......JESTEM na poziomie świadomości
Wszystkim, Co Istnieje,
co kiedykolwiek istniało
i będzie istnieć...
ISTNIEJĘ - to jest jedyne oczywiste doświadczenie.
Być JESTEM - to wszystko,
co można zrobić bez żadnego wysiłku.
Jestem tym lub tamtym - to iluzja (ma-ja), nierzeczywistość, sen... :-)
Więc JESTEM także tym snem... czyli JA.
To jest całość - JA JESTEM.
Sen staje się świadomy,
zmienia się stan i następuje realizacja, urzeczywistnienie nierzeczywistego... - Ti-ka-li Siunjata
Jeśli umysł jest "doskonałym buddą", to... Tak jak "umysł, sam w sobie, jest doskonałym buddą i żadnego buddy nie można znaleźć nigdzie indziej", tak świadomość jest doskonałą tarą - Matką Wszystkich Buddów.
Tak samo wszystkie istoty są tarami, kiedy ich indywidualna świadomość ekspanduje i staje się przestrzenią pustki, która jest pełna…
W dzogczien rigpa to "pierwotna obecność". Ale także, jak podają inne źródła, to umysł w pierwotnej obecności… Oznacza dosłownie "wiedzieć" w sensie "wglądu w jednej chwili", "wglądu na wskroś", "aha, rozumiem!" Dla mnie "umysł w pierwotnej obecności" to umysł... zanurzony w bezmiernym oceanie świadomości, w nieskończonej przestrzeni świadomości...
”Rigpa (skt. widja; tyb.: རིག་པ, Wylie:
rig pa) – termin tybetański tłumaczony jako „pierwotna obecność”…
Oznacza dosłownie
„wiedzieć” w sensie „wglądu w jednej chwili”, „wglądu na wskroś”, „aha,
rozumiem!”.
Natura Buddy…?
Nie całkiem…
„…potocznie
rozumiane jako natura umysłu. Jednak nie jest to ścisłe rozumienie, gdyż
należałoby wtedy zrównać „naturę umysłu” z „naturą buddy”, co przez to
oznaczałoby, że umysł jest buddą.” A tak nie jest... hm...
Czogjal Namkhai Norbu tak
opisuje termin Rigpy:
„Terminu
rigpa używa się obecnie w różnych aspektach, czasami w znaczeniu inteligencji.
Ale słowo rigpa w naukach dzogczen nie oznacza jedynie zwykłej wiedzy czy
inteligencji. Chodzi tutaj odoświadczenie. Kiedy ktoś sam uzyskuje doświadczenie
natychmiastowej obecności, wtedy ją rozpoznaje i rzeczywiście wie co znaczy
rigpa.”
To „doświadczenie”
następuje po „przedarciu się przez umysł”. Do czego? Do PUSTKI?
Dla
mnie to stan ŚWIADOMOŚCI, kiedy JESTEŚ, ISTNIEJESZ, choć nie utożsamiony z
żadną z form, żadną z emocji, żadną z myśli… Jakbyś stawał się oceanem, który
jest połączony ze wszystkimi swoimi kroplami, w każdej fali, a nawet tymi
„oderwanymi” od fali.
Możesz
być w ciele człowieka, w formie i doświadczyć tego stanu. Nie musisz umierać…
to stan, który można opisać w ten sposób: „Nie jesteś kroplą w oceanie. Jesteś
całym oceanem zawartym w kropli”.- Rumi. Choć żaden opis tego stanu nigdy nie
odda pełnej natury tego stanu.
Czy kropla wody w jakiejś
formie nie jest kroplą wody, tak jak i cały ocean jest wodą?
BĄDŹ TĄ ZMIANĄ, KTÓREJ
PRAGNIESZ W ŚWIECIE - MAHATMA GHANDI
UNIWERSALNE, KRYSZTAŁOWE ZWIERCIADŁO NIE POSIADA SWOJEGO WŁASNEGO UMYSŁU. NIE MA TAM NIC
INNEGO NIŻ ODBICIE TEGO, CO POKAZUJEMY... SOBIE w INNYCH i INNYM w SOBIE.
Wybrałam świadomie świadome życie w harmonii, wolności, ufności i obfitości, w pełnym zrozumieniu i miłości do wszystkiego, co istnieje. I mogę po prostu czuć
wdzięczność. Widzę wokół odzwierciedlenie tego, co we mnie: harmonii, wolności, ufności i obfitości. Jeśli ktoś chce
warunkować swoje szczęście i decyduje się na to, to ma prawo
dokonać takich wyborów dla siebie. Ja wybrałam świadome życie w miłości, harmonii,
wolności, ufności i obfitości. Jest jeden "warunek" - zero
jakichkolwiek oczekiwań. Po prostu tu i teraz już jestem wdzięczna i szczęśliwa. Wystarczy utrzymać się w czystości serca i czystości umysłu - to ten tak zwany punkt centrum, punkt zero... w tu i teraz. W
prawdziwej niewiadomej… ;-)
1. DESTRUKCJA
“Ta
siła w końcu prowadzi nas do wolności zamiast zabijać.” - cytat
z książki p.t. "Magiczna Podróż" Taishy Abelar.
Miałam sen… Przebudziłam się z tego śnienia w
nocy zastanawiając, jaka dla mnie informacja z niego płynie? I
przypomniałam sobie, że wczoraj opublikowałam notkę http://tonalinagual.blogspot.com/2014/03/siy-niszczycielskie-w-nas.html, w której
odniosłam się do tego, co napisał Dawid56 na Mistyce
Życia. Wspomniał tam o święcie Shivaratri, które jest poświęcone jednemu z
najważniejszych bogów hinduskich Shivie. Shiva jest jednym z
trzech bóstw z triady Brahma, Wishnu i Shiva. Shiva jest
„odpowiedzialny” za proces zmiany poprzez niszczenie. Są ludzie, którzy oczekują tego zniszczenia na zewnątrz. Zapowiadają apokalipsę… Ale to projekcja… która dla nich może się kiedyś zrealizuje.
