Jestem nadal w podrozy i nie mam latwego dostepu do internetu, ale doswiadczylam czegos, co dla mnie jest bardzo istotne i chce sie tym podzielic.
10.wrzesnia
Jechalismy samochodem z jednego miasta do innego. Podroz trwala prawie trzy godziny i prawie tyle samo trwal moj proces transformacyjny. Proces zaczal sie spontanicznie. Poczulam nagle mdlosci i
wewnetrzne drzenie calego ciala. Probowalam jakos zatrzymac ten proces, poniewaz
jechalismy z przyjaciolmi we troje samochodem. Nie udawalo mi sie... Moglam jedynie troche go opoznic, ale nie bylam w stanie go powstrzymac.
Wiedzialam, ze to, co zaczelo sie ze mna dziac, spowodowane bylo tym, ze cos dzialo sie w Sloncu i ta energia plynaca ze Slonca na mnie i we mnie
dziala... Slonce w jakis sposob uaktywnilo we mnie ten proces. To, co czulam i w czym sie znajdowalam bylo
bardzo trudne... Bylo takze powiazane z gleboka intencja, o ktorej wczesniej myslalam.
Czulam - tak, jak juz kilka razy wczesniej - jakby moje wszystkie ciala (fizyczne, emocjonalne, mentalne, energetyczne i eteryczne...) rozpadaly sie na drobne kawaleczki - czasteczki wibrujace w roznych czestotliwosciach. To, co czulam nie bylo bolem, ale sprawialo mi duza trudnosc. Nawet kilka razy mialam odczucie, ze moge sie rozpasc calkowicie w tym momencie i zaniknac ("umrzec"). Byl to naprawde bardzo trudny dla mnie stan. Ale wiedzialam doskonale, w jaki sposob mam oddychac i jakie dzwieki wydawac z siebie lub "grac" w swoim ciele (albo swoim cialem), aby harmonizowac ze soba te wszystkie czastki, na ktore sie rozpadalam...
To bylo przezycie podobne do tych, jakich doswiadczalam juz wiele razy wczesniej, w moich wizjach, w snieniu... ale tym razem zrobilam to bardzo swiadomie. Harmonizowalam te roznie wibrujace czastki siebie scalajac je ze soba w "jedno" - swiadomie i przytomnie.
Spiewalam... to zbyt pieknie powiedziane, bo bardziej nucilam albo raczej wibrowalam i drzalam dzwiekami, ktore powoli ksztaltowaly sie w slowa:
Jednosc w wielosci i roznorodnosci.
Koniec oceniania.
Calkowita akceptacja wszystkich form calosci...
Koniec dyskusji o racje...
Zrozumialam takze, czym jest smierc. Przypomnialam sobie, ze umieralam juz wiele razy. Oprocz tego mialam przypomnienie o sposobach umierania w snach...
Smierc pojawia sie wtedy, gdy konczy sie istnienie w jakiejs formie fizycznej i przechodzimy do innej formy bez zachowania swiadomosci - bez zachowania przytomnosci procesu transformacyjnego, jaki ma miejsce.
Smierc pojawia sie wtedy, gdy konczy sie istnienie w jakiejs formie fizycznej i przechodzimy do innej formy bez zachowania swiadomosci - bez zachowania przytomnosci procesu transformacyjnego, jaki ma miejsce.
Nie musimy umierac... Zmiana formy nawet fizycznej moze zachodzic w przytomnosci, w sposob swiadomy. Mozemy takze zachowujac swoje cialo mniej wiecej w takiej samej formie fizycznej przechodzic ogromna zmiane swiadomosci...
12.wrzesnia
zajrzalam dzis do internetu, zeby umiescic na blogu to, co napisalam o swoim doswiadczeniu sprzed dwoch dni i od razu natknelam sie na film umieszczony na You Tubie. Mooji PL - "Stan Widzenia"
To, co uslyszalam ogladajac ten film, jest bardzo spojne z moim doswiadczeniem, ktore powyzej probowalam opisac. Piekna synchronia :-)))
22.września
Żart?
Już wiem, dlaczego moje DOŚWIADCZENIE TRANSFORMACYJNE miało miejsce właśnie w dniu 10.września. :-) W dniu 09.09. były wybuchy na Słońcu. Także w dniu 10.09. był spory "wyciek" i wchłonięcie... i pojawiły się duże plamy słoneczne, które były aktywne do 13.09: