czwartek, 29 sierpnia 2013

ROZBIJANIE WZORCÓW POWAGI TRAGEDII I DRAMATÓW LUDZKICH



pamiętam pogrzeb dziadka… miałam wtedy ze 12. lat. Pożegnałam się z nim całując go z czułością w “martwą dłoń” i poczułam radość. Miałam odczucie, że jego niewidzialna dłoń duszy pogłaskła mnie po głowie na pożegnanie. Wiedziałam, że jego dusza jest tam, gdzie ma być. Obserwowałam dorosłych, którzy rozpaczali albo udawali rozpacz, ale udawali, że całują jego dłoń, ponieważ czuli obrzydzenie do tego martwego już ciała.

Potem, gdy wyruszył z domu kondukt pogrzebowy, w tym samym czasie dorośli powadzili różne rozmowy i plotkowali z wielką powagą, a niekiedy i ze złością na innych członków rodziny. A gdy po drodze zdarzały się jakieś sytuacje zabawne, musieli z jakichś powodów powstrzymywać śmiech, a nawet uśmiech… jeśli komuś się wymsknął, to taka osoba była natychmiast karcona albo czyimś wzrokiem albo czyjąś złośliwą uwagą “przywracającą” niesforne zachowania do “porządku”. To był jeden wielki sztucznie wykreowany spektakl tragedii…

Maria_st napisała:

No proszę...  Jakże mądrze rzekła 5.letnia Wiktoria…
Ale potem tracimy tę umiejętność… I zachowujemy się jak “niedojrzali” dorośli. “Niedojrzali”, bo ktoś nam wpakował jakieś dziwne przekonania (wzorce myślowe i zachowań), które nie pozwalają nam dojrzeć do mądrości, którą straciliśmy przez wychowujących nas innych “niedojrzałych” dorosłych , po-uczających, jak należy się zachowywać (np. bać śmierci). Buziaki dla Wiktorii.

I jeszcze druga sytuacja:

Byłam w teatrze na spektaklu. Znany AKTOR grał na scenie i mówił “wielki” (długi) monolog… stał oparty o spory miecz. Jego granie było z typu: jak wyobrażam sobie wielkiego człowieka z 17.wieku czyli mówił z wielkim patosem. Niektórzy o takiej grze aktorskiej mówią, że to “gra kubłami”. Gdy aktor zmieniał w pewny momencie pozycję, miecz (na którym aktor był oparty) lekko jakby zsunął się miedzy deski podłogi na scenie. I w tym momencie aktor stracił “stabilność” i zachwiał z powodu tego niespodziewanego ruchu miecza. Aktor wydawał się być lekko skonsternowany, ale postarał się nie pokazać tego po sobie i dalej z poważną miną wrócił do kontynuowania monologu. Dalej grał swoją rolę “kubłami”. A ja w tym momencie wybuchłam śmiechem rozbawiona całą tą sytuacją. Miałam odczucie, że to jakiś duszek stworzył taką możliwość, aby AKTOR “wypuścił trochę powietrza” ze swojego do granic nadętego balonu ego, aby nie było takie aż wrażliwe na byle podmuch wiatru  Ale AKTOR nie dostrzegł tego sygnału od DUCHA  I to jeszcze wzmocniło energię mojego śmiechu.

Tylu karcących spojrzeń wokół siebie i skierowanych na mnie nigdy wcześniej ani nigdy później nie czułam ani nie widziałam  Mimo to pozwoliłam sobie, aby mój śmiech spokojnie sobie wybrzmiał. 


niedziela, 25 sierpnia 2013

PYTANIE O POCZĄTEK I KONIEC



ŚNIENIE... Alan Watts "Sen życia":





cyt,:“Tylko brakuje mi nadal początku: skąd jak dlaczego i …."

Pytanie o początek? Kropla pyta: gdzie początek i koniec nieskończonego oceanu?… Znam taką odpowiedź: 

w każdej kropli… 

Nieskończony ocean nie zadaje sobie pytania o początek i koniec albowiem jego "zasadą istnienia" jest nieskończoność.

To ten Wielki Kosmiczny Żart, który zafundowałeś sam sobie – bezwzględnego początku nigdy nie było. Tylko względny. 

Są tylko różne rodzaje śmierci i narodzin, zaśnięć i przebudzeń. A Ty jesteś Istotą NIESKOŃCZONĄ. A nieskończoność jest trudna do objęcia. Umysłem jej nie obejmiemy. "Za kotarą" jesteś tylko :-) świadomy tego, że jesteś nieskończonością i nie musisz już wiedzieć na czym ona polega, bo jest niedefiniowalna – nie ma początku ani końca - to jedyne, co możemy o niej wiedzieć. Bo to właśnie jest Wielką Tajemnicą... 

Jesteś Wielką Tajemnicą  czyli czymś NIEPOZNAWALNYM. 

Nic nie musisz wiedzieć dla pustej wiedzy. Stajesz się TREŚCIĄ poza formami. Ale możesz sobie wyśnić jakąś wersję siebie w jakieś części nieskończoności. Kiedy znów zaśniesz… Stworzysz FORMĘ dla jakieś TREŚCI i zaczniesz doświadczać tej ograniczonej formą wersji siebie. Ale to zawsze będzie tylko iluzją, bo zapominasz wtedy o tym, że jesteś czymś NIEPOZNAWALNYM. 

Jesteśmy nieskończoną, niepoznawalną UNIWERSALNĄ ŚWIADOMOŚCIĄ... (to żeński przejaw Wszystkiego Co Jest ;-)).

Jesteśmy także jednocześnie czymś SKOŃCZONYM – UNIWERSALNYM UMYSŁEM i POZNAWALNYM w ramach swoich snów i marzeń… FORMĄ obdarzoną jakąś cząstką Uniwersalnej Świadomości. Dla umysłu musi istnieć jakiś początek i koniec, ponieważ jego "zasadą istnienia" jest FORMA, która wyznacza granice poznania (pamiętania siebie).

cyt.: “czy po przejściu za kotarę jest cień i czarne i białe czy tylko światło, a może nigdy nie było kotary tylko sen i sen i śnienie bez końca- czyli co ewolucja?"

Tak. nieustanna ewolucja (cząstek świadomości). Zmienność, płynność, niekiedy zatrzymanie na jakiś czas, które wiąże się na przykład albo z cierpieniem i śmiercią albo nudą… Potem kolejna zmiana. I znów następne narodziny… To może być przerażające zwłaszcza dla tych, którzy marzą o jakimś “końcu świata” lub o tym, że po śmierci albo (obchodząc jakoś śmierć) żywcem pójdą do NIEBA, do boga, do jakiejś Krainy Totalnej Szczęśliwości. Jeśli sobie taki sen wyśnią, to tak się stanie…

Skończyłam ze śnieniem wszelkich form walki, wojen... bogów i ich dzieci, doświadczeń i manipulacji kosmitów na ludziach i odwrotnie, wiecznych konfliktów na wszelkich możliwych poziomach... Ale wiem, że Ty możesz śnić inny sen albo być śnioną lub śnionym przez innych... A jednak, nawet wtedy, to nadal jest Twój sen, w którym całkowitą władzę nad sobą oddajesz komuś innemu. 

