Wiele z nas zaczyna odczuwać coraz większe napięcie spowodowane zmianami energetycznymi na Ziemi, w Słońcu i KOSMOSIE. Ja też czuję, że teraz jest ważny czas dla ludzkości i Ziemi. Ale wersji możliwych zdarzeń nadal mamy wiele, bardzo wiele… Dlatego chcę się podzielić moim doświadczeniem, które wyraźnie wskazuje na to, że w obecnym czasie coraz bardziej ważne są nasze myśli i CZYSTE, NIESKAZITELNE INTENCJE.
Pewien paradoks polega na tym, że wszyscy indywidualnie podejmujemy pewne decyzje, ale "płaci za to" cała ludzkość, a czasem nawet cała Ziemia wraz z jej wszystkimi Dziećmi. Nasze decyzje mogą doprowadzić do katastrofy, a nawet do upadku w "niższe", pełne jeszcze trudniejszych doświadczeń światy, niż ten, w którym obecnie przyszło nam żyć. Skąd to wiem?
Pisałam kiedyś o swoim przypomnianym doświadczeniu z Atlantydy. To jest moje indywidualne doświadczenie. Oto, co pamiętam:
NA ATLANTYDZIE istniała grupa ludzi zwana "starszyzną" albo "Tymi z Prawa Jedni", którzy zajmowali się pracą z energiami i kryształami dla dobra całej społeczności na Atlantydzie, ale którzy nie zgodzili się na używanie energii jako broni przeciwko innym istotom na Ziemi. Pewnego dnia na Walnym Zgromadzeniu część kapłanów reprezentujących "nową władzę" poddała pod głosowanie konieczność użycia tej energii i pewnych części aparatury, która służyła zasilaniu całej infrastruktury, jako broni przeciw innym istotom. Wówczas nie udało im się przegłosować tej propozycji, więc zaraz po głosowaniu, wyłapano przy wyjściu z budynku wszystkich tych ze "starszyzny" - z prawa Jedni czyli tych, którzy pracowali z energią i kryształami, a nie zgodzili się na użycie mocy energii kryształów przeciwko jakimkolwiek istotom żyjącym na Ziemi. Wówczas umieszczono ich ciała w metalowych kleszczach – obejmach, w których zazwyczaj umieszczano kryształy wielkości człowieka. Te obejmy przebiły ich ciała i unieruchomiły. W ten sposób “ukrzyżowano” tych, którzy sprzeciwili się na Walnym Zgromadzeniu użyciu energii kryształów jako broni przeciwko innym istotom. Ich ciała umieszczone zamiast kryształów w urządzeniu wytwarzającym energię, miały posłużyć jako wzmacniacze przy odpaleniu urządzenia o ogromnej energii.
Pamiętam, że ci z Prawa Jedni porozumieli się wówczas ze sobą telepatycznie i podjęli decyzję, że ich osobista energia nie zostanie użyta do celów wytyczonych przez kapłanów. Jaki popełniono wówczas „błąd”? Według Prawa Kosmicznego każdy sprzeciw wobec działania innych, które oceniamy jako „złe" i odczuwamy negatywne wibracje (strachu lub złości), zawsze zasila to działanie przeciwko któremu protestujemy. A wówczas “ci z Prawa Jedni porozumieli się ze sobą telepatycznie i podjęli decyzję, że ich osobista energia nie zostanie użyta do celów wytyczonych przez kapłanów, jednak... w niektórych osobach POJAWIŁO SIĘ UCZUCIE STRACHU przed użyciem tej energii jako BRONI przeciwko innym ISTOTOM na Ziemi. Strach ten spowodował sprzeciw i w konsekwencji wyzwolenie negatywnych energii. Co w rezultacie po uruchomieniu całej instalacji doprowadziło do kataklizmu na Atlantydzie.
KAŻDY SPRZECIW WOBEC DZIAŁANIA, KTÓRE OCENIAMY JAKO “ZŁE”, ZAWSZE ZASILA TO DZIAŁANIE, PRZECIWKO KTÓREMU PROTESTUJEMY.
Emocje i uczucie strachu przed kataklizmem kilku osób nie pozwoliły na utrzymanie czystej intencji i spowodowały skupienie oraz przekierowanie energii w takie częstotliwości, które zasiliły wzorce walki. I nawet jeśli była tam jedna lub kilka osób, które próbowały zachować swoją indywidualną czystą intencję, katastrofa i tak stała się nieunikniona. Powodem zaistniałej wówczas KATASTROFY była
-tak to rozpoznałam –
"KOLIZJA" INTENCJI.
