W
sobotę 21.września w nocy przeżyłam kolejne "niesamowite" albo raczej
"samo-vite" doświadczenie. Siedziałam i medytowałam. Tak
wiele sobie przypomniałam, zrozumiałam i połączyłam się jakby z… –
powiedzmy, że... Wszystkim, Co Jest, z "Pustką". Nie było mnie, mojego fizycznego ciała, ale w jakiś sposób istniałam, byłam...
Gdy uświadomiłam to sobie, "śmiałam się i płakałam" ze szczęścia… w sobie... To było – zabawne – jak oświecenie/przypomnienie, jak kolejny głęboki wgląd, w którym wnikałam w Naturę Wszechrzeczy… Tym razem jeszcze jakby jeszcze bardziej świadomie... I poczułam to wszystko całą sobą, na wszystkich "poziomach moich ciał". Potem znów zanikłam i znalazłam się w "pustce". A jednak w pewnym momencie poczułam łzę radości, jak spływa mi łza po policzku i dopływa do ust. Byłam tym policzkiem i tą łzą. I poczułam jej smak. I przyszło do mnie rozpoznanie, że ta łza i mój policzek, i moje usta to wszystko… iluzja… I wszystko znikło.
Znów zaczęłam się śmiać, chociaż mnie nie było... Czułam się wolna… pusta i połączona... W PUSTCE... byłam niczym, a jednak istniałam nadal, czułam siebie jakimiś jakby innymi, niefizycznymi zmysłami. I znów druga łza pojawiła się i poczułam ją/siebie i poczułam policzek (nie czułam pozostałej części ciała) i ta łza zaczęła spływać po moim policzku. Przyglądałam się... sobie jakby od wewnątrz - łzie na policzku - jako iluzji i poczułam, jak… łza znów zanika. A ja pozostaję... Po prostu łza znikła. I nie dopłynęła już do ust. I usta i policzek, wszystko znikło. Wtedy przypomniało mi się, że mogę wybrać: albo pozwolić, by łzy znikły i to, co odczuwam przestało się przejawiać w tej formie, w tym ciele, w jakim jestem albo mogę w tej formie pozostać.
Zrozumiałam, że gdybym tak po prostu zanikła tak, jak ta łza, nie mogłabym odczuwać tego szczęścia w ciele na wszystkich jego poziomach i odczuwać w nim wibracji tego, czego doświadczałam w tym momencie łącznie ze śmiechem i z płaczem,
dotykiem łzy i policzka,
spływaniem łzy po policzku...
i smakiem łez…
na poziomie przejawiania siebie w fizycznym ciele.
I przypomniałam sobie, że to jest takie piękne, że chcę "w tym doświadczeniu", w tym "stanie" pozostać. Jeszcze jakiś czas pozostanę… To "piękno" przeżywania tych uczuć i emocji poprzez fizyczno-psychiczno-mentalne ciało przyciągnęło mnie... do tej formy i doświadczania poprzez nią... SIEBIE.
Widziałam też... coś jak Labirynt "Uniwersalnego Umysłu"… Tam nie potrzeba było żadnych kluczy. Tam potrzebna była koncentracja, która umożliwiała coś jak "widzenie poza formami"… i utrzymywanie świadomości w "punkcie centralnym"… który ekspandował w przestrzeni...
Gdy uświadomiłam to sobie, "śmiałam się i płakałam" ze szczęścia… w sobie... To było – zabawne – jak oświecenie/przypomnienie, jak kolejny głęboki wgląd, w którym wnikałam w Naturę Wszechrzeczy… Tym razem jeszcze jakby jeszcze bardziej świadomie... I poczułam to wszystko całą sobą, na wszystkich "poziomach moich ciał". Potem znów zanikłam i znalazłam się w "pustce". A jednak w pewnym momencie poczułam łzę radości, jak spływa mi łza po policzku i dopływa do ust. Byłam tym policzkiem i tą łzą. I poczułam jej smak. I przyszło do mnie rozpoznanie, że ta łza i mój policzek, i moje usta to wszystko… iluzja… I wszystko znikło.
Znów zaczęłam się śmiać, chociaż mnie nie było... Czułam się wolna… pusta i połączona... W PUSTCE... byłam niczym, a jednak istniałam nadal, czułam siebie jakimiś jakby innymi, niefizycznymi zmysłami. I znów druga łza pojawiła się i poczułam ją/siebie i poczułam policzek (nie czułam pozostałej części ciała) i ta łza zaczęła spływać po moim policzku. Przyglądałam się... sobie jakby od wewnątrz - łzie na policzku - jako iluzji i poczułam, jak… łza znów zanika. A ja pozostaję... Po prostu łza znikła. I nie dopłynęła już do ust. I usta i policzek, wszystko znikło. Wtedy przypomniało mi się, że mogę wybrać: albo pozwolić, by łzy znikły i to, co odczuwam przestało się przejawiać w tej formie, w tym ciele, w jakim jestem albo mogę w tej formie pozostać.
Zrozumiałam, że gdybym tak po prostu zanikła tak, jak ta łza, nie mogłabym odczuwać tego szczęścia w ciele na wszystkich jego poziomach i odczuwać w nim wibracji tego, czego doświadczałam w tym momencie łącznie ze śmiechem i z płaczem,
dotykiem łzy i policzka,
spływaniem łzy po policzku...
i smakiem łez…
na poziomie przejawiania siebie w fizycznym ciele.
I przypomniałam sobie, że to jest takie piękne, że chcę "w tym doświadczeniu", w tym "stanie" pozostać. Jeszcze jakiś czas pozostanę… To "piękno" przeżywania tych uczuć i emocji poprzez fizyczno-psychiczno-mentalne ciało przyciągnęło mnie... do tej formy i doświadczania poprzez nią... SIEBIE.
Widziałam też... coś jak Labirynt "Uniwersalnego Umysłu"… Tam nie potrzeba było żadnych kluczy. Tam potrzebna była koncentracja, która umożliwiała coś jak "widzenie poza formami"… i utrzymywanie świadomości w "punkcie centralnym"… który ekspandował w przestrzeni...
Kilka dni wcześniej miałam odczucie, jakbym znalazła się w centrum Labiryntu… jakbym podróżowała po labiryncie, a jednocześnie była w jego
centrum – świadoma podróży i bycia w tym “centrum”, świadoma
tej dziwnej jednoczesności, “podwójności”…
Przypomniało
mi się, ile razy słyszałam w tym życiu te słowa: "Życie jest snem"…
hmmm…
1.
Spanie… Zasypiamy i śnimy… Potem budzimy się i nic nie
pamiętamy.
2. Spanie… Zasypiamy i śnimy… Potem budzimy się i
pamiętamy… co nie co, ale nie rozumiemy zbyt wiele…
3.
Śnienie… Zasypiamy i śnimy… Potem budzimy się i pamiętamy…
i zaczynamy coś rozumieć.
4. Śnienie… Nie zasypiamy, a śnimy…
jak OOBE. i "budzimy się" i pamiętamy… i rozumiemy.
5.
Granica między snem, śnieniem a jawą zaciera się… A różne
światy i "wymiary" zaczynają łączyć się ze sobą…
Życie
jest jak sen albo śnienie… i budzenie... Rodzimy się i "budzimy" w nowym
świecie, w "nowej" formie…
albo w "starej"... Zapominamy, ale z czasem i przypominamy sobie coraz
więcej… aż potem następuje Przebudzenie/Oświecenie…
To ten "Wielki Żart", który zafundowaliśmy sami sobie – bezwzględnego początku nigdy nie było. Tylko względny.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję...
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję...
Napisałaś:
OdpowiedzUsuń"Życie jest jak sen albo śnienie… i budzenie... Rodzimy się i "budzimy" w nowym świecie, w "nowej" formie… albo w "starej"... Zapominamy, ale z czasem i przypominamy sobie coraz więcej… aż potem następuje Przebudzenie/Oświecenie"
Też tak myślę i czuję!
Przesyłam wyrazy miłości:):):)
STAN.
Dziękuję i odwzajemniam kochany Stanie.
Usuńcyt.."Tam potrzebna była koncentracja, która umożliwiała coś jak "widzenie poza formami"… i utrzymywanie świadomości w "punkcie centralnym"… który ekspandował w przestrzeni..."
OdpowiedzUsuńdokładnie koncentracja to jest to ....to co opisujesz skojarzyło mi się z eksplodującą gwiazdą anilalah ..może dlatego,że chwilę wcześniej ją oglądałam ..sama nie wiem http://anilalah.files.wordpress.com/2013/09/obrazek-beatki-kredki-028.jpg
Widziałam, piękny ten rysunek gwiazdy... mandala... Znalazłam też filmik z mantrą OM i podobną mandalą do tej gwiazdy narysowanej przez Anilalah. Dodałam w komentarzu u niej.
Usuń