Nie, nie chodzi o przejmowanie czy odebranie innym tej władzy, lecz o uwolnienie się od jakiegokolwiek władania i kontroli. Z jednoczesną odpowiedzialnością za to, co robię i JESTEM.

A ci wszyscy "kosmici" i wszystkie o nich historie, to WSZYSTKO elementy Snu Naszej Planety, w którym uczestniczymy wszyscy żyjący na planecie Ziemia... Dopóki nie zaczniemy śnić swojego snu… albo dopóki się nie przebudzimy. 

Przecież nie wszyscy śnią o tych kosmicznych częściach siebie. A jak już śnią to traktują je/ich w tych snach różnie: jako przyjaciół albo wrogów, jako aniołów, mistrzów albo bogów… z przeszłości lub przyszłości albo swoich Przodków z Przyszłości. ;-) Umysł uwielbia te zabawy. 

Świat Magii jak i cała KREACJA – CAŁE STWORZENIE są fascynujące. Świat Magii zasadza się na życzeniach-marzeniach (ideach) i wszelkiego rodzaju wyobrażeniach, które podsuwa nam Uniwersalny Umysł -ów Absolut- "doskonały, najwyższy, pełny, całkowicie niezależny, nieuwarunkowany i (prawie) niczym nieograniczony…" - [cyt, z Wikiepedii :-)] hmm... (to męski przejaw Wszystkiego Co Jest ;-)). No i nie ma z nim nudy :-)

Jedno z moich “doświadczeń”:

I inne moje dawne doświadczenie powrotu do PRA-DOMU (Praźródła): http://tonalinagual-sny.blogspot.com/2009/12/powrot-do-pradomu.html




piątek, 23 sierpnia 2013

WOLNOŚĆ... hmm...


Czuję wolność mimo ograniczenia w formie, dlatego że forma przestała być jakimkolwiek ograniczeniem.

Błogosławię Pustkę,
Błogosławię Pełnię,
Wielką Tajemnicę
I wszystko,
I wszędzie…

I wszystkich i wszystko kocham. Taki sen piękny śnię sobie świadomie.
Prawdziwa Miłość wkracza w życie poprzez wewnętrzną przestrzeń, nie poprzez myśli. Nie jest też emocją. Jest dużo głębsza niż jakakolwiek emocja. Myśli już nie są najważniejsze w życiu. Już nie wiem, kim jestem, bo nie potrzebne mi są myśli, które by to opisywały i do których mogłabym przylgnąć. Nie interesują mnie definicje na temat, kim jestem. Po prostu JESTEM… po co definiować nieskończoność, która jest esencją?

Definicja siebie samej lub siebie samego stworzona przez myśli jest “pułapką”… elementem gry: wchodzę sobie na taką karuzelę i kręcę się, kręcę w kółko… mogę wymiotować, a potem znów się kręcę. Mogę na niej umrzeć i na niej się urodzić… W bardzo ograniczonej przestrzeni przekonań na swój własny temat i oczywiście na temat innych też. Potem mogę zejść z tej karuzeli i pójść przed siebie… albo w dowolnym kierunku. Polecieć, popłynąć…

Za pomocą swoich osądów pomniejszamy siebie i innych do… konceptów umysłowych. Osądzaniem i ocenianiem ograniczamy siebie i innych. Jesteśmy jak marionetki. Brak osądów otwiera przestrzeń, uwalnia nas. Wolność… hmm… A może jednak zawiesić się na tym, co widzę w innych? A inni to moje lustereczka... Jaką siebie w nich widzę? I czy chcę to zmienić w nich? Jakim prawem? Czy mam jednak coś zmienić w sobie?

Możemy widzieć świat oczami dziecka, które ma dostęp do wiedzy …

Gdy nie myślę, słowa wypływają z przestrzeni… Stan wewnętrznej przestrzeni, wewnętrznej ciszy, “nic”, kiedy świadomość nie jest wypełniona i zatkana formami (myślowymi). Wszystko, co wtedy robię jest działaniem w Połączeniu, w harmonii i Miłości. Obserwuję i jestem. I robię to, co mam do zrobienia. Po prostu. Ta Miłość nie ma żadnej formy. Żyję jakby w dwóch częściach: bez fomy i formy, duchowym i materialnym, jestem jak brama wymiarów dla bez-formy i formy, która się przejawia, brama łącząca te dwa światy. Cały świat jest odbiciem mojego stanu świadomości.

Nie zastanawiam się: Jak mogę zmienić świat? Po co? Jest. Połączyłam się z tym, co nie posiada formy, co jest naszą wewnętrzną przestrzenią świadomości, która jest nieskończona. Nasza wola łączy się wtedy z wolą Całości. Wtedy też pojawią się… myśli, działania… z pustej przestrzeni bez formy i tu się przejawią… Zmiany zachodzą. Zmienność to podstawowa zasada kosmiczna.

Poszerzanie świadomości… na razie zaprowadziło mój umysł do kolejnego odkrycia, które przeczytałam oglądając film pt. "Wielki Kosmiczny Żart": 

"Źródło bawi się w granicach stworzonych przez siebie ograniczeń”. 

Myśli, koncepty, przekonania, emocje oceny, oczekiwania wyznaczają te granice. A przecież Jestem nieskończonym Źródłem bawiącym się swoim snem. Ja JESTEM… MA-JA coś co ma ja. Nie mam nic, jakieś “coś” jakby “nic” MA tylko jakieś “bliżej nieokreślone” JA...

A jednak słowa potrzebne mi, by próbować uchwycić w nie coś, co nieuchwytne. Bym mogła się z Tobą jakąś cząsteczką przejawu całości podzielić. Tak po prostu, bez żadnych oczekiwań…

Nie rozumiejąc innych nie rozumiemy siebie samych… I nie rozumiejąc siebie nie rozumiemy innych.
 Najwięcej potworów zagnieździło się w nas samych. W naszej tak zwanej podświadomości (nieświadomości) ukrytej przed naszą świadomością.

A te nasze piękne historie i opowieści naszych umysłów o naszych doświadczeniach, odkryciach, przemyśleniach i przejawach... cząstek Uniwersalnego Umysłu, to tylko historie.

Każdy z nas bardzo pięknie GRA i opowiada historie. Szanuję i kocham każdą istotę ludzką i wszystkie ISTOTY... takie, jakimi są. I dziękuję im za to. Trala lala... pitu pitu. ;-D

I Tobie też dziękuję, że jesteś jaki lub jaka jesteś i pięknie JESTEŚ i GRASZ swoją rolę. Być może czasem wydaje Ci się, że z jakiegoś powodu GRASZ “lepiej” niż JA.  To tylko iluzja... ha, ha ha... :-D

A potem nagle czuję jakąś trudność. 


