kolorami światła wyłaniały wszystkie kształty w tej jaskini, ale żadnego z tych kształtów nie odcinały od TŁA.


25 czerwca 2012
SEN
Byłam w głębokiej, ciemnej jaskini. Światła w niej było bardzo mało. Na ścianach tańczyły jakieś cienie. Razem ze mną w jaskini było kilka kobiet. Stałam przed naturalnie wyżłobiona półką skalną, która w pionie rozciągała się na kilka metrów. Wszystko było zatopione w głębokiej, wilgotnej zieleni w różnych odcieniach. Na skalnej półce leżały jaja wielkości piłek golfowych. Były o konsystencji galaretowatej, także oliwkowo zielone. Razem z innymi kobietami zdejmowałyśmy te jaja z półki i rzucałyśmy do ognia płonącego za nami ogniska. Były to jaja jakiegoś węża...

JAWA
Rano na śniadanie gotowałam jajka. Wyszłam do pracy i zapomniałam, że jedno zostawiłam w garnku. Gdy wróciłam z pracy, w domu był smród spalonego białka. Weszłam do kuchni. Garnek stał na kuchence, a pod nim płonął gaz. W garnku jajo było pęknięte na pół, a jego wnętrze spalone. Na dnie zaczernionego garnka, prócz białych skorup została czarnobrązowa mała grudka wielkości małego paznokcia. To spalone jajo przypomniało mi sen o jajach.

Pół sen, pół jawa. Miałam wrażenie, że w trakcie snu przebudziłam się i wszystko działo się w tej rzeczywistości, ale jakby poszerzonej i bez granic. W każdym razie te granice byłe dla mnie nie do określenia. Przyglądałam się ruchom intensywnych energii o bardzo zróżnicowanym spektrum częstotliwości drgań. Słyszałam dziwne dźwięki, podobne do tych, które już kilka lat temu pojawiły się w wizji z Polem Świadomości Buddy... Te energetyczne wibracje zbiegały się w czymś w rodzaju świadomego kulistego "radioodbiornika", organicznego i pięknego "radioodbiornika" w kształcie kuli. Był jakby z ciekłego kryształu, ale nie umiem tego dokładniej opisać. Obserwuję, jak poszerzają się możliwości odbioru zróżnicowanych częstotliwości tego "radioodbiornika". Tak, jakby wcześniej był dostrojony do tylko kilku stacji radiowych, a teraz dostraja się do coraz większego spektrum - zakresu częstotliwości fal. Może odbierać sygnały z coraz większej ilości "stacji nadawczych". Ale na razie jeszcze odbiera te sygnały w taki sposób, że musi sam "przesuwać swój punkt " odbioru tych fal (jak kręcenie gałką w radiu przy zmianie zakresu fal). Pomiędzy odbieranym "stacjami nadawczymi" są jeszcze trzaski i zakłócenia... Nagle ten "radioodbiornik" zaczyna odbierać sygnały z coraz większej ilości stacji nadawczych... Ta świetlista kula początkową wpada w bardzo silne wibracje.... Wyglądało to tak, jakby za moment miała się rozpaść. Jednak wcale się nie rozpada... I jest w stanie objąć te wszystkie zakresy częstotliwości fal, energii... I jest świadoma wszystkich treści, które przez nią przepływają. I w pewnym momencie zdaję sobie sprawę z tego, że na tym polega poszerzenie świadomości istot ludzkich...

5. ŁĄCZENIE CZĘŚCI TOŻSAMOŚCI

23. sierpnia

Wcześniej, od kilku lat, w wielu snach i wizjach „uzdrawiałam” i uwalniałam różne części siebie, które były moimi „karmicznymi wcieleniami” czyli pochodziły ze światów umieszczonych - ogólnie mówiąc - w jakiejś przeszłości. Przyjmowałam te części siebie jako części „mojej” tożsamości. Rozpoznawałam różne wzorce, których wcześniej byłam nieświadoma, a które powodowały sporo cierpienia tamtej mnie samej. W tamtych wcieleniach bywałam zarówno kobietą jak i mężczyzną.

Później śniłam często, że łączę różne części siebie, swojej tożsamości istniejące w różnych światach: z przeszłości i przyszłości oraz teraźniejszości – w światach równoległych… Szczegółów często nie pamiętałam. Po przebudzeniu pamiętałam jedynie, że pracowałam w śnieniu nad rozwiązywaniem supłów utworzonych z poplątanych NICI, które łączyły moje różne części z różnych światów. Ale te supły do tej pory blokowały przepływ pomiędzy wieloma częściami mnie.

