Kiedy nie ma pytań, są tylko odpowiedzi.
Nie
bałam się śmierci. Od dzieciństwa. Za to bałam się kręcenia na karuzeli, bo chciało mi się wymiotować. Kiedyś, gdy byłam młoda, próbowałam kilka
razy popełnić samobójstwo. Nie chciało mi się żyć... Z
niezgody na to... "całe zło", kłamstwa,
niesprawiedliwość, okrucieństwo itd. itp.... I raz, prawie mi się udało...
Prawie. Ponieważ jednak się nie udało, czułam wtedy ogromne rozczarowanie. Ale nagle usłyszałam
głos w sobie, który powiedział, że
gdybym umarła i tak musiałabym tu wrócić. Bo jestem tu po to, by zrozumieć ten świat. A potem będę wiedziała, co dalej...
gdybym umarła i tak musiałabym tu wrócić. Bo jestem tu po to, by zrozumieć ten świat. A potem będę wiedziała, co dalej...
Dawid56
wstawił na Mistyce Życia notkę między innymi o obchodach "Święta Shivaratri poświęconemu jednemu z najważniejszych bogów hinduskich Shivie.
Po
pierwsze... owa trójca kojarzy mi się oczywiście z trzema Parkami,
Mojrami: jedna przędzie nić żywota, druga podtrzymuje, a trzecia
przecina… (Wiem, że była jeszcze czwarta, co pruła… ;-) Kiedyś sama prułam
skomplikowane wzory tych nici "starych" wzorków...).
Po
drugie... robiłam kiedyś warsztaty Dramy Snów. Ludzie przerabiali
na nich swoje trudne, traumatyczne sny. I czuli się potem
fantastycznie – uwolnieni i zrelaksowani. Stąd wiem, jaką moc ma
sztuka i “odgrywanie” pewnych sytuacji – “Rytuały dawały uczestnikom świadomość ich wnętrza i zapobiegały tłumieniu treści psychologicznych.”
W
tradycji pewnego plemienia (mogę znaleźć nazwę, jeśli ktoś
byłby tym zainteresowany *), na porządku dziennym było spotykanie
się i odgrywanie sytuacji ze snów członków tego plemienia w celu
uwalniania tworzących się na poziomie nieświadomości napięć
pomiędzy członkami tej społeczności. Oczywiście wśród członków
tego społeczeństwa nie było tak zwanego zakłamania. Dlatego każdy potrafił
odważnie i szczerze dzielić się z innymi swoimi najbardziej
dziwacznymi snami. Potem wszyscy członkowie odgrywali taki sen. W pewnych przypadkach czasem na życzenie “bohatera”, zakończenie snu na jawie mogło
zostać zmienione. I ważne było wtedy też odegranie tej zmiany na
jawie.
Wyobraź
sobie, że przyśniło ci się, że miałeś romans z żoną swojego
przyjaciela. Potem w niedzielę (zamiast na przykład iść do kościoła ;-))
spotykasz się ze swoimi współplemieńcami. Jest oczywiście wśród
nich Twój przyjaciel i jego żona. Opowiadasz swój sen, a potem
razem odgrywacie “spektakl” zgodnie z treścią “scenariusza”
Twojego snu. Towarzyszą temu dźwięki bębnów, grzechotek i innych
prostych instrumentów. A Ty “publicznie”, na oczach wszystkich,
odgrywasz wraz z żoną przyjaciela taniec uwodzenia, romansowania, a
nawet – jeśli było tak w Twoim śnie – akt seksualny.
ODGRYWACIE tę sytuację za pomocą TAŃCA. W trakcie tego
“spektaklu” możliwe są improwizacje, więc na przykład Twój
przyjaciel może odegrać scenę zazdrości i złości. Ale nie może
Ciebie atakować, jeśli nie było takiego ataku w Twoim śnie.
