"czy cierpienie uszlachetnia czy nie?
Jeżeli przyjmiesz odpowiedzialność za [tą] trudną sytuację, którą
współtworzyłaś[łeś], to już zrobiłaś[łeś] krok w kierunku Miłości.... Uświęćmy te nasze wszystkie tarapaty i rozczarowania na drodze do czegoś, co
już w nas jest, ale w gąszczu projekcji i oczekiwań od życia nie umiemy tej
subtelności zidentyfikować... Dlaczego ma mnie cierpienie nie uszlachetniać?
- chyba tylko wtedy, kiedy nie jestem gotowy się przez nie uczyć, a jeżeli
jestem, to nie będę musiał tyle cierpieć...i będę uszlachetniony.
Dla mnie podstawą odkrywania łaski Miłości jest mój własny
stosunek do niej samej we mnie - i to właśnie ta niezwykła afera miłosna
pozwala mi dostrzec jej działanie i chęć rozlewania się jej na całość mojego
Życia... - to Miłość uświęca spotkanie z drugim człowiekiem, partnerem...a nie
druga osoba.
Niech każda sytuacja nas wzmacnia i odnawia, a nie tylko
cierpienie...
- nie mniej nie tylko moje życie, ale również moja praca z ludźmi - oni sami
jasno potwierdzają, że postawienie nowych kroków w kierunku transformacji, a
więc nowego poziomu samo-przeżycia, spowodowało samo cierpienie i rzetelna chęć
wyjścia z niego...." - Adam Zabłocki
Cierpienie po prostu jest "etapem" albo
"doświadczaniem" Istoty ludzkiej nasycania Się nim i tym, co je
sprawia, a gdy następuje nasycenie do stopnia przesycenia, pojawia się gorące
pragnienie (Serca, duszy - tego, kim, czym już Jesteśmy), by zakończył się
spektakl "życia w cierpieniu". No i pojawia się decyzja: koniec. I
rozpoczyna się, następuje wtedy kolejny "etap"...
Teraz, nawet, gdy w ciele odczuwany jest ból - tzw. fizyczny,
nie powoduje on już cierpienia, nie odbiera błogości istnienia. Nawet taki ból
może być... u-kochany. Tak to działa - wiem , bo doświadcza Się tak przeze
mnie.