Zainspirowało mnie to do
przypomnienia, czym są takie "rytuały" jak ów taniec
Sziwy Niszczyciela, jak możemy poszerzać swoją świadomość
poprzez rozpoznanie swoich własnych, nieświadomych "demonów",
które przejawiają się... także przez nasze sny. Przypomniałam o
pracy z LUSTREM (poszerzaniu świadomości czy też
samo-świadomości), która oparta jest o wiedzę według której
każda istota ludzka, każda sytuacja może być dla nas odbiciem
tego, co w nas nieuświadomione; w ten sposób, uznając innych jako
cząstki siebie (całości, Jedni). Dzięki temu możemy poszerzać swoją
świadomość uwalniając siebie od wpływu nieświadomych "wzorców"
myślenia i działania.
2. ZAGADKA ŚMIERCI
Kilka dni temu czytając notki na blogu
MARTY M. natrafiłam na art pt. ŚMIERĆ JAK MALOWANA, a w nim na zdjęcie obrazu Gustawa Klimta "Życie i
śmierć":
Tu skojarzenie mam z naukami Tolteków
(np. Don Juana z książek C.Castanedy), według których śmierć
zawsze nam towarzyszy i znajduje się tuż obok, po lewej stronie. Zawsze
można zadać jej pytanie – gdy zajdzie taka potrzeba i uzyskać
odpowiedź…
“a śmierć czeka w bezruchu na
dogodny moment by zaatakować.”
Przeleciało mi przez głowę pytanie:
czy ona atakuje? Chyba nie musi. To być może jakieś nasze
wyobrażenia wynikające z lęku przed nią. Postrzegam ją inaczej:
cierpliwa podąża za nami, zawsze gotowa, zawsze obecna, cierpliwie
czeka na odpowiedni moment. Wtedy, gdy on nadchodzi, śmierć robi
to, co ma do zrobienia; ona wie, kiedy działać i jak… Ale, coś mnie zaskoczyło? Na tym
obrazie Klimta “Życie i śmierć”, śmierć ma wyjątkowo
“piękny uśmiech”. Nikt z ludzi przedstawionych na tym obrazie
nie ma takiego. Dziwne.
Z Alteą z gwiazd
http://alteazgwiazd.wordpress.com/2014/03/05/wywiad-z-carlosem-castaneda/ prowadziłam dialog na jej blogu dotyczący m. innymi nauk
tolteckich, tradycji "linii przekazu", "ostatnim"
nagualu, "ostatnim" dalajlamie... zakończeniu "starych
linii przekazu"... A także o "abstrakcyjnym locie" i
"przesuwaniu punktu scalającego świadomość", o
dakiniach i czarownicach... Tym tematom poświęcona jest też moja notka http://tonalinagual.blogspot.com/2014/03/tradycje-i-linie-przekazu-wiedzy.html "Abstrakcyjny lot" jest związany z uniknięciem pożarcia przez Orła Świadomości, który zazwyczaj pożera ową świadomość ludzi w momencie śmierci... A wczoraj jeszcze przed zasypianiem
przeczytałam w książce Taishy Abelar:
"Umieramy,
ponieważ nie bierzemy pod uwagę możliwości przemiany".
Z kolei dziś rano przypomniało mi
się śnienie o klanie czarownic i śmierci…
I nagle zdałam sobie sprawę, że
wyparłam kiedyś tę część siebie samej, swojej tożsamości,
która uśmierca samą siebie... Moje myśli o śmierci do tej pory
powiązane były z tym, że śmierć jest czymś... całkowicie
naturalnym, jest integralną częścią życia, istnienia, ale
jednocześnie postrzegałam śmierć jako "ją"... Myśli
typu: "Śmierć to ona. To ona nas uśmierca. To ona mnie
uśmierca"... wydałały się być takie oczywiste. A przecież
to wzorzec taki sam, jak inne. I taki wzorzec też można zmienić,
przetransformować… w sobie, uwolnić się od niego albo ten wzorzec uwolnić od siebie ;-)
Zazwyczaj, aby poszerzać swoją
świadomość (świadomość siebie), stosowałam metodę PRACY Z LUSTREM. Stosowałam ją skutecznie wówczas, gdy coś mnie denerwowało lub drażniło w innych. Pisałam
wtedy np.: ona jest złośliwa. Następnie pisałam: ja jestem
złośliwa. W ten sposób wyciągałam ze swojej nieświadomości cząstkę swojej tożsamości i
przyjmowałam tę wypartą część siebie (część swojej
tożsamości) na poziom świadomości. I szukałam w sobie, w swojej
pamięci takich swoich zachowań, w których bywałam złośliwa.
Przyznanie się przed sobą nie bywa łatwe, ale robiłam to z coraz
większą odwagą. Potem ten wzorzec zmieniałam, "transformowałam w sobie" przyjmując do świadomości i "uwalniając się" od niego.
Teraz inni ludzie już mnie nie denerwują ani nie drażnią… Co najwyżej mogę czuć się poruszona. Mam dla nich wiele zrozumienia,
współodczuwania i miłości. Lecz nagle poczułam, by znów zastosować tę metodę LUSTRA tym razem wobec… śmierci… Sama byłam zaskoczona. Przecież nie poczułam żadnej złości, irytacji czy jakichkolwiek negatywnych emocji względem śmierci. Po prostu poczułam, że mam
przejrzeć się w niej jak w lustrze, by uświadomić sobie to, czego
może jeszcze nie jestem świadoma... Tak więc zrobiłam i napisałam:
ona jest śmiercią. Ona uśmierca mnie
i innych.
A następnie napisałam:
Ja jestem śmiercią. Ja uśmiercam
siebie i innych.
Nagle dogłębnie zdałam sobie sprawę,
że śmierć także jest cząstką mnie samej; cząstką "mojej"
ekspandującej świadomości (wyższego Ja? Jaźni? ). Jakże trudne było
pomyśleć, napisać: śmierć to ja, to ja uśmiercam siebie i
innych… Ale gdy to zrobiłam, okazało się, że to ja uśmiercam samą siebie
poddając się nieświadomie pewnym wzorcom myślenia i działania,
które do tego prowadzą...
Stosując dalej metodę LUSTRA mogłam
teraz napisać:
wyciągam ze strefy cienia, z nieświadomości tę
część mojej tożsamości, która jest śmiercią, która uśmierca
innych, mnie i... siebie.(Innych, ponieważ inni są częścią mnie
na poziomie wielowymiarowym jako cząstki Jedni, a tym samym
uśmiercam także samą siebie... na wielu poziomach.)
Dalej
napisałam:
Przyjmuję na poziom świadomości tę
część siebie, która jest śmiercią, która uśmierca innych i
siebie... z akceptacją, zrozumieniem i miłością.
To spowodowało, że nagle zaczęłam sobie przypominać wiele
sytuacji, w których do tej pory nieświadomie uśmiercałam. Przez wieki, tysiące lat… albo i znacznie, znacznie dłużej. Na
wielu różnych poziomach świadomości (tożsamości) np. jako
osoba, kobieta i mężczyzna, jako ludzkość, jako istota w różnych formach energetycznych i materialnych, jako żywioły itd… Przelewały się przeze mnie obrazy jak z filmu z tysiącami nakładających się na siebie, przenikających się wzajemnie "scen" śmierci i umierania… I mogłam
wreszcie przyjąć to wszystko do świadomości i uwolnić w sobie -
osobie. I zdałam sobie sprawę, że to wszystko było, że to wszystko skądś znam, pamiętam…
4. UWOLNIENIE ŚMIERCI OD SIEBIE
Teraz mogłam podjąć decyzję zmiany
tego wzorca. Ale na co? Wiem,
że na przykład istnienie "w nieskończoności" w jednej,
stałej formie fizycznej może stać się okrutną pułapką ego. Wtedy wciąż żyjesz,
a inni starzeją się i umierają, a ty wciąż żyjesz w jednym i
tym samym ciele, w jednej i tej samej formie… albo podobnych. To wybujałe ego-ja
chce tak trwać i próbuje naginać do swoich zachcianek prawa
natury.Chyba że… można całkowicie uwolnić się od wszelkiego
przywiązania do obecności fizycznej ludzi, których spotykasz przez
wieki. Ale wtedy, jeśli uwalniasz się od przywiązania do innych, uwalniasz się także od swojego przywiązania do istnienia w jednej formie fizycznej. W każdym razie, nie wiem skąd, ale to doświadczenie też
jest mi znane...
Następnie napisałam:
Mam wolną wolę
i na najgłębszym poziomie świadomości podejmuję decyzję zmiany
tego wzorca bycia śmiercią i uśmiercania siebie i innych. A
energię tego wzorca zmieniam na... otwartość na zmiany formy
istnienia.
Podjęłam tę decyzję płynącą z serca
- na najgłębszym poziomie swojej świadomości - zgodnie z Wolą
Całości i przetransformowałam w sobie energię tego wzorca.
Pozwoli mi to odzyskać energię, którą "pochłaniał" ów
stary, nieświadomy dotąd wzorzec uśmiercania siebie i innych. I
nagle przyszło głębokie zrozumienie i stałam się świadoma, że
umierają tylko te części Całości, które są od niej oddzielone.
Bo istnieją w iluzji oddzielenia. I boją się albo śmierci albo
życia (to dwa skrajne bieguny tego samego). Życie w iluzji
oddzielenia przynosi chaos, walkę, cierpienie i śmierć, które
są... iluzją wynikającą z zapomnienia. Podziały są tylko
iluzją. Umysł ograniczony ego-ja dzieli, ocenia, oczekuje,
wartościuje itd., itp., a sam jest... iluzją. Sam jest podzielony, oddzielony…jako wyłoniony z Jedni. Pisałam o Jedni wielokrotnie :-)
Chociaż widzę też, że umysł jest także wspaniałą, aktywną i
niezmiernie atrakcyjną grą światła i cienia, dobra i zła oraz
wszelkiej polaryzacji, biegunowości... I wiem, że wszystkie części Całości zawsze są częściami Całości, więc poczucie bycia
oddzielną częścią jest tylko iluzją stworzoną przez ego-ja.
Ego-ja też nie jest ani dobre ani złe.
Ma swoje przeznaczenie, funkcję, zadanie do spełnienia… Poczucie oddzielenia dzięki ego-ja o ograniczonej tożsamości pozwala na głębokie doświadczenie poprzez ciało fizyczne (biologia, psychika, mentalność, emocjonalność itp.) istnienia w materialnej formie.
Ponowne połączenie z Całością daje
radość istnienia i przynosi coraz większe zrozumienie, spokój
dla umysłu, harmonię, pokój, wypełnia miłością
wszechogarniającą... a świadomość niemalże ekspanduje.
Te części Całości, które łączą
się na powrót z Całością, istnieją wiecznie. Mogą zmieniać
swoje formy istnienia jako energetycznych bytów, istot, mogą zmieniać także swoje materialne formy;
są zmienne, wciąż żywe i istnieją w nieskończoności przejawów
i potencjalnych zmian. Dla nich śmierć jest tylko doświadczeniem
przejścia z formy do formy, jest bramą przejścia. Z formy energetycznej do innej energetycznej, z formy energetycznej do materialnej, z formy materialnej do innej formy materialnej, z formy materialnej do innej formy energetycznej… Energia Całości wypełniająca formę i sama forma to Dusza, Świadomość. Forma wyodrębniona z całości… to Duch, Umysł. Duch, Umysł określa i ogranicza do "bytów samych w sobie" różne części Całości i w ten sposób oddziela, po pierwsze - od Całości, a po drugie - od siebie wzajemnie - różne cząstki Całości.