Kiedy piszę, że ważne są czyste, nieskazitelne INTENCJE, to mam na myśli takie, które nie są skierowanie PRZECIWKO czemuś lub komuś – to dla mnie najważniejsze i taki wniosek płynie dla mnie z tamtej lekcji na Atlantydzie.
Inaczej działają INTENCJE, które są nastawione na indywidualne PRAGNIENIE serca. Utrzymanie ich przy zachowaniu czystego UMYSŁU i - jeśli to możliwe - w połączeniu z “pragnieniem” DUSZY, w połączeniu ze ŹRÓDŁEM i CAŁOŚCIĄ jest możliwe. Ale wiem też, że oczywiście każdy ma prawo do własnej INTENCJI.
Uzdrawianie naszych emocji i uczucia strachu może wesprzeć utrzymanie się w czystej intencji, w punkcie naszego świętego centrum, w którym zbiega się nieskończenie wiele energetycznych nici - linii, z różnych płaszczyzn i wymiarów.
Kiedy piszę, że ważne są czyste, nieskazitelne INTENCJE, to mam na myśli takie, które nie są skierowanie PRZECIWKO czemuś lub komuś – to dla mnie najważniejsze i taki wniosek płynie dla mnie z tamtej lekcji na Atlantydzie.
Inaczej działają INTENCJE, które są nastawione na indywidualne PRAGNIENIE serca. Utrzymanie ich przy zachowaniu czystego UMYSŁU i - jeśli to możliwe - w połączeniu z “pragnieniem” DUSZY, w połączeniu ze ŹRÓDŁEM i CAŁOŚCIĄ jest możliwe. Ale wiem też, że oczywiście każdy ma prawo do własnej INTENCJI.
Uzdrawianie naszych emocji i uczucia strachu może wesprzeć utrzymanie się w czystej intencji, w punkcie naszego świętego centrum, w którym zbiega się nieskończenie wiele energetycznych nici - linii, z różnych płaszczyzn i wymiarów.
I jakoś dziwnie kojarzy mi się tamto “ukrzyżowanie” tych którzy mieli “kryształowe serca” – “starszyznę” z prawa Jedni z próżniejszym ukrzyżowaniem Jezusa Chrystusa...
Nnka u siebie, w dialogu ze mną napisała:
Odpisałam:
Nnko, rozumiem, ale TU nie chodzi o to, ŻEBY SIĘ ZGADZAĆ czy NIE ZGADZAĆ. Chodzi o to, by się tym NIE ZAJMOWAĆ, by tym nie zaśmiecać swojego umysłu; by skupić się na tym, czego pragnie Twoje Serce a przede wszystkim Twoja Dusza. W ten sposób przestajesz zaśmiecać Umysł jakimiś myślami, które pochodzą z matrixa i z programów WALKI. To – według mnie – bardzo ważne zwłaszcza w kontekście tego, że
całkiem prawdopodobnie obecnie zbliżamy się do takiego momentu, kiedy:
I w tym momencie Nnka się ze mną zgodziła :-)
Nnka:
Nie pamiętam. Pamiętam, że część się uratowała, ale wybuch spowodował straszne kataklizmy i przede wszystkim uaktywnienie pewnych wzorców, które ogólnie mogę nazwać wzorcami WALKI. I wszystko zaczęło się od początku. Ale… najprawdopodobniej spadło z większej wymiarowości do mniejszej… Myśmy mogli wówczas porozumiewać się telepatycznie, chociaż nie wszystkie Istoty Ludzkie miały taką możliwość.