Wszyscy
uczestnicy takiego “spektaklu” – rytuału są świadomi tego,
że w snach przejawia się nasza nieświadomość i że odgrywanie
snów na jawie służy uwalnianiu napięć pojawiających się
(nieświadomie) w trakcie śnienia. Więc na koniec wszyscy są
szczęśliwi, że wszystkie napięcia (i wewnętrzne "demony")
w trakcie rytuału odgrywania snu zostały uwolnione. I “spektakl”
się kończy…
Teraz
twój przyjaciel dziękuję Tobie za uwolnienie siebie i jego, a
także jego żony. I nie odczuwasz wstydu nawet sam przed sobą, że
miałeś taki głupi i dziwny sen. Bo przecież żona twojego
przyjaciela jest co prawda ładna i sympatyczna, ale przecież nigdy
“normalnie” do głowy by ci nie przyszło, że chciałbyś
przeżyć z nią romans. Inna wersja jest taka, że nieświadomie
chciałbyś z nią przeżyć coś takiego, ale wypierałeś się tych
uczuć sam przed sobą i dlatego miałeś ów sen. Ale w trakcie
odgrywania tego snu wszystkie napięcia z tym związane po pierwsze
zostają “upublicznione”, więc wywleczone niejako na poziom
świadomości i poprzez odegranie ich w “bezpieczny sposób” –
poprzez “spektakl”, taniec, rytuał, ogólnie sztukę – zostają
uwolnione.
W
innym przypaku taki nieświadomy "wzorek" powoli rozwijałby się w
Tobie jako nieświadomiony wewnętrzny "demon", "pasożyt",
który być może pewnego dnia zacząłby flirt z żoną twego
przyjaciela. Aż w końcu doprowadziłby Cię tym samym do Twojej zdrady… przede wszystkim siebie
samego (bo nieświadomego, dlaczego tak się stało) oraz Twojego przyjaciela... w
końcu zniszczyłbyś nieświadomie waszą przyjaźń Bo czym innym jest świadome rozstanie z przyjacielem, ponieważ z jakichś powodów kończy się wasza wspólna droga, a czym innym nieświadome zniszczenie relacji.
Spróbuj
sobie przypomnieć jakiś sen, w którym robiłeś/robiłaś “coś złego” (społecznie lub moralnie nie akceptowalnego) i wyobraź sobie, że odgrywasz ten sen jako “spektakl” – rytuał
mający na celu uwolnienie nieświadomych napięć w Tobie, które
przejawiły się poprzez ten sen…
Cyt.
z art na Mistyce Życia:
Teraz
mnie "oświeciło", ponieważ nagle zdałam sobie sprawę,
że owa statuetka Sziwy może mieć bardzo ważne symboliczne znaczenie -
"ochronne" albo uświadamiające... W kontekście tego, co napisałam powyżej o
"odgrywaniu" snów, pojawiło mi się zrozumienie, że
statuetka ta jest formą "tańczącego Sziwy", który na
podobieństwo rytualnego tańca ma po pierwsze: uświadamiać nam
symbolikę tego tańca i wzorcowego archetypu "Niszczyciela".
A po drugie ma w rezultacie ochronić nas przed nieświadomymi siłami
destrukcji naszych własnych "demonów". W jaki sposób
taka statuetka może nas ochronić przed nieświadomymi siłami
destrukcji naszych własnych “demonów”? Ano poprzez
uświadomienie sobie tego w wzorca w sobie i uwolnienie się od niego
(od strachu przed zniszczeniem też). I można wtedy podziękować Sziwie za to
przypomnienie...
Istnieje
wiele opowieści związanych ze świętem Shivaratri i jego początków. "Siły niszczycielskie"… możemy postrzegać jako "złe" albo jako "dobre: "oczyszczające" - jako naturalny proces "transformacji"… Podobne
legendy krążą o bogini Kali i
przedstawiają ją jako krwiożerczego, seksualnie rozbuchanego
potwora. A to interpretacje wynikające z lęku
przed nieznanym, zapomnianym jej aspektem.... Te interpretacje wynikają z
niezrozumienia albo z umyślnego wypaczenia znaczenia tych wzorców i
archetypu, który ona reprezentuje – symbolizuje. Podobnie
w kościele katolickim – przez odpowiednie interpretacje –
z nauk Chrystusa pozostało niewiele z tego, czego on nauczał.