Myślałam dziś o tym, jak trudno utrzymać świadomość i dotarło do mnie, że to “moja tożsamość” (zwana także ego) tak się ostatnio poluzowała, że nie wiem, czego się “trzymać”. Ciekawy stan. Niby jestem świadoma swojej “obecności”, ale nie mam pojęcia, kim JESTEM. 

Jestem tyloma czymś, że nie wiem, czym jestem. nie mogę uchwycić siebie samej ;-D Niby rozumiem i jestem świadoma zmienności stanów świadomości, a jednak czasem odnoszę wrażenie, że “utknęłam”, chociaż z drugiej strony wiem, że muszę poczuć jeszcze większe poluzowanie i coś w rodzaju chwilowego chaosu [pozwolić na rozsypanie się?], bo z niego może wyłonić się coś nowego. 

Podążam za tym, co się przejawia, ale nie wiem, co zrobić, kiedy spotykam ludzi i widzę, jak na przykład sami siebie okłamują i idą w zaparte, jak pracuje ich umysł i zakręca ich w różne pułapki… Jak oceniają, jak oczekują od innych wysłuchania, zrozumienia, ale nie są w stanie sami siebie słuchać… jak “atakują” z tego powodu innych dokonując na innych przeniesienia…, jak się męczą walcząc z wiatrakami… i próbują manipulować innymi. A ja nic nie mogę zrobić… Tylko być w taki sposób, jak czuję… hmm… 

Uczę się albo przypominam sobie być po prostu w takich sytuacjach… Momentami jeszcze chciałabym uciec do jaskini, chociaż wiem, że to byłaby ucieczka przed czymś, co mam jeszcze rozpoznać i uwolnić w sobie. A może powinnam na jakiś czas udać się do jaskini? Tak, czuję, że trzeba będzie się nad tym zastanowić. Coś się zmienia, mocno zmienia we mnie i na świecie ;-D

Przyglądam się temu. Ale przyznaję, że z jakichś powodów trudno mi jeszcze to przyjąć bez odczuwania pewnych zaburzeń w moim polu energetycznym. Mam takie momenty, kiedy coś ze mnie wypływa poprzez dźwięk, czasem pieśń albo dziki krzyk i zaczynam się zachowywać dosyć “niekonwencjonalnie”. Wtedy mi słowo heyoka *) przychodzi na myśl.


Owszem, pojawiają się w moim życiu też osoby, które przychodzą i proszą mnie o pomoc. Wtedy robię to, co mam do zrobienia. I wtedy zdarzają się często momenty czegoś jak “katarsis”. Niesamowite, bo mam odczucie, że te osoby pojawiają się z jakimś wzorcem do uwolnienia po to, bym ja także świadomie przyjęła te aspekty siebie w innych (i innych w sobie). Tak po prostu. 

Dużo trudniej jest mi przyjmować ludzi takimi, jacy są z ich agresją i bólem wynikającym z nieświadomości prowadzenia niekończącej się wewnętrznej wojny… ze wszystkim i wszystkimi. A do tego nie odczuwają potrzeby dokonania zmian w sobie. Hmm... Coś jeszcze potrzebuję w sobie samej dostrzec i uwolnić? Chodzi o osoby, które są usatysfakcjonowane jedynie wtedy, gdy inni spełniają ich oczekiwania. Na poziomie świata Magii tak właśnie działamy – mamy oczekiwania (życzenia) i największym pragnieniem jest ich spełnienie… Jednak ciekawe jest, że gdy jedne oczekiwania zostają spełnione, pojawiają się natychmiast następne i kolejne… I w rezultacie nic się nie zmienia. Spełnianie życzeń/oczekiwań może być atrakcyjne, ale na dłuższą metę staje męczące. A niespełnienie życzeń/oczekiwań doprowadza ludzi do frustracji i cierpienia. Ale ileż można tak spełniać i spełniać...w nieskończoność? ;-D Tu nie widzę już alternatywy, co jest “lepsze”: spełnianie czy nie spełnianie czyichś oczekiwań. Ani jedno ani drugie. Jakoś nie czuję już... Jakie jest “wyjście”? Masz jakąś radę? 

Obecnie dla mnie na razie “wyjściem” jest podążanie za tym, co się zadziewa w uważności i byciu “przy sobie w sobie”, ale nadal to dla mnie jeszcze “lekcja”. 

Mogę się zachowywać dziwnie... Informuję was ;-)
Czekam cierpliwie, co następnego się przede mną odkryje… A czuję, że znów znalazłam się w takim “miejscu”, z którego coś za chwilę się wyłoni z tego chaosu… Niech się wyłoni.

*) Heyoka to błazen, święty klaun. Duch Heyoka mówi, wykonuje działania i reaguje w całkiem inny sposób niż wszyscy ludzie wokół niego. Ludzie raczej nie przepadają za takim duchem i nie chcą go spotykać, bo on zazwyczaj pojawia się wtedy, gdy chce coś zabrać innym np. coś z ich wybujałych przekonań na swój własny temat lub spowodować jakiś "twórczy" chaos. 

Przeczytałam gdzieś, że: "Ludzie Lakota nauczyli się szanować heyokę. Wiedzą, że lepiej zostawić heyokę w spokoju i unikać go/jej". Czy to szacunek czy sposób na unikanie? A heyoka niby się wygłupia zadając trudne pytania i mówi niby bełkocząc trudne rzeczy, których inni baliby się wypowiedzieć. Heyoka używają ekstremalnych zachowań. Wywołują śmiech w niepokojących sytuacjach rozpaczy i prowokują strach i chaos, gdy ludzie czują się zbyt ważni albo  zbyt dumni, albo zbyt poważni albo zbyt zadufani... i wierzą, że są silniejsi, lepsi, mądrzejsi niż są. 

Heyoka czasem łamią różne tabu, zasady, przepisy, normy społeczne, lub granice. Paradoksalnie jednak, poprzez naruszenie tych norm i tabu przyczyniają się do określenia na nowo wcześniej przyjętych granic, zasad oraz społecznych zachowań etycznych i moralnych.

W mitologii Lakota Heyoka jest również duchem grzmotów i błyskawic. Mówi się, że wykorzystuje wiatr, którym jak laską bije w bęben gromu. Śmiechem burzy sytuacje emocjonalnych napięć i śmieje się, kiedy jest smutny, a płacze, gdy jest szczęśliwy; zimno sprawia, że ​​się poci, a ciepło sprawia, że ​​zaczyna drżeć. W sztuce jest on przedstawiany jako mający dwa rogi, co znaczy, że jest duchem polowania. Poluje na kłamstwa iluzji. 

Heyoka są uzdrowicielami i mają wiele funkcji,  ale główną jest uzdrawianie i przebudzanie ludzi do głębszego rozumienia znaczenia ukrytej prawdy. Oni także przygotowują ludzi do nadejścia nieuniknionej katastrofy. Te duchy często robią rzeczy "na wspak" zachowując się niekonwencjonalnie: na koniu jeżdżą tyłem do głowy konia, noszą na sobie dziwaczne ubrania albo założone na lewą stronę lub mówią w dziwnym języku "niby od tyłu". Te ich dziwaczne zachowania zapobiegają kostnieniu zasad, norm i struktur społecznych. Mają wnosić społeczną równowagę i harmonię pomiędzy indywidualnymi potrzebami wszystkich członków danej społeczności. 

Ich zadaniem jest przenikać oszustwa naszych ego, iluzję ocen i oczekiwań wobec innych, "drążyć w skałach" i poszerzać świadomość wszystkich członków danej społeczności na ile tylko to możliwe. 

Jurodivyje w Rosji...


cyt.: "Jurodiwy (ros. юродивый, gr. môros, syr. ţđîäčâűé), także saloita – święty, szaleniec Chrystusowy. Jeden ze wzorów świętości dawnej Rosji (obok strastoterpców, starców i pielgrzymów). Staroruski termin pochodzi od słowa уродь, czyli "wybryk". Trochę taki Cudaczek. ;-)


Korzenie tej postawy można odleźć już u proroków Starego Testamentu.

Pan Bóg nakazał:
- Izajaszowi chodzić nago i boso, (por. Iz 20,3)
- Jeremiaszowi sporządzić więzy oraz jarzmo nałożyć na szyję i w ten sposób prorokować (por. Jr 27,2)
- Ozeaszowi przykazał pojąć za żonę nierządnicę, pokochać ją i mieć z nią dzieci (por. Oz 1,2)
- Ezechielowi spakować się w nocy, zrobić dziurę w murze miasta i uciec jak zesłaniec (Ez 12,3-7)

Jezus według Ewangelii tak był zaangażowany w głoszenie swojej nauki, że ludzie myśleli, iż "odszedł od zmysłów". (Mk 3, 20-21)



W różnych kulturach szaleńcy byli pogardzani, ale również uważani za tych, którzy mieli kontakt z innym światem. (...)

żyli w ubóstwie, spali na śmietnikach lub psich posłaniach, poniżali się; obcy, nieznani, nieuchwytni, nieobliczalni, cudzoziemcy (przybywają z "zachodu", "krajów łacińskich", "Niemiec") nie dbali o wygląd, rozczochrani, pojawiali się nago nawet w świątyniach (znak umartwienia, przejrzystości-czystości duszy), z łańcuchem na szyi, wybałuszając oczy, tocząc pianę z ust, wymiotując, często milczeli ("niemota" pośród "Słowian"), lub przeciwnie, krzyczeli (bełkotali, mamrotali, bluźnili, znieważali, zadawali zagadki, powtarzali dokładnie to, co ludzie do nich mówili – echolalia), czynili cuda (przewidywali przyszłość, chodzili po wodzie, uzdrawiali)...

Można powiedzieć, że zamiast uciekać na pustynię lub do celi klasztornej powracali oni z osamotnienia by służyć ludziom poprzez zrywanie masek, wyśmiewanie pozoranctwa, rytualizmów i próżności.

By wstrząsnąć, poprzez demaskowanie iluzorycznej „mądrości ludzkiej”."

Były wśród nich kobiety. Na przykład Ksenia z Petersburga, o której mówili: błogosławiona... 

cyt.: "(cs. Błażennaja Ksienia Pieterburgskaja) – święta Kościoła prawosławnego (Rosyjski Kościół Prawosławny). Śmierć męża mocno wpłynęła na młodą kobietę. Zapomniała jakby o ziemskich rzeczach i dla ludzi wydawała się być pozbawioną rozumu. Ksenia wybrała drogę szaleńca Bożego. Wszystko co miała rozdała biednym, przebrała się w ubranie męża i zaczęła udowadniać ludziom, że zmarł nie on lecz jego żona – Ksenia Grigoriewna. Chodząc po ulicach Petersburga często była wyszydzana i poniżana. Po pewnym czasie mieszkańcy miasta przyzwyczaili się do jej obecności i wyglądu, a nawet zaczęli przynosić jej ciepłe ubranie i pieniądze. Ta jednak przyjmowała tylko najdrobniejsze datki, które natychmiast rozdawała biednym. Nie mając stałego miejsca zamieszkania, sypiała na polu za miastem, gdzie widywano ją jak na kolanach modlącą się lub robiącą pokłony do ziemi na cztery strony świata.
Święta dostąpiła daru przepowiadania przyszłości. Przewidziała m.in. datę śmierci księżnej Elżbiety Pietrownej."

Ot, takie to historyjki o dziwnych świętych ;-D 


środa, 21 sierpnia 2013

ŚNIĄCA ISTOTA i PRZEBUDZENIE :-D


1. WISZNU

Śniący swoje kolejne ŚWIATY I AWATARY czyli wcielenia:


Wisznu jest Bóstwem wszechobejmującym (zawierającym wszystko).

Stojący na Wężu *) Szesza


Tu mam zaskakujące mnie samą skojarzenie: Wisznu   wygląda trochę jak DYM płynący z FAJKI **) ... I ten DYM ma wyrazistą  formę i treść. A imię węża Szesza kojarzy mi się z nazwą fajki arabskiej - Szisza...

Podwójna Istota Wisznu i Lakszmi:


Wisznu w wielu wcieleniach (Awatarach). Czy to może być symbol nieskończoności wcieleń w różnych formach, o różnych treściach między innymi kobiecych, męskich i podwójnych?


Świątynia Wisznu

Ta świątynia ewidentnie kojarzy mi się z innymi piramidami na Ziemi, w tym również "majańskimi" :-)

Z kolei ten wizerunek bardziej kobiecej formy Wisznu i jego awatarów:

wiązanie czerwonego sznura na szacie przypomina swoim kształtem pająka. Pająka zakładającego sieć powiązań... różnych form i treści w wielu różnorodnych światach i czasoprzestrzeniach...

Inne przedstawienie Wisznu jako unoszony na falach Kosmicznego Oceanu... (niemalże jak WENUS powstająca z piany Kosmicznego Oceanu) z Galaktyką w jednej dłoni i konchą w drugiej oraz buławą i kwiatem lotosu w dwóch pozostałych:



Oraz wersja, która z pewnych względów jest mi bliska - Wisznu na Orle, a może raczej... Orlicy Świadomości trzymająca Węża Umysłu:



2. TOLTEKOWIE
Mistrzowie Śnienia i MIŁOŚCI...


3. ŚNIĄCA BOGINI
z Malty


"Najbardziej spektakularny pomnikiem na Malcie jest ogromny, podziemny labirynt znany jako sanktuarium Hypogeum." Model labiryntu o trzech poziomach:



Fragmenty wnętrza:



http://www.mostlyfood.co.uk/Feature%20malta.htm

Wzory na suficie:




cyt.: „Hypogeum Ħal-Saflieni – podziemna budowla z około 2500 roku p.n.e. znajdująca się w miejscowości Paola na Malcie.

Dokładne przeznaczenie hypogeum pozostaje do dziś nieznane. Początkowo prawdopodobnie pełniło funkcję sanktuarium, później zaś podziemnej nekropolii.”[???]


cyt.:”Ma powierzchnię ponad 6000 metrów kwadratowych, trzy poziomy monolitu mogło być świętym centrum wyspy dawno temu.


Główna Komnata jest całkowicie wykutym w skale pomieszczeniem na planie koła. ”


Obecnie przypuszcza się, że w czworobocznej niszy tej komnaty kapłani interpretowali sny. hm…


„Wiele form zachowanych w hypogeum przypomina naziemne świątynie neolityczne. Znajdują się tam menhiry, nisze trylityczne, kręgi kamienne (..)”


Te niesamowite labirynty o specyficznej strukturze wydają się być świątynią i… centrum „uzdrawiania” albo „śnienia”. Według niektórych były one także grobowcami. Ale być może jednak świątynią - domem „śniących”, co uprawiali swoistą „jogę śnienia”? :-)


„Główny korytarz prowadzi do okrągłego pomieszczenia, w którym zostały znalezione na podłodze dwie identyczne małe rzeźby – figury przedstawiające śpiącą kobietę.” Śniąca kobieta leży na na niskim łożu, jej głowa opiera się na prawej ręce. Poważnie, ta pozycja jest taka sama, jaką przyjmują jogini praktykujący tybetańską jogę śnienia:



Śniąca kobieta leży na na niskim łożu, jej głowa opiera się na prawej ręce. Kreski na jej spódnicy są interpretowane jako liczba kolejnych ceremonii inkubacji... snów a może... snów, które śni świadomie... śnionych jednocześnie 13. "wcieleń" - ["awatarów"?].

cyt.:”Ze środkowego poziomu schody prowadzą na poziom dolny. Nie znaleziono na nim szczątków ludzkich (…)” - Czyli to jednak nie był grobowiec.


Wiele tajemnic nadal nie odkrytych czeka na „odkrywców” :-D


Ciekawostka o religii Etrusków:


– „Corocznie zbierano się wokół świątyni bogini Voltumny.”

a w innym miejscu czytam:
– „Voltumna – etruski bóg ziemi, był najwyższym bóstwem w tamtejszej mitologii.”

Kultura Etrusków jest rzeczywiście fascynująca.

„Etruskowie wybudowali niezwykłe „Miasta Umarłych”.
„Cmentarze wznoszono na wzór miast (groby przypominały swoim wyglądem domy) lecz z… kamienia.” To te – ponoć "groby":

https://i0.wp.com/www.czejarek.pl/podroze/images/pdr0022.jpg



Ale ja wcale tego tak nie czuję. To były domy, a nie grobowce. Domy do medytacji. Jak ziemianki...



cyt. "Miasto umarłych w Tarquinie, to chyba najbardziej znana na świecie etruska nekropolia. Podobnie jak w Cerveteri duże obszary są nadal niedostępne. Wykopaliska rozpoczęto w 1489 roku i były to pierwsze wykopaliska archeologiczne odnotowane przez historię. Do tej pory odkryto około 6000 grobów.”

4. ŚNIĄCA PEŁNA ISTOTA - BUDDA występuje w męskich i żeńskich formach jako TARA.



Historie naszego życia mogą poprzez rozpoznania i uwolnienie doprowadzać nas krok po kroku do coraz głębszej (poszerzonej) świadomości. Możemy wówczas pozostawać w stanie świadomym nawet podczas snu. Nie chodzi tu o próby kontrolowania czy powstrzymania działania marzeń, ale do przeglądu podstawowych procesów tworzenia obrazów. W literaturze buddyjskiej jest opowieść, w której Milarepa opowiada, jak medytował przez osiem lat w odosobnieniu w jaskini. Przez te lata  był w stanie pozostać świadomym we śnie i marzeniach sennych: 

"W nocy w moich snach mogłem przechodzić na szczyt Meru i widziałem wszystko wyraźnie, jak bym tam był. Podobnie w moich snach mogłem mnożyć się na setki osobistości, wszystkie posiadające takie same uprawnienia jak ja. Każda z moich pomnożonych form mogą przemierzać przestrzeń i iść do jakiegoś nieba Buddy, słuchać tam nauk, a następnie wrócić i uczyć Dharmy innych. Mogę również przekształcić moje fizyczne ciało w masę płonącego ognia i w rwącą  albo spokojną wodę płynącą w przestrzeni." 

Milarepa widząc, że uzyskał nieskończone fenomenalne moce w swoich snach czyli świadomym śnieniu, był pełen radości i otuchy.

5. MAKOSZ/MOKOSZ - słowiańska bogini nie jest niby śniąca, ale...

trzyma w dłoniach: róg (obfitości) i dzban - misę...  i ma na powyższym obrazku CZTERY RĘCE... Hmm... Nie trzyma co prawda Galaktyki, konchy czy buławy i kwiatu lotosu jak Wisznu, jednak jest kimś w rodzaju "tkającej".... Iluzję, SEN? I jednocześnie boginią, która powraca... ŚWIADOMOŚCIĄ... która budzi ze snu?

Mokosz, Makosz, Makosza czy to przypadek, że istnieje słowo...
moksza...

cyt.:"Moksza (dewanagari मोक्ष ) – w hinduizmie, jodze i dźinizmie - ostateczne wyjście poza krąg samsary i tym samym zaprzestanie przyjmowania kolejnych wcieleń po śmierci (reinkarnacji). Jest to doświadczenie za życia, jakie towarzyszy całkowitemu rozpadowi identyfikacji z ego. W tym sensie moksza może być rozumiana jako stan jedności z Bogiem.
(...)
Najczęściej wskazywanym znaczeniem sanskryckiego słowa moksza jest wyzwolenie. Paramahansa Pradźnanananda naucza, iż termin moksza wywieść można od moha kszaja - złożenia dwóch słów:
moha
ksza
Otrzymana tą drogą definicja mokszy to: eliminacja złudzeń, iluzji i błędów. W filozofii hinduistycznej moksza rozumiana jest jako wyzwolenie od iluzji (maja) wywołanej pełną identyfikacją umysłu z myślami oraz percepcjami zmysłowymi, uwięzionymi w świecie form: energii, materii, czasu, przestrzeni oraz zależności przyczynowo-skutkowych (karma), które ograniczają doświadczenie własnej, prawdziwej natury - czystej świadomości, która nie ma żadnej formy."