Sen
Dzisiaj trafiłam do takiego świata albo raczej takiej przestrzeni, w której rozpoczął się świadomy proces łączenia różnych części siebie istniejących w tych różnych równoległych światach.

6. KRYSZTAŁOWE CIAŁO

25.sierpnia
We śnie powróciło przypomnienie o kryształowej czaszce, która zintegrowała się z kryształowym ciałem, a w żyłach płynęła tęczowa krew. Ten obraz żył, przekształcał się pulsował... Czułam, jakbym całą noc śniła świadomie tylko to POŁĄCZENIE.




7. PRZENIKANIE :-)

5.września
Gęste sny. Nie pamiętam wiele, tylko tyle, że wnikałam w głębię jestestwa innych ludzi i widziałam – wiedziałam, kim są, z jakich wzorców i energii (częstotliwości) utworzone są ich tożsamości. Ale nie miałam tego zapamiętać. Wiedziałam, że tylko przepływam, mam dostęp do tych informacji tylko na tu i teraz, a nie po to by pamiętać. Czułam wzajemne PRZENIKANIE, PRZEPŁYW, POŁĄCZENIE. Ale wiele z tych istot ludzkich nie miało pojęcia, że moglibyśmy wzajemnie tego doświadczać.

Nie ważne było zapamiętywanie tych wszystkich informacji, ponieważ one wszystkie są zapisane w naszych sercach. Poprzez serca albo coś, co jest umieszczone w sercach wszystkich istot. mamy dostęp do tej wiedzy, ale nie poprzez umysł (w mózgu).


8. WDZIĘCZNOŚĆ

7.września
Świadomy sen o wdzięczności. Dziękowałam za wszystkie formy, za wszystkie idee, za wszystkie koncepcje, struktury, wszystkich mistrzów, kapłanów, za religie, wojny religijne, za przemoc, walkę o racje, zmuszanie innych do wiary w jakiekolwiek idee. Dziękowałam za to wszystko, obdarzałam miłością i zrozumieniem. A potem uwalniałam to wszystko w sobie i widziałam, jak wielkie poplątane węzły, które miały zróżnicowane częstotliwości drgań i rytmy, które ze sobą wciąż „walczyły”, teraz rozwijają się i drgają z różną częstotliwościami, ale w coraz większej harmonii. Uwalniałam to WSZYSTKO, co mogłam POJĄĆ łącząc się z całym STWORZENIEM we wszelkich ideach, formach, energiach oraz bytach materialnych i pozamaterialnych.

Wybaczałam WSZYSTKO SOBIE jako CAŁOŚCI (?!) Akceptowałam, rozumiałam cały swój CIEŃ i przyjęłam z miłością. Wypełniłam CIEŃ miłością. Dzięki temu stałam się uzdrowiona, uwolniona i połączona. Stałam się uzdrowioną uzdrowicielką (?) Czułam wszystkie części siebie połączone Miłością. Wszystkie czyli także te, które doprowadzały mnie wielokrotnie do zniszczenia oraz te, które próbowały mnie doprowadzać do zniszczenia.

Kocham i rozumiem wszystkie istoty. Wybaczam sobie wszystkie „muszę” i „powinnam”. Kocham siebie samą i każde odbicie tego kim i czym jestem. Kocham siebie samą i każde odbicie tego kim i czym jestem…. Z taką „mantrą” na ustach obudziłam się.

9. CEREMONIA Z ABORYGENAMI

9.września
Byłam w Australii na spotkaniu i CEREMONII z Aborygenami (przodkami i obecnie żyjącymi gdzieś w dżungli (?) Noc, ognie, tańce, śpiewy, maski, kolory… Tańczyłam i śpiewałam razem z nimi, unosiliśmy się w tym tańcu nad ziemią i ponad Ziemią. Czułam, jak przepływają przeze mnie niesamowicie piękne i intensywne energie. Wszystkie dźwięki i tańce były jedną wielką modlitwą… ponieważ intencją ceremonii było poszerzanie świadomości całej ludzkości.