Ale
jeśli ktoś potrzebuje się obawiać czegoś i zamartwiać tym, że na przykład “są
czynione niebezpieczne eksperymenty w CERN”, to już wybór tej osoby…
co chce zasilać swoimi myślami i obawami. Ja tam szanuję czyjeś wybory.
Ten
taniec jest symbolem narodzin, istnienia i umierania (śmierci). A
śmierć ciała fizycznego jest tutaj bramą, przejściem z formy do
formy…
Podobny
taniec odtańczył kiedyś Krisznana grzbiecie naga Kaliya…
Podobną
funkcję miała do spełnienia Kali, która pochłonęła demona Raktabiję…
(no cóż, i znowu mamy "uwarunkowanie" religijne… :-) Ale niech będzie. Jak ktoś tak chce, to tak ma…)
Margo0307
napisała:
Postrzegam
to podobnie jak Margo0307. Ale
rozumiem, że ktoś może bać się śmierci i zniszczenia, a nawet
traktować to bardzo emocjonalnie i osobiście. Tylko skąd te lęki i po
co? Czy one coś zmienią? Czy wprowadzą harmonię, czy raczej
utrzymują wewnętrzny chaos?
Trudno być odpowiedzialnym, gdy nie wie się za co… gdy większość naszych myśli jest myślana nieświadomie i
większość czynów jest wykonywana nieświadomie. I
na przykład tłuczemy się (niektórzy z nas) w serce w kościele klepiąc bezmyślnie: “moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…” nie mając często pojęcia w
CZYM zawiniliśmy. Zamiast to serce uszanować i zacząć go słuchać…
I zacząć przyglądać się, zacząć obserwować samych siebie…
swoje myśli, swoje czyny, uczyć się odpowiedzialności za nie i
bycia świadomymi, co i dlaczego: myślimy i robimy ?
I
jeszcze kilka cytatów potwierdzających sens poznawania swojej
"strefy cienia", uznania jej w sobie i "uzdrawiania":
1.
“Poznanie naszej własnej mrocznej strony to najlepszy sposób
radzenia sobie z mroczną stroną innych.” C.C.Jung
2.
“To nie przypadek, że ekspresja artystyczna i rytuały stały u
podstaw starożytnych cywilizacji. Sztuka stanowiła osobistą metodę
wyrażania ciemnej strony psychiki człowieka i uświadamiania jej
sobie. Spełniała funkcję psychoterapii. (…) Rytuały dawały
uczestnikom świadomość ich wnętrza i zapobiegały tłumieniu
treści psychologicznych. Dopóki ludzie w ten sposób “stawiali
czoła” czy też pozwalali w ten sposób przejawiać się własnym,
wewnętrznym “demonom” i akceptowali je w sobie jako swoje, nie
projektowali ich na świat fizyczny ani na innych. Mieli ich
świadomość.”
W
ten sposób ludzie oczyszczali siebie świadomie pozwalając na
przejawienie się wewnętrznych demonów poprzez taniec “rytualny”
lub ogólnie poprzez sztukę.
Projekcja
swoich nieświadomych aspektów “ciemnej strony – naszej strefy
cienia” na innych odbywa się tylko wtedy, gdy owe własne “demony”
są wyparte do nieświadomości, odrzucone i odepchnięte do owej
“strefy cienia”.
3.
” Jeśli wydobędziesz na wierzch, co jest w tobie, wówczas to, co
wydobędziesz, ocali cię. Jeśli nie wydobędziesz tego, co jest w
tobie, wtedy to, czego nie wydobędziesz, zniszczy cię.” –
Chrystus ze Zwojów z Morza Martwego.
4.”Wszyscy
mamy swoje wewnętrzne “demony”, ale (…) często tymi naszymi
demonami są dla nas codziennie spotykani ludzie. Ludzie, z którymi
się sprzeczamy, ludzie którym zazdrościmy, lub których
nienawidzimy [także ci, których posądzamy o różne straszne
rzeczy...] Ci, których krzywdzimy fizycznie i emocjonalnie. I nie
tylko dlatego, że im zazdrościmy albo nienawidzimy czegoś w tych
ludziach, ale dlatego, że nienawidzimy tego, iż nam przypominają o
nas samych [te części nas, których się wyparliśmy]. Inni
odzwierciedlają te nasze cechy, których chcielibyśmy mieć więcej
albo te, których nie chcielibyśmy mieć wcale. Więc co robimy?
Łagodzimy
ból nie przez zmianę czy rozpoznanie własnych demonów, ale przez
walkę z osobami, które nam o nich przypominają… poprzez
krzywdzenie ludzi przypominających nam cechy, ktorych u siebie nie
lubimy. A gdy – nie wiedząc czemu – stajemy się sfrustrowani
tak, że nie panujemy nad emocjami, obwiniamy za to innych, winimy za
to dosłownie wszystko, co może być katalizatorem naszej
nienawiści. ”
Właśnie
przypomniałam dziś w nowej notce o prostej metodzie pracy
wyciągania na poziom świadomości tych części nas samych, które
ukryte przed nami zepchnięte zostały do nieświadomości –
metodzie LUSTRA.
5.
“Pojawienie się systemów, które zmusiły człowieka do wyparcia
się jednego z biegunów ludzkiej dualistycznej natury, powoduje
życie w ciągłym napięciu, lękach, strachu i wewnętrznej walce.
Obniża się w ten sposób odporność ludzi i całych społeczeństw.
Dlaczego wciąż są niszczone plemiona szamańskie żyjące w
harmonii z całą naturą, w tym także w harmonii z dualnością
ludzkiej natury? Ponieważ zatraciliśmy swoje korzenie.
Ego
stale czuje się niepewne i ma potrzebę kontrolowania. Ego jest w
nas czymś podrzędnym, ale zachowuje się, jakby było
najważniejsze. Stąd ten rozłam pomiędzy ego a nieświadomością
czy jażnią. Działa tu też rodzaj kompleksu Mesjasza, gdy
projektujemy ideały (rolę) zbawiciela na kogoś oczekując, że nas
ocali, bo sami nie chcemy się z tym zmierzyć i zrozumieć. I
dlatego czujemy się wciąż niepewnie i dlatego czujemy, że nie
mamy wystarczającej siły, by kierować swoim życiem.”
p.s.
Pięc powyższych cytatów pochodzi z filmu p.t. KINEMATYKA, o którym
pisałam:
http://www.tonalinagual.blogspot.com/2014/01/kinematyka.html
Wiem,
że my (prawie wszyscy) jesteśmy jeszcze nieświadomi swoich własnych,
wewnętrznych demonów, dlatego tak cierpimy. A przecież sami
możemy się "uzdrowić" czy uwolnić z wpływu wszelkich "demonów" i "złych duchów" przede wszystkich uświadamiając sobie ich wyparcie i odepchnięcie ich do "strefy cienia", Także tych "duchów i demonów czyhających na nas w Astralu". (O tym między
innymi traktuje na przykład joga śnienia albo bardo czy tolteckie śnienie.) Oczywiście to wymaga
sporego wysiłku. Ale jest to możliwe tylko dla tych, którzy tego
potrzebują, którzy są na to gotowi… w swojej podróży w
nieskończoności.
Jeszcze a propos walki i pięknej przypowieści Margo0307, którą przedstawiłam w poprzedniej notce.