I mimo, że to wszystko już sobie przypomniałam, to teraz po prostu poczułam to głęboko w sobie. Doświadczyłam tego świadomie w swojej... wewnętrznej przestrzeni Świadomości.
4. POSTRZEGANIE ŚMIERCI
Mamy wiele możliwości postrzegania
procesów umierania, transformacji, zmiany form czy istnienia w
nieskończoności:
1. Możemy wierzyć, że nasze życie,
nasze istnienie kończy się ze śmiercią fizycznego ciała, bo
potem nie ma nic, co ludzki umysł mógłby pojąć coś, co
przekracza jego możliwości percepcyjne (z powodu mocno ograniczonej
świadomości - tożsamości ego-ja).
2. Możemy wierzyć, że ciało jest
materialną, fizyczną maszyną, biologicznym pojazdem dla duszy.
I że to ciało jako forma biologiczna
umrze, ulegnie degradacji, a dusza uda się w dalszą podróż... do
"nieba", "piekła", 'czyśca"... w każdym
razie do jakiejś innej "czaso-przestrzeni" lub
"wymiarowości".
3. Możemy wierzy, że ciało jako
fizyczna, materialna forma może być nieśmiertelne.
4. Możemy wierzyć, że będziemy
wciąż i wciąż odradzać się nieświadomie w różnych formach -
ciałach, w różnych światach... na przykład wędrując (zgodnie z
prawem karmy) po Kole Życia - samsary.
5. Możemy wierzyć, że świadomie
będziemy mogli zmieniać swoją formę fizyczną i podróżować po
różnych światach.
6. Możemy wierzyć, że ciało jako
fizyczna, materialna forma może ulec transformacji w energię np. w
"tęczowe ciało" jak u buddy.
7. Możemy uwierzyć, że któregoś
dnia wykonamy "abstrakcyjny lot" i polecimy tym
“abstrakcyjnym lotem" znikając z całością swej istoty w
nieskończoności” (o czym pisał na przykład C.Castaneda w swoich książkach).
Możemy wierzyć, uwierzyć albo po prostu… WIEDZIEĆ. Gdy jesteśmy połączeni z Duszą, a poprzez nią z Całością, zawsze w tu i teraz spływają do nas informacje, które prowadzą nas zgodnie z Wolą Całości z czystego umysłu - od Ducha. Tak zwane 'urzeczywistnienie' to stan istnienia, w którym osoba nie ma już własnej woli, lecz jej wola połączona jest z wolą Całości albo - jak nazywają niektórzy Źródła. To nie jest Bóg. To COŚ można nazwać PODWÓJNĄ Istotą boską (o żeńskim i męskim aspekcie).
Każdy ma prawo wybierać dla siebie
(świadomie albo nieświadomie) to, w co chce wierzyć, co chce
uznawać za swoją "prawdę", choć te "prawdy"
to tylko cząsteczki, które są cząstkami Całości. I tylko Całość jest Prawdą. Każdy może postrzegać siły destrukcyjne,
niszczycielskie czy śmierć jako "złe" lub "dobre".
A może także wyjść poza to przywiązanie do rozdzielania
wszystkiego na "dobre i złe". Wszystkie sposoby
postrzegania wynikające z naszej "wiary" zgodnej z
nabytymi wzorcami i przekonaniami lub "wiedzy" czy "widzenia" są równoprawne.
Te świadome i nieświadome. To są przejawy naszej "wolnej
woli" ego - ja oddzielonego od Całości przez ograniczoną
tożsamość (świadomość siebie).
Ale gdy nasza wola łączy się z Wolą
Całości, zmiany, jakie w nas jako istotach ludzkich zachodzą,
stają się wprost... niewyobrażalne... wcześniej. Wszystko, co
możemy sobie wyobrazić, już istnieje jako przejawione, ale to,
czego nie możemy sobie wyobrazić, a przejawia się, świadczy o
znacznej zmianie naszej świadomości. Nie zmieniałam się zbytnio
przez około 40 lat swojego życia. Pomijając zmiany fizyczne, oczywiście. Ale kiedyś nie byłabym w stanie ani wymarzyć ani
wyobrazić sobie tych zmian, jakie się we mnie dokonały przez
ostatnie dziesięć lat.
Napisałam
kiedyś: (na banerze bocznym tego bloga):pamiętam, że moje marzenia ogranicza moja wyobraźnia, a moją wyobraźnię ograniczają moje: programy, nawyki, wierzenia, przekonania, przywiązania i... mój strach. Dlatego wolę sobie nie wyobrażać już niczego (…) Teraz wolę już nie marzyć…
Jak można
przestać marzyć? - wielu zapyta. Można. Dopiero wtedy zaczynają
zdarzać się cuda, bo nie oczekuję od innych i całego wszechświata, by naginał rzeczywistość do "mojej woli" wynikającej z chcenia małego ego-ja. Teraz wystarczają mi intencję, które nie
narzucają tego, w jaki sposób są one realizowane. Zamiast marzeń mam intencje, które mnie prowadzą. Intencje dla mnie to… drogowskazy DUSZY, które łączą moją wolę z Wolą Całości.
Jesteśmy ciałem i świadomoscią. Gdy ciało "umiera" - zmienia swoją formę materialną, powraca do większej części całości np. do ciała Ziemi). A świadomość jako treść wypełniająca tę dotychczasową formę wraca do większej części Całości - Świadomości… (Stąd symboliczne "połykanie" świadomości ludzi, którzy umierają przez Orła Świadomości - w tradycji Tolteków *). "Wracamy"… "zlewamy się", łączymy się ze sobą jako Jednia, Całość… ŚWIADOMOŚĆ w sobie. Potem znów jako różne cząstki (cząstkowe świadomości) dostajemy różne formy - "kiecki", "maski"…
Istnieją cykle przejścia przez bramę śmierci, które można opisać jako:
- cykle z "utratą" świadomości połączenia - wtedy za każdym razem, gdy się rodzimy, nie pamiętamy swoich wcześniejszych form i "wcieleń" to samsara - Koło Karmy
- cykle z zachowaniem świadomości połączenia - wtedy przychodząc na świat pamiętamy swoje wcześniejsze formy i "wcielenia".
Czasem zdarza się, że część życia przeżywamy nieświadomi połączenia z Całością, Jednią - nie pamiętając, po co tu jesteśmy. Wtedy po prostu realizujemy "oprogramowanie" wzorcami dla ego-ja, a potem odzyskujemy pamięć połączenia i samo-świadomość (świadomość siebie jako czegoś znacznie większego od ja-ego naszych "małych" tożsamości oddzielonych od innych części Całości).
“Niestety, całość napisów widoczna jest tylko w trybie pełnoekranowym. W zwykłym trybie część napisów jest “zjadana”, ponieważ filmik po załadowaniu przestał być panoramiczny.”
Sat Nam oznacza: Sat – prawda, Nam – tożsamość (prawdziwa tożsamość). Inni mówią, że słowo to znaczy… uwolnienie… albo urzeczywistnienie… "Prawda jako Tożsamość, lub Tożsamość Wszelkiego Bytu".
POMOSTY: http://tonalinagual.blogspot.com/2011/11/cykle-czasoprzestrzenne.html 7 kwietnia 2012 o śmierci wątek... http://tonalinagual.blogspot.com/2012/05/jestem.html
Śmierć jest także w pewnym sensie iluzją, ponieważ zmienność i płynność jest kosmiczną zasadą istnienia. To Transformacja, a śmierć jest bramą takiej transformacji, w której zachodzi zmiana formy istnienia. Oczywiście mogę siedzieć w miejscu i podróżować, ale najistotniejszymi podróżami są “podróże świadomości” czyli zmienność "zakresu - spektrum częstotliwości" świadomości…
Dzielę się w tej notce moimi notatkami… rozpoznaniami, przypomnieniem o SOBIE... kim JESTEM, fragmentami moich komentarzy i wypowiedzi na innych blogach. Dziękuję za inspirację Margo0307, Mezamirowi i Przenikaniu oraz wszystkim, z którym dane mi było/jest prowadzić dialog. Wiedza płynąca z naszego osobistego, indywidualnego doświadczenia staje się poszerzoną samo-świadomością SIEBIE…
Kiedyś miałam taki wgląd i zrozumiałam, dlaczego telepatyczne porozumiewanie się pomiędzy ludźmi jest “zablokowane”. Gdyby nie było zablokowane, to przyniosłoby ludziom jeszcze więcej cierpienia i więcej bardziej intensywnych konfliktów, a nawet wojen, na dodatkowych poziomach psycho-mentalno-myślowych. W każdym razie zostało mi pokazane (a było to z 5 lat temu), że gdyby wtedy każdy człowiek otrzymał możliwość telepatycznego porozumiewania się z innymi, to doszłoby do totalnej wojny, która zaczęłaby się na tych psycho-mentalno-myślowych poziomach, a kontynuowana byłaby także na wszystkich innych…, co doprowadziłoby do totalnej destrukcji i chaosu w całym tzw. wszechświecie.
Nawet, kiedy już wiele wiemy, to możemy wpaść w pułapkę wiedzy, która polega na tym, że owa wiedza podsyca nasze ja-ego, ale my nadal postępujemy według starych wzorców, zazwyczaj nieświadomi tego… Nadal kierują nami nieuświadomione wzorce uaktywniające nasze emocje i ograniczające dostęp do coraz większego "zakresu"czy "przestrzeni" naszej samo-świadomości.
Ja, utożsamiona z osobą znaną pod jakimś imieniem i nazwiskiem czy pseudonimem… postępowałam kiedyś tak, jak postępowałam. Ale teraz już postępuję inaczej, co nie znaczy, że ktoś mojego obecnego postępowania nie może uznać oceniając je z własnej perspektywy także za "takie", "śmakie" czy nawet "złe"... dla siebie - według "swoich" ocen, przekonań, "swoich" wzorców myślowych i wzorców działania.
“Kiedyś” miałam "swoje": przekonania, wzorce, strachy, emocje i nie potrafiłam podjąć innych decyzji niż podejmowałam wówczas… Teraz mam inne przekonania itp. i podejmuję inne decyzje. Ale dlatego, że mam pewne doświadczenia za sobą i pamiętam je (powyciągałam wiele "starych" wzorców ze "swojej strefy cienia”), więc teraz rozumiem, że inni nadal mogą podejmować takie decyzje, jak ja kiedyś, ponieważ mają ku temu swoje powody (jak i ja je kiedyś miałam).
Kiedy wypieramy się naszych "złych" uczynków i pakujemy je do swoich "osobistych puszek Pandory" udając, że nie mają one z nami nic wspólnego i "wybielając" siebie, pozbawiamy się pamięci o tym, że jesteśmy kolorowi… dobrzy i źli… A to, co uznajemy za dobre lub złe, zależy wyłącznie od interpretacji indywidualnego umysłu ograniczonego wzorcami myślowymi (naszych przekonań) oraz tego, jak jesteśmy - mniej lub bardziej -sami siebie świadomi oraz tego, co rzeczywiście robimy, jak działamy i z jakich powodów.