10. KOSMICZNA SZCZELINA

13.września
Śniła mi się jakaś ceremonia. Robiłam to, co zwykle miałam do zrobienia. Po ceremonii jedna starsza kobieta podeszła do mnie i podziękowała mi, że przeprowadziłam ją do SZCZELINY… i z powrotem. Potem jeszcze jeden mężczyzna za to samo mi podziękował.

Znaczy się, że dotarli do SZCZELINY, ale przez nią jeszcze nie przeszli.
 Ta szczelina to dla mnie coś w rodzaju Kosmicznego Okna.

20/21.września
Śniłam, że z palców u prawej mojej nogi wydobywa się energia – promieniowała energia w kształcie wachlarza. Widziałam kolory tej energii. Moja noga również była pokryta jakimiś pięknymi wzorami energetycznymi, które się zmieniały i pulsowały.

Świadome śnienie - medytacja
Doświadczyłam stanu, w którym zrozumiałam, że energia, którą nagle poczułam w splocie słonecznym, w zależności od tego, jaką wersję wybierze umysł, mogę nazwać albo lękiem albo radością. (Co ciekawe, nie było to zróżnicowanie między smutkiem i radością, ale właśnie lękiem i radością.) Po chwili zdałam sobie sprawę, że to chodzi nie o radość, ale wręcz o szczęśliwość. Zrozumiałam i uświadomiłam sobie, że to jest energia, która w zasadzie ma jedną i tą samą częstotliwość i może być - jako umownie ujemna – odbierana przez umysł jako lęk/strach, albo może być – jako umownie dodatnia – odbierana przez ciało jako szczęśliwość. Wyjście poza tę biegunową dualność: starach i szczęście, pozwala zrozumieć, że energia może istnieć jako nieokreślona w kategoriach biegunowych. Jest wówczas doświadczeniem przepływu przez ciała energii o pewnej zintensyfikowanej częstotliwości, która jest jedną z wielu form przejawu Miłości. Potem jeszcze poczułam, jakbym przestała myśleć umysłem, a „myślałam” sercem połączonym z całym ciałem.


30.września
Znów wiele snów, w których spotykam w równoległych światach (o zupełnie innej, niespotykanej TUTAJ architekturze) mężczyzn oraz kobiety i rozpoznawałam jako części siebie, o których dawno zapomniałam. Teraz przypominam je sobie i powoli z nimi się zapoznaję. Wiem, że mam te wszystkie części siebie uzdrowić w sobie, połączyć i uwolnić. Jednak nie mogę ingerować w ich sposób istnienia. Zrozumiałam, że jeśli tworzę relacje, to nitki połączenia z tymi istotami już nie są posplatanymi supłami, ale są zawiązane na małe kokardki. Kokardka taka – jak kwiat energetyczny, na którym siedzi mały, delikatny motyl – symbolizuje lekkość i wolność tych połączeń. Gdy motyle ulatują, kokardki się rozwiązują i następuje czyste POŁĄCZENIE.

Tego lata, gdy BĘDZIE MIAŁO TO nastąpić, będzie wysyp mnóstwa motyli... 

13. BŁOGOSŁAWIONE EKSKREMENTY :-) 

20/21 października
Dziś w nocy patrzyłam na gwiazdy i własnym oczom nie wierzyłam… widziałam wiele gwiazd pulsujących światłem. Jak nigdy wcześniej. Prawie każda gwiazda, na którą patrzyłam , pulsowała. Ich pulsacje miały różne rytmy. Wcześniej czegoś takiego nie zaobserwowałam na taką skalę. Więc albo ja nie byłam w stanie tego wcześniej zobaczyć albo… coś się dzieje w kosmosie.

A gdy położyłam się do łóżka po "spotkaniu z gwiazdami", cały czas czułam z nimi połączenie. Leżałam przykryta cała kołdrą i przepływała przeze mnie pieśń połączenia; i czułam wielki przepływ miłości. Co prawda byłam już pod dachem i nie leciały do mnie te gwiazdy, ale miałam jakieś głębokie połączenie ze wszystkimi gwiazdami.