Miałam kiedyś śnienie o kobiecie w bieli walczącej z czarnym smokiem: http://tonalinagual-sny.blogspot.com/2004/06/kobieta-walczaca-ze-smokiem.html Walkę tę przerwała postać olbrzymiej kobiety, która jak skała wyłoniła się z wód morza… I pamiętam swoje zdziwienie, kiedy w
jednej ze swoich wewnętrznych podróży spotkałam (zamiast starej
mądrej kobiety – bo taki miała cel medytacja według prowadzącej)
starego hindusa, od którego dostałam piękny, żywy talizman…
Dlaczego
niektórzy ludzie chcą koniecznie zwalczać choćby "miłością" nienawiść, dobrem zło, światłem ciemność, zamiast szukać
sposobów na dokonanie odpowiednich zmian, które doprowadzą do
pokoju i harmonii… przede wszystkim w sobie? No chyba, że po
prostu nie zależy im na tym. Walka to walka. Oczywiście, jeśli ktoś jej potrzebuje, to ją ma. Z wewnętrzną i nieświadomie kontynuowaną włącznie...
MIŁOŚĆ NIE JEST BIEGUNOWA WZGLĘDEM NIENAWIŚCI. Biegunowym pojęciem wobec NIENAWIŚCI jest UWIELBIENIE, gdyż zarówno nienawiść jak i uwielbienie zawierają w sobie ten sam „potencjał energetyczny o przeciwnej polaryzacji".
MIŁOŚĆ NIE JEST BIEGUNOWA WZGLĘDEM NIENAWIŚCI. Biegunowym pojęciem wobec NIENAWIŚCI jest UWIELBIENIE, gdyż zarówno nienawiść jak i uwielbienie zawierają w sobie ten sam „potencjał energetyczny o przeciwnej polaryzacji".
Kto
wie, może są tacy ludzie, którzy nawet nieświadomie pragną pozostać w tym
wewnętrznym konflikcie? Dlatego ich ego-ja z takim zainteresowaniem "przykleja się" do myśli o różnego typu zagrożeniach i sytuacji konfliktowych w życiu osobistym, na
świecie albo nawet w astralu?
Skąd to wiem? Bo sama tak kiedyś robiłam. Z doświadczenia to znam, ale uświadomiłam to sobie i dokonałam zmian. I wiem, że to możliwe. Dlatego teraz tym dzielę się w wolności od rezultatów, jakie moja pisanina może mieć lub nie mieć.
Rozpoznawanie
sposobów działania naszych umysłów w tym świecie może być…
wprost fascynujące… Jakie misternie utkane konstrukcje tworzy
ego-ja, by tylko utrzymać nas w nieświadomości tego, co naprawdę
sobie myślimy o sobie i innych, i o całym naszym świecie “Dobra
i Zła”; jaki świat współtworzymy naszymi nieświadomymi
myślami, przekonaniami i czynami…wraz z innymi; jakie iluzje
podtrzymujemy…
p.s. Pół-żartem, pół-serio ostrzegam: jeśli jesteś nieświadomy/nieświadoma swoich wewnętrznych demonów,
możesz je zawsze dostrzec we mnie - jak je na mnie
nieświadomie sobie zaprojektujesz. ;-)
_____
*) Znalazłam jeden przykład:
""Irokezi
(według mnicha Fremina, który opisywał ich zwyczaje w XVIII
wieku), czcili sen jako bóstwo. Wyrażnie rozróżniali pomiędzy świadomością i podświadomością, i uważali, że ukryta lub
podświadoma [nieświadoma] część psyche wyraża swoje pragnienia
poprzez sny. Jeśli owe pragnienia nie zostaną zaspokojone,
podświadomość wpada w gniew. Irokezi praktykowali
"teatr snu". (...) Podczas takich rytuałów dozwolone było
przekraczanie przyjętych zasad społecznych. Miało to na celu
wyrażenie podświadomych pragnień i ochronę przed chorobą ciala lub
umysłu. Niezrealizowane, ukryte pragnienia uważano bowiem za
podstawową przyczynę zaburzeń osobistych i społecznych.(…)