No, ale abyśmy mogli to zrozumieć, czysta świadomość jest przedstawiana za pomocą różnych symboli :-D

2. cyt. "jej rola jako mokszy (...) wypływa z tego, że To Pani PLECENIA BAJI, Piatnica, a więc ona plecie
 prawdę i tylko prawdę – czyli leczy z mayi."  Czesław Białczyński

Czy Makosza zatem leczy czy plecie? A może jedno i drugie? Jak Parki: jedna przędzie, druga tka, a trzecia przecina nic żywota? Czwarta - z tego, co sobie przypomniałam - PRUJE węzły i supełki, bo to inna forma rozplątania nici żywota poprzez zrozumienie utkanych wzorów. A te trzy/cztery Parki  (jak cztery ręce Mokosz na rysunku powyżej) w jednej... MOKOSZY i stąd... MOKSZA jako ta, która "leczy z mai...

Baja:
https://bialczynski.files.wordpress.com/2011/12/w-kric5bcanowski-77482489_large_dolyasrecha.jpg


https://bialczynski.files.wordpress.com/2011/12/w-kric5bcanowski-77482489_large_dolyasrecha.jpg

ze strony: https://bialczynski.wordpress.com/krolestwo-sis-i-jego-cuda/sztuka-krolestwa-sis/rosyjska-wizja-slowianskiej-baji-czesc-5/


Cóż jest prawdą jako rzeczywistością, a co mają czyli iluzją, snem? Czy wszystko, co istnieje?
Jaka jest różnica między wykonywaniem swoich działań - funkcji zgodnie z planem Całości - realizacją zamierzeń a manipulowaniem innymi - stwarzaniem iluzji? 

Na przykład wypełniam jakieś działania, a w planie kosmicznym przychodzi czas na zmianę "miejsca" i zmianę "funkcji" czy zadań, jakie mam do spełnienia. Jednakże jestem tak przywiązana do "swoich" przekonań i tak mocno utożsamiam się z wykonywaną "funkcją", że nie chcę się poddać zachodzącym zmianom. To ego mi na to nie pozwala. Ego jako przywiązanie do wzorców myślowych, działań i przekonań. Ego chce powtarzać to, co umie, to, co jest mu znane... na przykład nawet, jeśli cierpi, woli cierpienie niż coś nowego, innego, co jest mu NIEZNANE.


Więc potrzeba kontrolowania i manipulacji wynika z konieczności utrzymywania się tożsamości (pomimo naturalnie zachodzących zmian w danej czasoprzestrzeni), co daje złudne poczucie kontroli nad sytuacją, panowania nad sytuacją, (a nawet poczucie władzy nad innymi w celu odnoszenia jakichkolwiek osobistych korzyści kosztem innych). Potrzeba manipulacji wynika z niezgody na naturalne procesy zmian zachodzących w CAŁYM organizmie i jest rodzajem walki o sztuczne czyli niezgodne z naturą Całości utrzymanie swojej "stałej" pozycji - tożsamości - ego.  Tak tworzy się ILUZJA - śnienie nieświadome. A śnienie świadome, czy jest także iluzją?
Można oczywiście mieć wiedzę i nie być z nią aż tak bardzo utożsamionym :-D
 Można również być wolną/wolnym od wiedzy, a poprzez poszerzoną świadomość mieć zawsze dostęp do wiedzy, która jest potrzebna dla działań w TU i TERAZ. Tę wiedzę niektórzy nazywają Milczącą Wiedzą.
Logika jest podporządkowana wzorom myślenia i działania, które mogą wypływać właśnie z manipulacji zakrojonych na szeroką skalę...  czyli "prawom i zasadom działania", których zostaliśmy "nauczeni" na przykład w procesie wychowywania. Poddaliśmy się snom innych. A w ten sposób nasze naturalne predyspozycje do spełniania naturalnych funkcji czy działań, które mielibyśmy do spełnienia, zostały zaburzone do tego stopnia, że nasze organizmy zaczynają na przykład "chorować" i muszą być "leczone". I w tym przypadku mogą być "leczone" np. chemią albo... innymi sposobami - bardziej zgodnymi z naturą i wtedy nie niszczącymi narządów organizmu, a uzdrawiającymi także ciało. Wybór sposobu leczenia zależy od: 
1. świadomości, intuicji, która jest naszym pomostem łączącym naszą świadomość z Całością, Źródłem i naturalnymi PRAWAMI  
2. wzorców myślowych i działania, z jakimi się utożsamiamy (ego). Im mniejsze ego tym głębsze, czystsze połączenie ze Źródłem. 
________________________________________________________

Dodane 21.02.2014
o tym, jak ważne jest śnienie w dzogdzen:
http://www.seremet.org/dzogczen02.html
cyt.: "W momencie śmierci docieracie do granicy między samsarą, a nirwaną, czyli do stanu pośredniego - słynnego bardo. Pojedyncza esencja jest waszym paszportem do nirwany. Bez tego paszportu nie można opuścić samsary. Jeśli ktoś nigdy nie doświadczył wizji przejrzystego światła podczas snu, będzie mu bardzo trudno przedostać się z samsary do bardo. Jeżeli ktoś potrafi połączyć się z przejrzystym światłem snu, będzie umiał połączyć się z przejrzystym światłem śmierci. Wszystkie istoty, które osiągnęły oświecenie i stały się Buddami, przekroczyły tę granicę i połączyły się z przejrzystym światłem. My także dzięki ogromnej determinacji i radosnej pracy mamy tę możliwość."


http://2.bp.blogspot.com/-cIsptKCE3Yk/U2gyEjAZI5I/AAAAAAAADdg/Tux8q0SC5-g/s1600/china+PM.jpg
________________________________________________________

P.S. 

BOGINI JUŻ POWRÓCIŁA W WIELU WCIELENIACH :-D



=========================================

O WISZNU
cyt. "Dzień dobiegał końca. Bardzo długi dzień. Pan Wisznu ocknął się z drzemki i rozejrzał. Chociaż właściwie nie musiał się rozglądać. Po prostu zobaczył natychmiast panoramę otaczającej go przestrzeni. Co więcej, doświadczył jej. Był tym jedenastowymiarowym, nieskończonym i niemal niezniszczalnym kontinuum. Ta chwila była pełna ekstazy, ale też bólu, jak obserwowanie gojącej się rany. Wymiary materialnego świata niosły ze sobą cierpienie, ale ogrom wszechbytu był też niewyczerpalnym źródłem przyjemności.