A w nocy miałam sen... Wszystko się ułożyło zupełnie inaczej niż jest teraz. Przyjechali do mnie moi bliscy znajomi, którzy nagle byli zupełnie inni - pogodni, uzdrowieni, uwolnieni od swoich wcześniejszych przekonań, które sprawiały im cierpienie i rozdarcie pomiędzy ich wiedzą, a działaniami, które różniły się od tej ich pięknej wiedzy, bo ich działania często wypływały z nieuzdrowionych (nie przepracowanych) wzorców karmicznych. A ja siedziałam sobie gdzieś w kąciku na stołeczku przy drewnianych schodach, a na kolanach, na talerzyku miałam... jakieś gówno ustrojone żółtymi płatkami kwiatków i chyba zielonymi listkami... i modliłam się w intencji oczyszczenia tego gówna :-) A to był tylko symbol :-) Przeczytałam sobie: 'Ekskrementy, odchody, zbędne składniki pożywienia lub szkodliwe produkty przemiany materii wydalane z organizmu ..." Hmmm... Po spotkaniu i połączeniu z gwiazdami, błogosławiłam nasze ekskrementy :-)


13 listopada 2012
Miałam dziś piękne sny. Działo się w nich z jednej strony bardzo wiele, ale z drugiej strony widziałam to w bardzo prosty sposób. Zmieniały się wzorce – takie kolorowe “mandalki”; wcześniej były chaotycznie poukładane, jedne przykrywały drugie…

potem z wielkiego bałaganu, chaosu wyłaniały się cząstki puzzli mandalowych i przemieniały się w gwiazdy wyglądające jak kryształowe, mieniące się kolorami i pulsujące różnymi dźwiękami kwiaty… i układały się harmonijnie w jeden ogromny, kosmiczny obraz…



Czułam wielką radość i obudziłam się… w błogostanie.


Wieczorem z 28. na 29. listopada czułam jakby ktoś, coś nałożył na mnie jakąś wielką czapę szarej, ciężkiej mgły... czułam jakby ktoś, coś chciał mnie wtłoczyć, zamknąć w czymś, co było mi obce i jakieś takie... ograniczające...
W nocy   miałam strasznie trudne sny. Pierwszy raz od wielu lat śniły mi się jakieś koszmary -dziwne wnętrza – podziemia czy pałace… i rytuały czarnej magii prowadzone w celu manipulowania innymi istotami, w celu kradzieży ich energii, z okrutnym tworzeniem “pułapek”, a nawet zabijaniem istot ludzkich… Widziałam, że w te pułapki wpadają ludzie, którzy sami chcą zdobyć jakieś magiczne moce i tym są uwodzeni, i przyciągani jak muchy na lep…są uwodzeni, manipulowani... Poczułam, że to także potrzebuję uwolnić w sobie, poprzez siebie…

TU WSTAWIĘ KOMENTARZ NNKI z jej bloga z dnia 9 grudnia 2012 , umieszczony co prawda w innym kontekście, ale ciekawie współbrzmiący z tym moim snem: 



To już ani nie sen, ani wizja, ani śnienie...

W nocy 3.na 4.grudnia, pierwszy raz po kilku dniach, zaśpiewałam wieczorem pełnym głosem. A potem położyłam się. O północy, leżałam już w łóżku i poczułam nagle, że mam wstać, zebrać wszystkie kryształy, które są u mnie, i... przytulić je. Tak zrobiłam. Każdy po kolei brałam do ręki. Przykładałam do serca, głowy i brzucha, tuliłam i słuchałam. Potem, łączyłam się z każdym po kolei i śpiewałam jakąś pieśń. A to wolności, a to miłości, a z innym - harmonii. Jeden nie chciał śpiewać, chciał pomilczeć. I wtedy usłyszałam dźwięki - jakby pobrzmiewały w moim ciele - grzechotki wypełnionej kryształkami. Następne dwa kryształy: jeden duży, a drugi mały, ale długi, chciały, żeby na nich zagrać. Zagrałam, a one śpiewały. Miałam odczucie połączenia ze wszystkimi kryształami na Ziemi. A te przytulone do mnie, były jak moje dzieci. Wiem, że to dziwne, ale tak to czułam.


Jedna z cudownych kompozycji ANILALAH...

Wszystkie zacytowane tu sny i wizje są zapisane na blogu pt. MOJE SNY I WIZJE


***




środa, 12 grudnia 2012

ZABAWA z "INFINITZA"





Przyszło do mnie słowo “Iinfinitza” i zdałam sobie sprawę, że jest to zlepek angielskiego słowa „infinity” oraz majańskiego „itza”. Z tego mogłoby wynikać, że samo słowo ITZA znaczy “skończoność” czyli coś, co jest jakąś cząstką nieskończoności 

Znalazłam w angielskiej wikipedii tłumaczenie znaczenia nazwy piramidy Chichen ITZA:
 “The Maya name “Chichen Itza” means “At the mouth of the well of the Itza. This derives from chi’, meaning “mouth” or “edge”, and ch’en or ch’e'en, meaning “well.” Itzá is the name of an ethnic-lineage group that gained political and economic dominance of the northern peninsula. One possible translation for Itza is “enchanter (or enchantment) of the water”,from its, “sorcerer”, and ha, “water”.