Ograniczenia umysłu pewnymi wzorcami myślowymimożna próbować zmieniać, ale i tak mamy ciała, a w nich różne zapisy. Bywa, że ciała pamiętają więcej niż umysł (skoncentrowany na ja-ego) chce lub może pamiętać… Z ciał możemy sobie wyrzucać "różne rzeczy" w nieskończoność, ale bez świadomego procesu "oczyszczenia" czy "transformacji" (integracji) tego, co wyrzucamy i wiedzy, dlaczego to robimy, i tak - to, co wyrzucamy z siebie nieświadomie - prędzej czy później do nas wraca. Potrzebujemy przyjąć te części siebie z uczuciami i emocjami włącznie.
Kiedyś dzieliłam się na blogu moim doświadczeniem "przeprogramowania" siebie z “głupiej i brzydkiej” na “piękną i mądrą”. A jak doświadczyłam także tego drugiego “biegunowego” aspektu siebie, to po pewnym czasie zrozumiałam, że i jedno i drugie (myślenie o sobie i postrzeganie siebie zarówno głupią i brzydką jak piękną i mądrą) było iluzją ja-ego... iluzją utożsamienia się najpierw z jednym, potem z drugim... sposobem postrzegania siebie. I wtedy nagle przestało mieć dla mnie znaczenie, czy postrzegam siebie jako “brzydką lub piękną” albo “głupią lub mądrą”. Przestało mieć jednocześnie znaczenie dla mnie, w jaki sposób postrzegają mnie inni w tych “kategoriach” ocen czy "wartościowania" mojej osoby pod względem takiej czy innej "atrakcyjności" lub jej braku. Wtedy chyba pierwszy raz odczułam świadomie wolność… od ocen, oczekiwań, wartościowania, co lepsze, a co gorsze… kto milszy, a kto nie…
Gdy nasze ja-ego utożsamia się z coraz większą częścią “naszych osobistych części”, zmienia swój “stan świadomości” i rozpuszcza się w czymś, co niektórzy zwą “wyższą jaźnią” lub “wyższym ja” - JA. W naszej wewnętrznej Przestrzeni...
Wtedy też zmienia się nasza rzeczywistość...
Ale żeby “przenieść się” do "innej rzeczywistości" czy "innego świata" (jeśli on istnieje) albo “przetransformować” w sobie ten świat, w którym cierpimy, aby “pójść gdzie indziej”, możliwe, że potrzebujemy właśnie uświadomić sobie i zaakceptować to, że jesteśmy jednocześnie “złymi” i “dobrymi” częściami siebie samych?
Oto przykład:
Jadłam kiedyś mięso, łowiłam na wędkę ryby… teraz tego nie robię. Dokonałam wyboru. Ale żebym mogła dokonać takiego wyboru, musiałam z jakiegoś powodu doświadczyć jedzenia mięsa i “polowania” na ryby… Miałam wtedy bardziej ograniczoną albo może inną samo-świadomość niż mam dzisiaj… (tak to dla siebie określam). Ale nie zamierzam się tego wypierać. Robiłam też kiedyś i "gorsze" rzeczy… Inni nadal je robią. Więc, jeśli jestem połączona z innymi jako Jednia, to inni są mną, więc w tych innych swoich przejawach nadal robię owe "gorsze" rzeczy... Poczucie winy na przykład to mocny program “uzależnienia” od pewnych wzorców myślenia i działania. Poczucie winy ogranicza naszą samo-świadomość, a przede wszystkim utrzymuje nas w stanie aktywnej gotowości emocjonalnej (podsyca i podkręca emocjonalność). Teraz już szanuję wszystkie swoje poprzednie doświadczenia. Zarówno te "dobre" jak i te "złe".
Dlatego rozumiem, że jeśli ktoś je mięso, to taki jest jego lub jej wybór. Ja już nie cierpię z tego powodu, choć wiem, że zwierzęta cierpią, gdy są zabijane w okrutny sposób i współodczuwam razem z nimi. I pamiętam o tym cierpieniu (jestem świadoma, bo odczuwam czasem to cierpienie; zwierzęta to także żywe i czujące cząstki mojej tożsamości). I dlatego nie jem mięsa, aby nie przyczyniać się do tego cierpienia. Taki jest mój osobisty wybór na TU i TERAZ. Wiem też, że inni ludzie cierpią (jak i ja kiedyś cierpiałam), ale wiem także, że wielu ludzi nadal (nawet z nieznanych sobie powodów) nie chce przestać cierpieć.
Ten stan, w którym kocham te wszystkie swoje “brzydkie” cząstki siebie (swojej tożsamości) tak samo jak i te “piękne”, nazywam dla siebie odczuwaniem wszechogarniającej miłości… do tych, co jedzą mięso, do tych, co nie jedzą mięsa, do tych, co są zabijani, do tych, co się rodzą, do tych, co cierpią i do tych, co zadają cierpienie… Niemożliwe? Nienormalne? A jednak… Tak to rozumiem, czuję, wiem i jestem tego świadoma… Umożliwia mi to… zrozumienie i odczuwanie szacunku do każdej "cząstki SIEBIE". To nie znaczy, że nie odczuwam współczucia dla zabijanych i zabijających. Że nie potrafię się wzruszyć, cieszyć, zasmucić, że nie pomogę nikomu. Pomagam innym, ale wtedy, gdy prowadzi mnie moja dusza. Oczywiście, dla siebie wybrałam zakończenie walki oraz zakończenie przyczyniania się do zabijania, uśmiercania...
Pamiętam też, że kiedy (na warsztacie z Brucem Moenem) uczyłam się “odzyskiwać dusze” czy inaczej mówiąc "odzyskiwać różne cząstki swojej tożsamości", które “utknęły” gdzieś... w czasoprzestrzeniach, w różnych światach niefizycznych (lub "pomiędzy"), zrozumiałam (przypomniałam sobie), że każda z nich jest cząstką “mojej” tożsamości, które scalam w sobie. Każda z nich, bez wyjątku (pisałam o tym m.in. tutaj: http://tonalinagual.blogspot.com/2013/05/odzyskiwanie-zagubionych-czesci-siebie.html).