O walce pisałam w kilku notkach. Między innymi tutaj:
Ten świat opiera się na walce. Tkwimy rozdarci w dualizmie, w którym dwie siły, chociaż są podstawowymi siłami kreacji, ruchu, wszelkich twórczych działań i całego istnienia, traktujemy jako siły przeciwne, przeciwstawne. Walczymy o: życie, o utrzymanie, o zdrowie, o miłość, o sukces, o pieniądze, o szacunek, o wolność, o braterstwo, o równouprawnienie, o niezawisłość, o idee, o religie, o wiarę, o przekonania, o racje… w zasadzie jako ludzkość walczymy o wszystko. Albo walczymy za: ojczyznę, rodzinę, ojca, matkę, córkę, brata,… też jako ludzkość walczymy za wszystko. Walczymy też z: i tu każdy może sobie dopowiedzieć, z czym sam walczy. A ci, którzy chcą zniszczyć siły zła, wpadają w pułapki zła utrzymując stan walki – dobra i zła. Z pewnego punktu widzenia to jest dobre, tak samo, jak dobre jest zło, które musi istnieć dla dobrego człowieka, aby miał on jakiegoś przeciwnika – złego, by mógł uważać się za dobrego. I by móc udowadniać innym i sobie, że jest dobrym. Musi udowadniać? Dlaczego? Bo to mu pozwala na kontynuację walki na – jeśli nie fizycznym, to psychicznym i mentalnym planie. Więc kontynuuje tę walkę dobra ze złem. Że nieświadomie? Ale to działa! Dobry człowiek prowadzi walkę ze złym i staje się… kim? Również złym … wpada w pułapkę i staje się złym nieświadomie. Cierpią zarówno dobrzy i źli, choć próbują konsekwentnie zaprzeczać, że nie cierpią, wypierają to cierpienie do podświadomości. Zaczynają używać coraz bardziej inteligentnych form manipulacji i za pomocą swojej umownie wolnej woli próbują swoje własne przekonania narzucać innym – swoim wrogom. Dlaczego? Po co? Ano aby oni także mogli stać się takimi samymi „dobrymi” ludźmi, jak inni "dobrzy".
Dopiero zrozumienie tego mechanizmu pozwala nam zakończyć walkę, zakończyć Grę, w której zawsze musi być zwycięzca i pokonany, kat i ofiara, ten dobry i ten zły…(…)
Ten świat opiera się na walce. Tkwimy rozdarci w dualizmie, w którym dwie siły, chociaż są podstawowymi siłami kreacji, ruchu, wszelkich twórczych działań i całego istnienia, traktujemy jako siły przeciwne, przeciwstawne. Walczymy o: życie, o utrzymanie, o zdrowie, o miłość, o sukces, o pieniądze, o szacunek, o wolność, o braterstwo, o równouprawnienie, o niezawisłość, o idee, o religie, o wiarę, o przekonania, o racje… w zasadzie jako ludzkość walczymy o wszystko. Albo walczymy za: ojczyznę, rodzinę, ojca, matkę, córkę, brata,… też jako ludzkość walczymy za wszystko. Walczymy też z: i tu każdy może sobie dopowiedzieć, z czym sam walczy. A ci, którzy chcą zniszczyć siły zła, wpadają w pułapki zła utrzymując stan walki – dobra i zła. Z pewnego punktu widzenia to jest dobre, tak samo, jak dobre jest zło, które musi istnieć dla dobrego człowieka, aby miał on jakiegoś przeciwnika – złego, by mógł uważać się za dobrego. I by móc udowadniać innym i sobie, że jest dobrym. Musi udowadniać? Dlaczego? Bo to mu pozwala na kontynuację walki na – jeśli nie fizycznym, to psychicznym i mentalnym planie. Więc kontynuuje tę walkę dobra ze złem. Że nieświadomie? Ale to działa! Dobry człowiek prowadzi walkę ze złym i staje się… kim? Również złym … wpada w pułapkę i staje się złym nieświadomie. Cierpią zarówno dobrzy i źli, choć próbują konsekwentnie zaprzeczać, że nie cierpią, wypierają to cierpienie do podświadomości. Zaczynają używać coraz bardziej inteligentnych form manipulacji i za pomocą swojej umownie wolnej woli próbują swoje własne przekonania narzucać innym – swoim wrogom. Dlaczego? Po co? Ano aby oni także mogli stać się takimi samymi „dobrymi” ludźmi, jak inni "dobrzy".
Dopiero zrozumienie tego mechanizmu pozwala nam zakończyć walkę, zakończyć Grę, w której zawsze musi być zwycięzca i pokonany, kat i ofiara, ten dobry i ten zły…(…)
I dziękuję NNCE za zainspirowanie mnie w pewnym sensie do napisania tej notki. W zasadzie zaczęło się od pytania Nnki, które zadała mi na swoim blogu.
I jeszcze dodam, że przez ostatnie kilka lat miałam wiele snów i wizji, które przypomniały mi, co działo się ze mną potem... Wracałam tutaj na Ziemię być może kilka razy... Żyłam i umierałam i uczyłam się... utrzymywania czystej, nieskazitelnej INTENCJI...