Coś nie czuję, że jest to pełna wiedza, że “ch’en or ch’e'en znaczy “well”.

Chi … energia, pra-ust, pra-waginy…

I z tego, co czytam w wikipedii, wynika, że nie jest znane znaczenie słowa ITZA… kojarzy się je z wodą, ale tu chodzi o coś więcej… Kosmiczne wody...

W innym źródle czytam:

 “”Chichen Itza” means ” at the edge of the Itza’s well.” (…) Itza” derives from the Maya itz, meaning “magic,” and (h)á, meaning “water;” Itzá means: “Water Magicians.”:http://www.haciendachichen.com/

W innym źródle sprawdziłam:
“ITZA Significado: Hechicera del agua. De origen maya” – znaczenie:
“Czarodziejka wody. pochodzenia majańskiego.”

Jeszcze:
‘“ciudad al borde del pozo de los itzáes” – tłumacząc na polski: “miasto studzienki ITZA”

No i kolejne:
"Significado: Su nombre deriva de las palabras mayas:Chi (Boca), Che’n ( Pozo), e Itza (Brujos de agua) y al unirse las palabras se obtiene la frase:”La Boca del Pozo de los Brujos de Agua”. –  tłumaczenie googlowe:
” Znaczenie: Jej nazwa pochodzi od Majów słów: Chi (Boca), Che n (No), a Itza (Czarodzieje z wody) i łącząc słowa mamy wyrażenie "usta Studni Czarodziejek wody".

I wiem, dlaczego tłumacz googlowy tak przetłumaczył CHE’N (POZO) na CHEN (NO). Przypadek? Nie, ponieważ tu użyta jest inna pisownia słowa: nie CHEN ale CHE’N.

W Internecie można znaleźć różne wersje pisowni tego słowa, choćby takie:
CHEN, CH’EN, CHE”N.

Jak tłumaczę z kolei te słowa osobno, a nie cały cytat, to wychodzi, że hiszpańskie POZO znaczy angielskie WELL i polskie DOBRZE. Hmmm… Może samo CHE znaczy coś w rodzaju słowa „dobrze” albo „tak”, natomiast CHE-N czyli CHE połączone z N znaczy dokładnie coś odwrotnego czyli właśnie NIE ?

W każdym razie to tłumaczenie googlowe:
„Znaczenie: Jej nazwa pochodzi od słów Majów: Chi (Boca), Chen (No), a Itza (Czarodzieje z wody) i łącząc słowa mamy wyrażenie “usta Studni Czarownic wody”.

Dało mi do myślenia, ponieważ wychodzi, że coś wiem niby więcej, ale jednak nie całkiem…

Wiem, że
Boca to usta. a przecież hiszpańskie  NO znaczy  NIE.
I skoro “chi’, meaning “mouth” or “edge” – “chi” znaczy “usta” lub “krawędź,” to….
jeśli ITZA znaczyłoby skończoność – jak by wynikało z mojego śnienia, to nazwa

CHI-CHE-N-ITZA

może znaczyć na przykład

KRAWĘDŹ NIE-SKOŃCZONOŚCI.

I tak spontanicznie przyszło mi, że:
Skoro CHI znaczy ang.“mouth” czyli “usta”, to CHI-CHEN może znaczyć WAGINA.
Angielskie “EDGE” znaczy “KRAWĘDŹ” – może to nawet być krawędź czyli jakaś BRAMA albo SZCZELINA – WAGINA.

W każdym razie “coś” na krawędzi :-)

A tu Motyl Nieskończoności:




i notka LIVII pt. Motyl i jego znaczenie w procesie ludzkiej transformacji..



A na powyższym rysunku motyla zobaczyłam dwie ósemki, symbole nieskończoności, a nawet dwie trójki oraz "kosmiczną szczelinę :-)  Chociaż ten motyl przypomina mi także ważkę, która jest według Rdzennych Ludów Ameryki symbolem ILUZJI.


***