Wisznu zredukował liczbę wymiarów do pięciu i zmaterializował swój pałac, który czasami nazywał się Wajkunthą a czasami nie miał żadnej nazwy, ponieważ żadna nazwa nie była w stanie oddać jego ogromu, bogactwa i wspaniałości. Sam przyjął postać białego świetlnego obłoku i przefrunął w stu ośmiu kierunkach jednocześnie, szybując wzdłuż niekończących się korytarzy mijając niewyobrażalną ilość komnat lśniących od zdobień i szlachetnych substancji, wypełnionych myślącymi roślinami, oświeconymi zwierzętami i wyzwolonymi duszami wyznawców. Wisznu zastanawiał się czasem, co dzieje się, gdy zasypia. Czy wszystko to ginęło i rozpływało się w niebycie? Czy zastygało jak wielowymiarowa fotografia, po to, by ożyć, gdy tego znów zapragnął? Nie wiedział, a raczej nie chciał tego wiedzieć. Gdyby tylko autentyczne pragnienie pojawiło się w jego świadomości, natychmiast przyszłaby też odpowiedź."



poniedziałek, 19 sierpnia 2013

CZYM JESTEM? MALEŃKĄ CZĘŚCIĄ CAŁOŚCI?

NOTKA z 09.01.2011 g.13.36. zaktualizowana :-D

Czy wyobrażasz sobie, że jesteś istotą wielowymiarową, która zaprojektowała ten świat, jakby zaprojektowała jakiś wirtualny obraz-świat i wniknęła do niego, by doświadczyć tego, co zaprojektowała w akcie twórczym? Wchodząc do tego świata jednak musiała ograniczyć swoje wymiary i podzielić się na nieskończone cząstki. Weszła i zapomniała (w tych cząstkach siebie samej) o tym, kim była i jest nadal, zapomniała o swojej wielowymiarowości i o tym, że się podzieliła na mnóstwo zróżnicowanych części, choć jest także niby osobno w każdej z nich...

A teraz, ponieważ kończy się pewien cykl kosmiczny i może wyjść ze swojej gry, której doświadczyła na tyle, że już to jej wystarczy,   zaczyna sobie przypominać,  że to Ona stworzyła ten piękny świat. Realizowała go jednak z różnymi swoimi częściami - zróżnicowanymi (zarówno w danej czasoprzestrzeni jak i w różnych czasoprzestrzeniach) i oddzielonymi od siebie (różnymi formami i treścią). I wyszło to, co wyszło. Są jeszcze części, które chcą w tym oddzieleniu pozostać. Które chcą w tym obrazie-świecie- śnie pozostać. 

Całość... Śni *) - marzy i kreuje dalej – wielowymiarowa. Ma możliwość wyboru różnych Snów: innych obrazów-światów. To jest przypomnienie: kim jesteśmy naprawdę. Całością, która stworzyła i realizowała wspólnie ten obraz-świat.

Nie chcę zatem przywiązywać się do czyichś Snów - Iluzji. Nie chcę „być śniona przez innych”. Chcę Śnić o miłości prawdziwej, „bezwarunkowej”, a nawet wszechogarniającej dla każdego człowieka, chcę śnić na przykład o rozwoju człowieka prowadzącym do wykorzystania potencjału całego DNA…  harmonii i ufności w doskonałość Stworzenia i Całości...

Miałam kilka lat temu wizję Nowej Ziemi, ale jest to wiedza o tak diametralnie innych relacjach międzyludzkich od tych, które istnieją tutaj i teraz, że na początku nie umiałam się nią dzielić. Na początku dzieliłam się tą moją wiedzą bardzo rzadko i tylko w rozmowie osobistej, i tylko z tymi, którzy tego chcą...

Może się wkrótce "przeniosę" na tą Nową Ziemię? A może zacznę ją współtworzyć? A może już zaczęłam?

Więc jeśli przychodzi do nas jakaś wiedza, to dana jest nam po to, byśmy mogli zrobić z niej pożytek. A nie po to, byśmy oszaleli z lęku i rozpaczy - na przykład. Na cóż nam wiedza, która sieje zamęt i prowadzi do destrukcji i zniszczenia? Może jest tak, że niektórzy będą kontynuować świat destrukcji i zamętu, co nie znaczy, że inni nadal w nim pozostaną.

We wszystkim - jeśli ma się taką wiedzę - można znaleźć porządek, celowość, sens i harmonię. Osobiście ten rodzaj wiedzy uważam to za domenę MIŁOŚCI. **)

Możesz moją wiedzę albo jej część uznać za bezużyteczną dla siebie. Choćby przez jej odrzucenie lub uznanie za nieprawdziwą albo z jeszcze jakiegoś innego powodu. Mamy różną wiedzę. Dlaczego? Ponieważ nasze potrzeby są najprawdopodobniej różne. Więc część mojej wiedzy dla Ciebie może okazać się bezużyteczna.

Może istnieje taka "wielowymiarowa" Istota (Praźródło Wszystkiego), która śni również wszystkich bogów i boginie, wszystkie wszechświaty i światy? Nie dostrzegam przesłanek na to, by było to niemożliwe.



24. wrzesień 2006
Śniły mi się różne poziomy dodatkowych wymiarów. Na tych poziomach były zapisane różne informacje, na jednym poziomie jakieś sytuacje i zdarzenia. A na innym poziomie myśli, a na jeszcze innym wzory geometryczne (symbole?), a na jeszcze innym abstrakty-artefakty(?). Przeskakiwałam w tej sieci z jednego zapisu do drugiego z jednej wymiarowości do innej albo te przestrzenie i informacje „przylatywały” do mnie. Widziałam zmienną „skalarność” wymiarów, która polega na tym, że obiekty, zjawiska mogą się przenikać w wyższej wymiarowości, chociaż na każdej danej płaszczyźnie wyglądają bardzo realnie i w zasadzie jak „fizyczne”. Można było postrzegać te światy zmieniając percepcję, ale zachowując świadomość przenikania z jednego poziomu na inny (z jednej wymiarowości do innej).. Informacje mogą znajdować się w różnych wymiarach i łączą się ze sobą w jednym tworząc nowy rodzaj zjawiska - świadomości.


7 luty 2007
Podziemia, coś, co przypominało mi albo kojarzyło się z cmentarzyskiem. Rozwiązywałam jakieś supły karmiczne, ale nie tylko moje. Potem wyszłam.  Zdawałam jakieś "egzaminy" i przechodziłam jak z klasy do klasy… ze świata do świata…

7.grudnia 2009

WIZJE - Skąd pochodzę
Dowiedziałam się, że nie otrzymam odpowiedzi na to pytanie, ponieważ gdybym otrzymała jakąś konkretną odpowiedź na przykład, że pochodzę z Plejad albo z Syriusza czy z innego miejsca w kosmosie, to przywiązałabym się do tego miejsca i do tego przekonania. Odpowiedź zatem brzmiała: pochodzę z różnych miejsc i różnego czasu we wszechświecie.
Potem z kolei przyszła informacja, że czas jest względny i jest to narzędzie, które "przywiązuje" nas do danej "rzeczywistości", do danego świata ograniczając w ten sposób naszą percepcję i świadomość.

Następnie zobaczyłam wyraźnie, że wszystkie istoty z wyższej wymiarowości ("wyższej gęstości") są nami z innych czasoprzestrzeni. Mogą się z nami komunikować, gdy nie przywiązujemy się zbytnio do pojęcia czasu liniowego.