Tu przykłady tych snów:
3. ZABURZENIE GRAWITACYJNE ZIEMI - SEN DRUGI
(...) Księżyc wybuchł i się rozpadł. Aż w końcu Ziemia straciła równowagę w swoim polu grawitacyjnym zaburzonym przez zniknięcie Księżyca i zaczęła tańczyć lecąc w kosmos. Ludzie byli przerażeni, że to koniec świata. Uczucie jak w szybko przesuwającej się windzie albo jak przy ostrym starcie samolotu czy turbulencji. Tłumaczę ludziom, że to wcale nie koniec, że Ziemia musi teraz znaleźć nowe miejsce w polu grawitacyjnym. Wybuchają katastrofy, trzęsienia ziemi… Wreszcie planeta hamuje, zachybotała się trochę na boki i osiadła na nowej orbicie. Przerażenie ludzi było tak ogromne, że ja też prawie zwątpiłam i przeleciała mi przez głowę myśl, że to prawdopodobne, że Ziemia przeleci, przebije z impetem przez pewien punkt – obszar graniczny swojego pola i poleci hen w kosmos i już nigdy się nie zatrzyma… Nie poddałam się tej myśli. Usiadłam, wyciągnęłam ręce do stojących obok ludzi trzęsących się z przerażenia. Zaufali i usiedli obok podając sobie ręce. I wyciągali dłonie do stojących dalej, a ci uspokajali się i siadali na ziemi… Aż Ziemia się uspokoiła.
(...) Księżyc wybuchł i się rozpadł. Aż w końcu Ziemia straciła równowagę w swoim polu grawitacyjnym zaburzonym przez zniknięcie Księżyca i zaczęła tańczyć lecąc w kosmos. Ludzie byli przerażeni, że to koniec świata. Uczucie jak w szybko przesuwającej się windzie albo jak przy ostrym starcie samolotu czy turbulencji. Tłumaczę ludziom, że to wcale nie koniec, że Ziemia musi teraz znaleźć nowe miejsce w polu grawitacyjnym. Wybuchają katastrofy, trzęsienia ziemi… Wreszcie planeta hamuje, zachybotała się trochę na boki i osiadła na nowej orbicie. Przerażenie ludzi było tak ogromne, że ja też prawie zwątpiłam i przeleciała mi przez głowę myśl, że to prawdopodobne, że Ziemia przeleci, przebije z impetem przez pewien punkt – obszar graniczny swojego pola i poleci hen w kosmos i już nigdy się nie zatrzyma… Nie poddałam się tej myśli. Usiadłam, wyciągnęłam ręce do stojących obok ludzi trzęsących się z przerażenia. Zaufali i usiedli obok podając sobie ręce. I wyciągali dłonie do stojących dalej, a ci uspokajali się i siadali na ziemi… Aż Ziemia się uspokoiła.
4. Świat kradzieży energii życia i wyjście z niego.
Żyłam na innej planecie, byłam dziwną istotą w świecie, gdzie panowało takie prawo, że jedni polowali na drugich. Możliwość była więc taka, że polowało się na innych, żeby ich zabić i „zjeść”, a raczej pochłonąć po to, by zdobyć energię na dalsze „życie” (w ten sposób można było przedłużać swój byt w nieskończoność) albo było się przez innych pochłanianym. Wtedy w jakimś sensie przechodziło się w niebyt.
Trzykrotnie podejmowałam decyzję o rezygnacji z życia w systemie "kradzieży energii" dla przetrwania. Trzeba było kraść energię innych (zabijać nawet) i pochłaniać ich, żeby móc istnieć. Więc wszyscy polowali na siebie wzajemnie. Żeby istnieć trzeba było uczestniczyć w tym polowaniu: albo uciekałam, by nie zostać ofiarą albo goniłam ofiary. Gdy uświadomiłam sobie nagle, w jakiej "grze" uczestniczę, postanowiłam wyjść z tego świata. Wiedziałam, że wówczas zapadnę się w niebyt. Tego właśnie bały się wszystkie istoty w tym świecie, dlatego uczestniczyły w tych "grach". A ja nagle zrozumiałam, że wolę rozpuścić się w niebycie niż zabijać innych po to, bym mogła istnieć i to jeszcze w tak bezsensownej gonitwie.
Miałam świadomość, że jeśli przestanę polować, to zaniknę w niebycie, bo tak już dosyć miałam tych polowań, że owe zaniknięcie przestało być dla mnie przerażające.
Podjęłam decyzję, że nie będę polować na innych i będę się ukrywać, by nikt nie mógł zapolować na mnie. Czułam, jak się rozpuszczam powoli, zanikam. Ale nie zmieniłam swojej decyzji do ostatniej chwili. Rozpuszczałam się... zanikałam... Znikłam... Przestałam istnieć. Ale co dziwne, nie straciłam świadomości. Mimo, że przestałam istnieć w poprzedniej formie, wiedziałam, że w owym "niebycie" istnieję, tylko bez jakiejkolwiek formy. Jakby "moja" świadomość była umieszczona w punkcie jednocześnie rozciągniętym w nieskończonej przestrzeni... I nagle otrzymałam nowe życie w tym samym świecie.