Z późniejszych moim doświadczeń zrozumiałam też (przypomniałam sobie), że nie wszystkie “cząstki swojej tożsamości", które spotkałam w “światach równoległych” albo gdzieś w “przeszłości”, które tam “utknęły”, mogę “odzyskać”. Mogę je scalić, połączyć ze sobą w sobie. Ale zrozumiałam, że nie mogę ich "odzyskać" - w sensie zmienić ich sposobu istnienia, ponieważ nadal mają one swoją “umownie” wolną wolę. I niektóre z nich nie chcą (albo nie są gotowe) połączyć się na powrót ze “Źródłem” albo z większą częścią siebie ("Duszą" czy "Nad-duszą"), ponieważ utrzymują swoje wzorce myślowe i działania oraz nie czują potrzeby albo z jakichś powodów nie mogą ich zmienić. Dzieli je nie tyle forma istnienia, lecz wzorce i przekonania, które uważają za "swoje", za jedyną prawdę. A ja nie mogę nic z tym zrobić, póki one nie wyrażą takiej woli połączenia. Inaczej musiałabym nimi manipulować, kontrolować je lub używać mocy czy raczej prze-mocy. I nie chodzi tu wyłącznie o przemoc fizyczną. Natomiast nie przeszkadza mi to czuć w sobie owe połączenie z nimi i nie przeszkadza mi to być świadomą tego połączenia... w sobie. Dlatego napisałam kiedyś słowa, które umieściłam na pasku bocznym:
To, że staję się coraz bardziej świadoma i sobie wiele PRZYPOMINAM nie znaczy, że mam ZAPOMINAĆ o tym, kim w różnych częściach SIEBIE, nieświadomie także NADAL... JESTEM.
I kiedyś zapomniałam, a potem… przypomniałam sobie, że każdy z nas jest Jedną i Tą Samą Istotą - Istotą przejawioną (przejawiającą się) w niezliczonych, nieskończonych i zróżnicowanych między sobą wersjach "samej SIEBIE".
Jedni z powodu odczuwanego cierpienia i poczucia krzywdy czekają na zbawienie albo zbawiciela, a inni chcą zbawiać całą ludzkość i cały świat… Jeśli są tacy, co uważać by się mogli za zbawionych przez kogoś, to i są tacy, co mogą oczekiwać, że zostaną zbawieni przez kogoś innego… Oraz są tacy, co mogą uważać się za zbawicieli. I to, i to oraz to trzecie jest iluzją zbawienia kogoś przez kogoś… Piękną iluzją, która działa w "naszej rzeczywistości"… jako gra pozorów.
Także ani ja, ani Ty nie możemy nikogo zbawić. Chociaż są tacy, którzy mogą nawet w Tobie pokładać takie “nadzieje”. To tylko iluzja. Również ja nikogo zbawić nie mogę. Nawet jeśli ktoś by tak myślał… czy tego chciał. To tylko i aż iluzja.
Oczywiście czym innym (iluzją) jest “zbawianie” ludzi, a czym innym są (realne) narzędzia pomocne do zbawienia siebie (czyli uwolnienia np. od cierpienia) oraz dzielenie się wiedzą o tych narzędziach i skutecznych sposobach uwalniania się od cierpienia. Można wspierać innych, uczyć, dzielić się wiedzą i doświadczeniem, być przykładem dla innych w swoich działaniach lub nawet prowokować innych czy inspirować. Jednak oczekiwanie na zbawiciela lub granie roli zbawiciela to piękna pułapka naszych ja-ego podtrzymująca mit zbawiciela i zbawianych. Istnieją wyłącznie potencjalni… Każdy może zbawić czyli uwolnić się od cierpienia i wewnętrznej walki tylko... sam siebie.
Pewne osoby i tak “nie mają czasu”, by zajmować się zmianą siebie samych, ponieważ... po pierwsze: wydają się sobie tak "doskonali", że nie widzą swoich własnych iluzji ("kłamstw") na swój własny temat (i na temat innych oczywiście), a po drugie: tak im śpieszno do zdobycia “mocy” (i zbawiania innych), że wolą się skupiać na jej zdobywaniu, choćby i poprzez nieświadome lub świadome manipulacje innymi czy nieświadomą lub świadomą kradzież energii innym. I stąd ich rozchwiane emocje… i "napady" emocji, w tym złości, frustracji, irytacji, a nawet nienawiści… I co ciekawe, tacy ludzie potrafią twierdzić, że u nich z emocjami wszystko w porządku… a mimo to wciąż się wściekają na innych i mają innym wiele rzeczy "za złe". To dlaczego takie osoby nadal przypisują innym na przykład “sączenie jadem”, skoro same to robią i wcale tego nie widzą? Bo nie są tego świadome.
Znam to z własnego doświadczenia i też byłam tego przez jakiś czas nieświadoma. Nie ma znaczenia czy w tym, czy w którymś z poprzednich czy przyszłych "moich" wcieleń. Oczywiście patrząc z innej płaszczyzny postrzegania - pełnej harmonii współistnienia - wszyscy jesteśmy doskonali tacy jesteśmy… Jednakże albo wszyscy jesteśmy doskonali, bez wyjątków, albo nikt z nas nie jest doskonały. "Prawda nas wyzwoli". Prawda, a nie kłamstwa - iluzja naszych ego-ja na swój własny temat. Kłamstwa (świadome i nieświadome) utrzymują nas w niewoli, cierpieniu i wewnętrznej walce, w nieustającym wewnętrznym konflikcie... dobra i zła, światła i ciemności.
Ktoś może zarzucić mi, że jestem "pozbawiona uczuć". Nie przejmuję się już się tym, że ktośmoże próbować micoś zarzucać, narzucać itd. I Ty też nie musisz się przejmować tym, w jaką “rolę” ktokolwiek Ciebie wkłada do swoich “wglądów”, poglądów czy “scenariuszy”, snów czy wizji. Nie tylko wiem, ale także jestem świadoma tego, że uczucia są uczuciami, a emocje są "przeładowanymi" uczuciami, które służą podtrzymywaniu starych wzorców zniewolenia, uzależnienia i cierpienia. Są one nam potrzebne, dlatego ich doświadczamy, ale gdy jesteśmy gotowi, następują zmiany… Zatem - dla mnie - wszystko jest doskonałe, ponieważ, gdy jesteśmy gotowi na to, by sobie przypomnieć, przejawia się nasza wola, intencja albo nazywając to inaczej: “puka do nas” Duch czy też nasza Dusza “macha do nas”, daje znaki, podstawia pod nos odpowiednie sytuacje i ludzi… i zaczyna się domagać, byśmy coś poczuli, coś zauważyli i zrozumieli… I dokonali zmian.
Pamiętam taki sen, w którym pewien nauczyciel napisał testament. On uważał się za mojego nauczyciela, a ja się temu przyglądałam, chcąc zrozumieć, dlaczego on uważa się za mojego nauczyciela. W testamencie był zapis dotyczący mojej osoby i zakazujący mi zajmowania się pewną (konkretną) sprawą. Co ciekawe, ten nauczyciel wcale nie umarł, a napisał testament, hm... A potem przyszli do mnie jacyś ludzie, którzy byli moimi przodkami i poprosili mnie, bym zajęła się ich sprawą, bo wymaga ona wyjaśnienia. To była ta sprawa, którą według owego testamentu miałam się nie zajmować.
Zadałam sobie wówczas pytanie, co mam zrobić? Posłuchałam wtedy serca i postanowiłam, że nikt za mnie nie będzie decydował, czym mam się zajmować, a czym nie. A w rezultacie okazało się, że sprawa, którą się zajęłam, była bardzo pogmatwana, wiele tam było oszustw, zaniechań i zatajeń w celach… poszerzania czyjejś władzy nad innymi i oczywiście… manipulowania ludźmi w tym celu. Do tej grupy "manipulantów" należał zatem także ów "nauczyciel"...
Bez względu na to, czego chce naszego ego-ja, i tak ci, którzy z jakichś powodów nadal chcą manipulować innymi i mieć nad nimi kontrolę, wciąż istnieją. A jeśli sama jestem uwolniona z potrzeby manipulowania innymi, staję się dojrzała emocjonalnie (i nie oszukuję siebie samej w tej “materii”), to nie będę walczyć z przekonaniami tych, co manipulują. Mogę dyskutować, mogę dzielić się swoim doświadczeniem i wiedzą, ale w wolności od tego, co kto z niej zrozumie.
Jeśli rozumiemy, że inni są tacy, jacy są, dlaczego są tacy i że zawsze mogą się zmienić, jeśli będzie im to dane albo nie zmienią się jeszcze przez jakiś czas… wtedy uwalniamy siebie w nich i ich w sobie. I nie tylko wiemy, lecz jesteśmy świadomi tego - bo wiedza w praktyce to świadomość, że oni nie muszą przyjąć takiego uwolnienia od cierpienia. Ponieważ nie uważam siebie ani za lepszą ani gorszą od innych, jestem wolna od tego, w jaki sposób postrzegają mnie inni. Jestem jednocześnie: "matką, ojcem, siostrą, bratem, córką i synem, a nawet przodkami i potomkami"… na poziomie… samo-świadomości. Oczywiście zdarza mi się odczuwać czasem silniejsze emocje. Zdarzają mi się nadal sytuacje, które są dla mnie nowymi "lekcjami" albo stanowią coś w rodzaju "wyzwania", zdarzają się w moim życiu różne niespodzianki… I w głębi serca przyjmuję je z radością i wdzięcznością. Jestem w Podróży...
Piękna ta przypowiastka. Przypomina mi bajkę o rozbitym lustrze… Każdy z nas może trzymać w garści takie liście. Nie dość, że jest ich mniej niż na drzewach, to jeszcze są to liście z różnych drzew. No chyba że… świadomość się poszerza i powoduje, że nagle… trzymasz w swoich dłoniach wiele drzew i liście na nich oraz obejmujesz sterty liści leżące wszędzie na całej ziemi… lub płynące z nurtem strumieni i rzek… itd., itp... Ale nie zapychasz, nie zaśmiecasz nimi swojego umysłu, ponieważ wiesz i nie zapominasz, że możesz zawsze sięgnąć do odpowiedniego liścia, tego, który w danej chwili jest potrzebny – na tu i teraz. Stąd ta wspaniała zmienność, płynność i otwartość… "pustego umysłu"…
Kiedyś przypomniałam sobie, że wszyscy jesteśmy dla siebie wzajemnie potencjalnymi nauczycielami i uczniami, a każdy z nas uczy się tego jedynie, co jest w stanie przyjąć - zrozumieć. Żeby móc przyjąć coś nowego, trzeba uwolnić się od czegoś starego… Są nadal tacy, którzy nie rozumieją głębi nauk Buddy czy Chrystusa, a tylko pewne fragmenty tych nauk – wiedzy-mądrości. Różni ludzie interpretują je i rozumieją "po swojemu". Podobnie robili i robią tak nadal wszelcy kapłani różnych bogów czy Boga Jedynego.
Paradoks przestaje być paradoksem. Staje się integralną częścią zrozumienia dzięki poszerzonej (samo-)świadomości… I ciekawy wywiad z Sebastianem Minorem o tanatoterapii i
Opublikowano 31 paź 2013
Program zrealizowany przez NTV Warszawa.
Sebastian Minor w rozmowie z Martą Złotnikiewicz omawia m.in. kwestie śmierci oraz przechodzenia dusz w Zaświaty.