7.grudnia 2009

Powrót do Pradomu...
Kiedy byłam dzieckiem przeżyłam doświadczenie, które było zachwycające, lecz którego sens zaczęłam rozumieć po wielu, wielu latach. Siedziałam sama w domu przy świeczce. I nie wiem jakim cudem wyleciałam ze swojego ciała. Widziałam siebie siedzącą na podłodze, widziałam dach domu, widziałam przestrzeń kosmosu… Leciałam w kosmos i przeleciałam granicę rozdzielenia światła i ciemności…

Znalazłam się w przestrzeni, gdzie nie było ani ciepła, ani zimna, ani światła, ani ciemności, ani dobra ani zła…żadnej dualności. Wszystko stopione w jednym. Byłam TAM najmniejszą z możliwych drobinek. Otaczał mnie olbrzymi wszechświat, nieskończony… A jednak ten cały, nieskończony wszechświat zawierał się jednocześnie we mnie, najmniejszej z możliwych drobinek. Czułam to, wiedziałam to. Byłam w PRA-DOMU.

Jakiś czas temu znów TAM wróciłam. I przypomniałam sobie… Wiem, że istnieją różne światy. Jest ich wiele. Pochodzę z różnych stron wszechświata, ale to już nieistotne. W tym tutaj świecie teraz jestem przede wszystkim. W tym tutaj świecie istnieje „dobro” i „zło”, ale wiem też, że istnieje wiele bogów i bogiń „dobrych” i „złych”, a tak naprawdę wszyscy oni są Artystami Życia. A w każdym z nas są różne cząstki tych różnych bogów i bogiń. Dlatego mamy do czynienia z karmą…

To, że istnieje pewne podobieństwo między różnymi bogami i boginiami to dla mnie oczywiste. Wszyscy jesteśmy „dziećmi bogów”. Być może różnych bogów i dlatego jako ludzkość wciąż ze sobą walczymy. A tam, w Pra-domu nie było ani bogiń, ani bogów, ani jednego boga, ani szatana nie było… Była całkowita jednia, wszędzie, nawet zawierająca się w małej drobince i wokół niej. I całkowita harmonia. Była tam cisza, a w niej wszystkie symfonie świata. I pustka i pełnia. I bez-czas, a w nim wszystkie możliwe czasy… I były wszystkie światy w jednym zharmonizowanym „organizmie”. Nie umiem inaczej tego opisać.

W tej wizji zrozumiałam także, że ów pra-dom jest w sercu każdego z nas. Poczułam to. Moja wcześniejsza tęsknota (ta od dzieciństwa), by tam wrócić zamieniła się na pragnienie działania, by przebudzić w sobie pamięć uczucia, które „stamtąd” czyli z samego środka, z głębi serca pra-domu (wszechświata ?) pochodzi.

A TAM nie było ani boga, ani bogiń, ani bogów, ani szatana ani... Była całkowita jednia, w małej drobince i wokół niej. I całkowita harmonia. Była tam cisza, a w niej wszystkie symfonie świata. I pustka i pełnia. I bezczas, a w nim wszystkie możliwe czasy... Nie umiem inaczej tego opisać.

 Jesteśmy Jednią, ale nie na poziomie świata fizycznego. Na poziomie świata fizycznego wciąż jesteśmy indywidualnymi osobami. Dlatego Ci, którzy uznają się za niemalże "pomazańców bożych" mogą traktować cały zbiór indywidualnych bytów jak "ciemną masę". A jest to możliwe dzięki stosowanym przez owych "pomazańców" manipulacjom naszymi wybujałymi "ja" (EGO) i naszymi pragnieniami, naszą pożądliwością i naszymi oczekiwaniami. Co w tej sytuacji robię? Działam: odkrywam i przypominam sobie dar harmonizowania w sobie przeciwieństw. Gdy coraz więcej sobie przypominam o swoim DOMU, coraz bardziej staję się świadoma tego, kim jestem. Jak to robię? Konsekwentnie. Jestem świadoma, że aby mogło istnieć życie, musi istnieć także śmierć. Żeby mogło istnieć dobro, musi istnieć zło. Bez śmierci nie wiedzielibyśmy, czym jest życie, a bez zła nie wiedzielibyśmy czym jest dobro.

Wyobrażałam sobie świat bez zła, tylko dobry. I dostrzegłam, że to iluzja, taka sama jak "zło". Oczywiście żyjemy w świecie iluzji, do której tak mocno jesteśmy przywiązani, że jest ona dla nas niemal "ostatecznością". Jednak jeśli TAM nie ma zła, to nie ma i dobra, gdy nie ma jednego, to nie ma także i drugiego "przeciwległego bieguna". Nie ma oceny. Jest wyłącznie coś takiego jak wszechogarniająca, bo nawet nie "bezwarunkowa" miłość.

 Z mojej wiedzy wynika, że "zło", które mnie spotyka sama kiedyś wyprodukowałam. I dla mnie to jest uczciwsze postawienie sprawy niż szukanie tego "zła" tylko na zewnątrz. "Strefa cienia" lub "ciemna strona mocy" wcale nie jest gdzieś na zewnątrz, jest we mnie, tylko kiedyś się jej wyparłam i udawałam, że to nie moje. A póki będę tak udawać i żyć iluzją tego wizerunku siebie samej, który sobie stworzyłam (bo tak mi wygodniej), to nigdy "zła" nie zrozumiem i zawsze będzie mnie straszyło.

10.luty 2010

POLE ŚWIADOMOŚCI BUDDY

Przypomniała mi się wizja, jaką miałam kilka lat temu w czasie medytacji. 

Prowadził mnie przewodnik podobny do starego hindusa **) 
(…) poruszaliśmy się w przeźroczystych kulach, które były czymś w rodzaju pojazdu. Pamiętam taki odcinek drogi, że przesuwaliśmy się lecąc tuż nad poziomem morza albo oceanu…

W pewnym momencie razem z przewodnikiem prowadzącym mnie we śnie trafiliśmy do pola wypełnionego energią. Było to pole przestrzeni – jak ocean bez brzegów (nie widziałam, żeby był tam jakiś brzeg) wypełnione energetycznymi „vortexami”, które drgały z różnymi częstotliwościami. Jedne tworzyły niższe, a inne wyższe stożki. Pulsowały one dźwiękami i jakby „szukały” współbrzmienia ze sobą (jak orkiestra, która nastraja instrumenty). A potem powstawały tam kosmiczne symfonie.

Zapytałam przewodnika, co to za miejsce? Odpowiedział mi:
- Przecież doskonale wiesz. Przypomnij sobie.
Przypomniałam sobie. To było Pole Świadomości Buddy... W nim lub z niego właśnie w ten sposób powstawały różne światy.



*) O ŚNIENIU

**) HARMONIA Z CHAOSU