Tym razem od razu podjęłam tę samą decyzję i znów czułam, jak zanikam i rozpuszczam się w niebycie. Nagle poczułam, że istnieję, chociaż nie mam żadnej formy, którą w jakikolwiek sposób, poprzez jakąkolwiek percepcje mogłabym uchwycić. I przeleciałam przez jakiś tunel i znów znalazłam się - po raz trzeci - w tym samym świecie.
I znów, po raz trzeci podjęłam tę samą decyzję. Tym jednak razem, po zaniknięciu w niebyt bez kształtu , bez istnienia, okazało się, że w jakiejś formie istnieję, ponieważ dotarła do mnie informacja, że jako skutek mojego postanowienia otrzymałam obecne życie na Ziemi. Czy chodzi o to tu i teraz życie? Nie mam pewności.
Ten sen jest dla mnie jednym z ważniejszych moich snów. Niesie dla mnie bardzo istotną informację.
Żyłam na innej planecie, byłam dziwną istotą w świecie, gdzie panowało takie prawo, że jedni polowali na drugich. Możliwość była więc taka, że polowało się na innych, żeby ich zabić i „zjeść”, a raczej pochłonąć po to, by zdobyć energię na dalsze „życie” (w ten sposób można było przedłużać swój byt w nieskończoność) albo było się przez innych pochłanianym. Wtedy w jakimś sensie przechodziło się w niebyt.
Trzykrotnie podejmowałam decyzję o rezygnacji z życia w systemie "kradzieży energii" dla przetrwania. Trzeba było kraść energię innych (zabijać nawet) i pochłaniać ich, żeby móc istnieć. Więc wszyscy polowali na siebie wzajemnie. Żeby istnieć trzeba było uczestniczyć w tym polowaniu: albo uciekałam, by nie zostać ofiarą albo goniłam ofiary. Gdy uświadomiłam sobie nagle, w jakiej "grze" uczestniczę, postanowiłam wyjść z tego świata. Wiedziałam, że wówczas zapadnę się w niebyt. Tego właśnie bały się wszystkie istoty w tym świecie, dlatego uczestniczyły w tych "grach". A ja nagle zrozumiałam, że wolę rozpuścić się w niebycie niż zabijać innych po to, bym mogła istnieć i to jeszcze w tak bezsensownej gonitwie.
Miałam świadomość, że jeśli przestanę polować, to zaniknę w niebycie, bo tak już dosyć miałam tych polowań, że owe zaniknięcie przestało być dla mnie przerażające.
Podjęłam decyzję, że nie będę polować na innych i będę się ukrywać, by nikt nie mógł zapolować na mnie. Czułam, jak się rozpuszczam powoli, zanikam. Ale nie zmieniłam swojej decyzji do ostatniej chwili. Rozpuszczałam się... zanikałam... Znikłam... Przestałam istnieć. Ale co dziwne, nie straciłam świadomości. Mimo, że przestałam istnieć w poprzedniej formie, wiedziałam, że w owym "niebycie" istnieję, tylko bez jakiejkolwiek formy. Jakby "moja" świadomość była umieszczona w punkcie jednocześnie rozciągniętym w nieskończonej przestrzeni... I nagle otrzymałam nowe życie w tym samym świecie.
Tym razem od razu podjęłam tę samą decyzję i znów czułam, jak zanikam i rozpuszczam się w niebycie. Nagle poczułam, że istnieję, chociaż nie mam żadnej formy, którą w jakikolwiek sposób, poprzez jakąkolwiek percepcje mogłabym uchwycić. I przeleciałam przez jakiś tunel i znów znalazłam się - po raz trzeci - w tym samym świecie.
I znów, po raz trzeci podjęłam tę samą decyzję. Tym jednak razem, po zaniknięciu w niebyt bez kształtu , bez istnienia, okazało się, że w jakiejś formie istnieję, ponieważ dotarła do mnie informacja, że jako skutek mojego postanowienia otrzymałam obecne życie na Ziemi. Czy chodzi o to tu i teraz życie? Nie mam pewności.
Ten sen jest dla mnie jednym z ważniejszych moich snów. Niesie dla mnie bardzo istotną informację.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz