Przestrzeń nieba niczego nie posiada, a jednocześnie obejmuje wszystkie chmury, wiatry, które chmurami poruszają i burze, i błyskawice, i słońce, które je przepala, gwiazdy, planety, galaktyki, mgławice.... Kto ma więc niebo odsłaniać czy zasłaniać niebo, jeśli wszystko w przestrzeni nieba pojawia się i znika?
Czy to wszystko zasłania niebo?
Czy niebo jest z innej substancji niż wszystko, co w jego przestrzeni spontanicznie się tańczy?
To czym jesteśmy (na podobieństwo przestrzeni nieba) przed "pojawieniem się czegokolwiek", może się samozrealizować tylko poprzez doświadczenia swojej kreacji. A w ludzkiej formie umysło-ciała samorealizacja jest immanentna.
Wszystko jest we mnie i niczego nie potrzebuję szukać. A jednak pytania i odpowiedzi, nawet odpowiedzi bez pytania spontanicznie pojawiają się w tym tańcu form.
To, co we mnie pojawia się, ze mnie wypływa i do mnie powraca rozpuszczając się we mnie. Taka jest natura tego, co ze mnie i we mnie, choć "najgłębszą" moją naturą jest ta przestrzeń, z której tryska źródło wszystkiego, w której wszystko pojawia się i znika. Zmienne, co ze mnie i we mnie i niezmienne jest moją naturą w nieskończonej całości. Tak jak niepoznawalne i poznawalne, jak niewidzialne i widzialne, jak obecność i ruch tańca form...
Przebudzenie to przypomnienie sobie o swojej naturze. Wszystkie formy i słowa wskazują na istnienie swojego źródła, jak snujące się opowieści (tak jak chmury po niebie) zawsze wskazują na istnienie nieba, w którym tańczą.
Słowa jak chmury nie mogą być "ostateczną prawdą", one na nią wskazują. "Ostateczna prawda" nie mogłaby dostrzec siebie bez istnienia form, słów, które na nią wskazują, a bez umysło-ciała nie mogłaby doświadczyć siebie, tak jak niebo bez chmur bez doświadczenia tego, co w nim, nie mogłoby rozpoznać swojego istnienia.
"Ostateczny stan" czy "ostateczna prawda" ostatecznie są tylko drogowskazami, które nie są niczym ostatecznym... Jak chmury na niebie. 🤗
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz